| JOSIF BRODSKI
 ***
 
 Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę,
 wypalałem swój wyrok i ksywę gwoździem na ścianie baraku,
 grałem w ruletkę, plażowałem na Riwierze,
 jadłem obiad z diabli wiedzą kim we fraku.
 Z wysokości lodowca świat oglądałem polarny,
 trzykroć tonąłem, dwakroć mnie skalpel chlastał.
 Rzuciłem kraj, który mnie wykarmił.
 Z tych, co mnie zapomnieli, złożyłoby się miasto.
 Włóczyłem się po stepach, gdzie wrzask Hunów brzmi jeszcze w wichrze,
 przywdziewałem ubrania pod dyktando kolejnej mody,
 siałem żyto, kryłem papą smołową spichrze,
 piłem każdy płyn z wyjątkiem suchej wody.
 W sny moje wbiła się straży oksydowana źrenica,
 chleb wygnania żarłem ze skórką, oczyszczając z okruchów blat.
 Przyzwalałem strunom głosowym na wszystkie dźwięki prócz wycia;
 w końcu przeszedłem na szept. Dziś mam czterdzieści lat.
 Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa.
 Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie.
 Ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda,
 będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie.
 
 24 maja 1980
 
 (tłum. Stanisław Barańczak, z tomu "82 wiersze i poematy")
 |