Gabriel Leonard Kamiński "Nieme kino" - Jako jedynak marzyłem o braciach Marx

Gabriel Leonard Kamiński "Nieme kino" - Jako jedynak marzyłem o braciach Marx

Gabriel Leonard Kamiński "Nieme kino" - Jako jedynak marzyłem o braciach Marx

Udostępnij

Koniec lat sześćdziesiątych nazywany był tzw. małą gomułkowską stabilizacją. Na moment pojawiła się w sklepach szynka i konserwy z eksportowej linii Krakus. Był to czas triumfu radia, słuchaliśmy nowej "Trójki". Telewizja Polska pracowała nad kolorem, m.in. nasz przyjaciel inż. Janiak z Wojewódzkiego Zakładu Doskonalenia Zawodowego, gdzie prowadził warsztaty z elektroniki. Mama kupiła w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym nasz telewizor "Neptun" wzorowany na węgierskim Neotonie. Który jakby co, to wybuchał podobno do "środka".

Modne były drewniane boazerie w przedpokoju i łazience. Sąsiedzi lakierowali je nitro więc siedziliśmy na schodach i wdychaliśmy jego opary. Jeździliśmy rowerami marki Romet, nosiło się bluzy tzw."szwedki" i dżinsy z Elpo. W telewizji, która zabierała nam wolny czas leciała "Stawka większa niż życie", "Czterej pancerni i pies", na dobranoc Kaczor Donald i Spółka, a w niedzielę rycerz Ivanhoe. Pojawiły się wielokolorowe czeskie długopisy Koh-Nor i pióra z nabojami. W radiu królowały Czerwone Gitary, No To Co, Skaldowie, Trubadurzy, Czesław Niemen i Akwarele. Swoją premierę miał film Andrzeja Wajdy "Wszystko na sprzedaż". Profesor ortopedii Wiktor Dega jako pierwszy otrzymał Order Uśmiechu. Na prima aprilis powstał w Warszawie pierwszy polski zespoół rocka progresywnego Klan. A ja znowu z krwotokiem z nosa trafiłem do szpitala hematologicznego, gdzie po raz pierwszy na poważnie zakochałem się w Jolce. Miałem dwanaście lat.

Jako jedynak marzyłem o braciach Marx

Byłem jedynakiem, to takie uczucie jakby
w piórniku zabrakło miejsca, na telewizję
chodziłem do sąsiadów,ich synowie
znienawidzili mnie, przedtem musieli
odrobić lekcje, w naszej klatce
królowało radio i zespół Mazowsze.
Kiedy bracia Marx wygłupiali się na ekranie,
my jak w wojsku siedzieliśmy w kucki
na dywanie, nawet śmiech był reglamentowany,
dziwiłem się dlaczego dorośli tak rzadko się śmieli,
marzyłem o takich braciach jak oni, mógłbym
wymieniać się z nimi na smarki z nosa,
chodzić po rynnie lub uganiać się po strychu
za karaluchami, ta pojedynczość
przytłaczała mnie do ziemi, nawet wykopany
poniemiecki hełm nie rozwiał moich obaw,
że będę już do końca życia sam jak palec,
mama od rana do wieczora bez końca
wiązała koniec z końcem, chciałem
wrócić do kliniki, przynajmniej tam mogłem
od ucha do ucha śmiać się z moich
szpitalnych braci Marx.

13.04.2020

 


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się