Dziesiąta rocznica śmierci Wisławy Szymborskiej
Dziś przypada dziesiąta rocznica śmierci Wisławy Szymborskiej, wybitnej poetki, laureatki Nagrody Nobla w 1996 roku. Czesław Miłosz mówił, że Szymborska w poezji przemawiała „chowając swoje prywatne sprawy dla siebie, poruszając się w pewnej od nas odległości, ale zarazem odwołując się do tego, co każdy zna z własnego życia”.
Jako poetka zadebiutowała w marcu 1945 r. wierszem „Szukam słowa”, opublikowanym w dodatku „Dziennika Polskiego” pt. „Walka”. Jej pierwszy tomik wierszy to „Dlatego żyjemy” (1952). Wydane w czasach apogeum stalinizmu wiersze noszą piętno swej epoki. Po latach Szymborska tłumaczyła się z akcentów socrealistycznych w swoich wczesnych wierszach, mówiąc, że w tamtym okresie sympatyzowała z ustrojem, bo „kochała ludzkość w całości, by po latach docenić wartość kochania poszczególnych jednostek”.
Już w wydanym w roku 1957 r. tomie „Wołanie do Yeti” widać charakterystyczne cechy poetyki Szymborskiej – aforystyczność i stosowanie paradoksu jako podstawowej figury retorycznej. Kolejne tomy jej wierszy to: „Sól” (1962), „Sto pociech” (1967), „Wszelki wypadek” (1972), „Wielka liczba” (1976), „Ludzie na moście” (1986), „Koniec i początek” (1993), „Chwila” (2002), „Dwukropek” (2005) i „Tutaj” (2008). Szymborska opublikowała zaledwie ok. 350 wierszy. Jej utwory były tłumaczone na ponad 40 języków.
W 1996 r. Szymborska odebrała literacką Nagrodę Nobla „za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”, co Stanisław Lem skomentował: „Wiśce się ten Nobel po prostu należał”. Konieczność wystąpień publicznych i popularność związana z Noblem okazała się tak ciężka do zniesienia, że przyjaciele Szymborskiej dzielili jej życie na dwa etapy: przed i po „tragedii sztokholmskiej”. „Zniosła to z godnością” – podsumował przyjaciel poetki Jerzy Illg.
Szymborska była wirtuozem słowa – podkreślają krytycy literaccy. Zwięzłość i trafność jej obrazowania poetyckiego sprawiła, że wiersze noblistki należą do najpowszechniej znanych i najczęściej cytowanych; niektóre z nich trafiły do języka potocznego. Najpopularniejszym chyba wierszem Szymborskiej, który zrósł się z polszczyzną i cytowany jest czasami bez świadomości, że to poezja noblistki, jest utwór „Nic dwa razy”: „Nic dwa razy się nie zdarza/ i nie zdarzy. Z tej przyczyny/ zrodziliśmy się bez wprawy/ i pomrzemy bez rutyny (...)”.
Sekretarz, który pojawił się w życiu poetki po otrzymaniu Nobla, Michał Rusinek, pracując nad przekładem „Piotrusia Pana”, odkrył, że Szymborska jest właśnie kimś takim, tylko w wersji żeńskiej – nie zamierzała dostosować swojego życia do oczekiwań innych. W ciągu wielu lat współpracy poznał różne jej dziwactwa i osobliwości. Poetka bardzo była przywiązana do przedmiotów codziennego użytku, a im bardziej były kiczowate, tym lepiej. Rusinek z sentymentem wspomina zwłaszcza „ohydny chiński termos”, z którym zawsze podróżowała. Także w niezwykle eleganckiej restauracji hotelowej w Sztokholmie prosiła co wieczór kelnera, żeby napełnił go wrzątkiem, co ten przyjmował ze źle maskowanym obrzydzeniem.
Jako sekretarz Rusinek musiał się przyzwyczaić, że jego „szefowa” – jak o niej czasem pisał – pali jak smok. Poetka nawet tłumaczyła się przed nim z nałogu – twierdziła, że palenie jest jej potrzebne do pisania wierszy. Jeśli chodzi o komputery, to noblistka opanowała tylko dwa przyciski „page up” i page down”. Do telefonu komórkowego podchodziła z jeszcze większym uprzedzeniem, uważając, że przedmiot ten ma za dużo przycisków. Nieufna wobec nowinek technologicznych rozsmakowała się w fast-foodach. Jednym z jej ulubionych dań były hot wings z KFC – zamawiała duży kubełek, a potem odsmażała sobie po kilka sztuk na obiad. KFC chciało nawet uhonorować noblistkę darmowymi dostawami, ale Szymborska grzecznie odmówiła.
W literackich kręgach Krakowa plotkowano o tajemniczej sympatii, jaka połączyła noblistkę z championem boksu Andrzejem Gołotą. Jak wspomina Rusinek, przypadek sprawił, że pewnego dnia Szymborska i Gołota jedli w tej samej warszawskiej restauracji. Postawny bokser, zdobywca brązowego medalu na olimpiadzie w Seulu, wzbudził sensację, otaczała go chmara fotoreporterów, natomiast na skromną starszą panią – Wisławę Szymborską - nikt nie zwracał uwagi. Dało sposobność przyjacielowi noblistki Bronisławowi Majowi - poecie słynącemu z poczucia humoru – do wygłoszenia żartu o ewentualnym związku poetki i boksera. Żart był powtarzany i zaczął żyć własnym życiem. Znajomi zaczęli ofiarowywać Wisławie Szymborskiej oprawione portrety championa boksu, po kolejnej przegranej walce Gołoty noblistka odbierała serie telefonów pełnych wyrazów współczucia od znajomych zatroskanych, jak też przyjęła ten cios.
Szymborska lubiła oswajać tematy ciężkie i mroczne ironią, stylizacją. O własnej śmierci napisała żartobliwe epitafium pt. „Nagrobek” (tomik „Sól” 1962): „Tu leży staroświecka jak przecinek/ autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek/ raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup/ nie należał do żadnej z literackich grup./ Ale też nic lepszego nie ma na mogile/ oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy./ Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy/ i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę”.
Przyjaciele Szymborskiej, Elżbieta i Jan Pindlowie wspominali, że już na kilka lat przed śmiercią poetka wiedziała, że ma tętniaka aorty, ale nie chciała operacji. W listopadzie 2011 r. trafiła jednak do szpitala. Nie chciała rozmawiać o swojej chorobie, marzyła, żeby wrócić do domu, uporządkować papiery.
Ostatnim tekścikiem, jaki napisała, była notka na skrzydełku książki „Osobliwy gość”, tomu makabresek Edwarda Goreya: „Bywają ludzie nałogowo ponurzy. Dzięki Goreyowi trafiają na odwyk”. Ostatni żartobliwy czterowiersz, jaki poetka ułożyła, odnosił się do jej stanu po operacji: „Holendrzy to mądra nacja/ bo wiedzą, co trzeba robić/ kiedy ustaje naturalna oddychacja”.
Wisława Szymborska zmarła 1 lutego 2012 r., w domu, we śnie. W dzień pogrzebu, 9 lutego, tuż po hejnale trębacz na Wieży Mariackiej zagrał melodię do jej najbardziej znanego wiersza – spopularyzowanego przez Łucję Prus, Maanam i Korę - „Nic dwa razy”.
„Niedługo przed śmiercią mówiła pani, że miała długie, dobre, ciekawe życie i szczęście do ludzi i przyjaciół. (...). Ciekawe co teraz pani robi? Zakładała pani, że w wersji pesymistycznej będzie pani siedzieć gdzieś przy stoliczku i pisać dedykacje. A w wersji optymistycznej? No cóż, w niebie jest podobno pani ulubiona Ella Fitzgerald, więc pewnie słucha jej pani teraz, paląc papierosa i pijąc kawę” – powiedział nad jej trumną Michał Rusinek.
źródło: PAP, Agata Szwedowicz
Udostępnianie informacji PAP - klauzula informacyjna
fot: Wojciech Karliński