"Krawat od munduru nadmiernie uwierał mnie w szyję" - rozmowa ze Stefanem Dardą

"Krawat od munduru nadmiernie uwierał mnie w szyję" - rozmowa ze Stefanem Dardą

"Krawat od munduru nadmiernie uwierał mnie w szyję" - rozmowa ze Stefanem Dardą

Udostępnij

Stefan Darda – autor książek z dreszczykiem rozmawia z Dorotą Dudą opowiadając o swojej literackiej przygodzie. 

Dorota Duda: Dzień dobry Panie Stefanie. Spotykamy się w momencie kiedy ukończył Pan kolejną, dwunastą już książkę. Ma Pan zatem spory dorobek literacki na koncie, a my Czytelnicy tak mało o Panu wiemy. Zdradzi Pan Czytelnikom jak to wszystko się zaczęło?   
 

Dorota Duda: Czy od dziecka marzył Pan o tym aby zostać pisarzem czy raczej chciał Pan zostać strażakiem jak większość chłopców?
 
Stefan Darda: Jeśli chodzi o moje dziecięce marzenia w kwestii przynależności do grup obywateli występujących w zunifikowanych strojach, to miałem nadzieję nosić kiedyś, gdy już dorosnę, mundur policyjny (wtedy jeszcze milicyjny) lub ubiór piłkarza – najchętniej ten reprezentacyjny. Co do marzeń związanych z pisaniem książek, to kształtowały się one u mnie chyba w stanach spotykanych u większości populacji, a więc zapisałem może ze dwie kartki zeszytu i na tym skończyła się praca nad moją młodzieńczą powieścią.
 
Czy język polski był Pana ulubionym przedmiotem?
 
Jestem humanistą i nigdy nie ciągnęło mnie jakoś wybitnie do przedmiotów ścisłych, więc można powiedzieć, że na lekcjach języka polskiego nieszczególnie cierpiałem. Wolałem jednak geografię i historię. W tych dwóch przedmiotach niewiele jest miejsca na zbyt rozbuchaną interpretację wiedzy, podczas gdy na lekcjach naszego języka ojczystego słynne „co poeta miał na myśli” bywało naprawdę irytujące, zwłaszcza jeśli człowiek czasem śmiał mieć odmienne zdanie od osoby prowadzącej zajęcia.
 
A jaki ma Pan zawód wyuczony?

Kończyłem politologię oraz studia podyplomowe związane z administracją celną.
 
Jak to się stało, że został Pan pisarzem? Przypadek czy zamierzone działanie?
 
Oprócz wspomnianych na wstępnie marzeń, chciałem też zostać muzykiem. Ukończona szkoła muzyczna i szczęśliwy zbieg okoliczności związały na kilka lat moje losy z folkową grupą „Orkiestra świętego Mikołaja”. To było w czasie studiów i wiązało się z wieloma niezwykłymi doświadczeniami artystycznymi, jak i niewątpliwie ze swego rodzaju poszerzeniem horyzontów, które było dla mnie bardzo ważne. Po egzaminie magisterskim i zakończeniu przygody z „Orkiestrą” zacząłem wieść tzw. „normalne życie”. Etat, praca w urzędzie, dzień podobny do dnia. Wtedy właśnie poczułem, jak bardzo brakuje mi czegoś więcej, z nostalgią wspominałem to, co za mną i, szczerze mówiąc, perspektywy na przyszłość rysowały się takie sobie… Dzięki jednemu z portali artystycznych postanowiłem napisać opowiadanie, żeby chociaż w ten sposób dać ujście temu, co gdzieś tam głęboko we mnie się wierciło i nie pozwalało pogodzić z przygniatającą mnie trochę rzeczywistością. Okazało się, że opowiadanie przerodziło się w moją debiutancką książkę – „Dom na wyrębach”. Mniej więcej po trzech latach, podczas pracy nad czwartą książką, musiałem zdecydować czy porzucić pracę na etacie i mundur celnika, którego krawat nadmiernie uwierał mnie w szyję, czy też wybrać mniejsze ryzyko, a potem latami żałować, że w kluczowym momencie zabrakło mi odwagi. Wybrałem tę pierwszą ścieżkę. Tak więc pisać zacząłem trochę przez przypadek, a zostanie pisarzem na pełny etat było działaniem całkowicie zamierzonym.
 
Jak powstają Pana książki? Czy czeka Pan na przysłowiową wenę twórczą?  
 
Ponieważ nie wierzę w istnienie weny, to nie czekam aż mnie ona odwiedzi i sam muszę sobie radzić z dopisywaniem kolejnych rozdziałów w moich powieściach. U każdego autora proces twórczy z pewnością wygląda trochę inaczej, u mnie tez ewoluował. Kiedyś pisałem przy muzyce i głównie nocami, teraz pracuję co do zasady tylko w dzień i w ciszy. Niedawno zmieniłem mieszkanie, dzięki czemu mogłem sobie jeden pokój urządzić w taki sposób, by był on moją pracownią. Staram się go odwiedzać dość regularnie, mniej więcej pomiędzy dziewiątą, a piętnastą, gdy najłatwiej przelewać mi myśli na ekran komputera, ale nigdy nie zakładam sobie określonej partii tekstu, którą MUSZĘ danego dnia napisać. Bywa po prostu, że nie idzie lub jakiś fragment tekstu trzeba jeszcze porządnie przepracować w głowie, a uczciwość wobec siebie i Czytelnika wymaga efektów na najwyższym poziomie, na jaki mnie stać.
 
Czy wcześniej zbiera Pan materiał do książki – jak Pan to robi, gdzie Pan szuka informacji?
 
Nie zdarzyło się jeszcze, aby jakaś moja książka powstała bez wcześniejszego solidnego podparcia w odpowiednich materiałach i przygotowaniach do pisania. One same, a także sposób docierania do nich jest zależny od samego utworu i wiążących się z nim potrzeb. Czasem jest to poszukiwanie w źródłach dotyczących wierzeń ludowych (cykl „Wyręby”), czasem w opracowaniach historycznych (cykl „Przebudzenie zmarłego czasu”), niejednokrotnie potrzebna jest kwerenda w terenie, gdy lokalizuję fabułę w miejscach rzeczywiści istniejących (cykl „Czarny Wygon”), bywa też, że muszę docierać do odpowiednich przepisów czy zdobywać wiedzę na temat procedur policyjnych („Zabij mnie, tato”). Zdarza się, że są to procesy żmudne i długotrwałe, ale w moim przekonaniu niezbędne, ponieważ Czytelnik zawsze jest w stanie wyczuć w których fragmentach książki autor „pływa” i „ściemnia”, a w których dokładnie wie o czym pisze.  
 
Ile czasu zajmuje Panu napisanie jednej książki – a potem jak długo trwa proces od ukończenia do momentu wydania?
 
Debiutowałem w roku 2008, do dziś zostało opublikowanych jedenaście moich książek (w tym powieść „Cymanowski Młyn” napisana wspólnie z Magdaleną Witkiewicz oraz zbiór „Opowiem ci mroczną historię”) , a w czerwcu będzie miała premierę już ukończona powieść „Jedna krew”. Średnio wychodzi więc jedna książka rocznie, ale oczywiście, czasem praca nad utworem trwa kilka miesięcy, a niekiedy grubo ponad rok. Co do czasu, jaki upływa od postawienia ostatniej kropki, to sporo zależy od wcześniejszych planów wydawcy i szeroko pojętych prac redakcyjnych, ale zwykle jest to okres od jednego do mniej więcej sześciu miesięcy.
 
Wspomniał Pan o zbliżającej się premierze powieści „Jedna krew”. Co to będzie za książka?
 
Tym razem zaproszę Czytelników w bliskie mi Bieszczady. Główny bohater „Jednej krwi” przeżył w dzieciństwie traumatyczne chwile związane ze stratą bliskiej mu osoby, które odcisnęły piętno na jego późniejszych losach. Wszystko zaczęło się w małej wiosce nieopodal Lutowisk, gdzie z pewnych względów nieboszczykom przed złożeniem do grobu odcinano głowę i przebijano pierś metalowym szpikulcem. Jak pewnie nietrudno się domyślić, „Jedna krew” jest więc powieścią grozy zawierającą wątek wampiryczny, ale starałem się podejść do niego w sposób dość swobodny, nie trzymając się kurczowo utartych stereotypów. Czytelnicy ocenią, czy mi się to udało, a przy okazji będą mieli też okazję przekonać się, czy wykreowanym przeze mnie postaciom udało się ostatecznie zapanować nad rzekomo szerzącym się w Bieszczadach „wirusem jednokrwistości”, kim jest tajemnicza młoda kobieta z Poznania i czy miejscowy proboszcz faktycznie wierzy w opowiadane przez parafian historie, wymagające odpowiednich egzorcyzmów.
 
Zapewne zainteresuje naszych Czytelników odpowiedź na pytanie czy na pisaniu książek można zarobić - czy to jest zawód, który daje pisarzom godziwe życie?
 
Są różne opinie na temat rynku księgarskiego w Polsce oraz czytelnictwa wśród Polaków, ja jednak zauważam, że wcale nie jest tak źle, jak czasem można usłyszeć czy przeczytać w mediach. Widoczny jest też trend związany z coraz częstszym i bardziej chętnym sięganiem po książki naszych rodzimych autorów. Ja sam już dziewięć lat temu zrezygnowałem z pracy na etacie, by zostać zawodowym pisarzem i sobie tę decyzję chwalę. Wciąż widać na rynku nowe nazwiska, a i znani od lat autorzy także nie zasypiają gruszek w popiele, tak więc uważam, że przy odpowiedniej dozie determinacji i talentu można całkiem komfortowo radzić sobie uprawiając tę właśnie profesję.
 
Co by Pan powiedział młodym ludziom – kto może zostać, jak zostać pisarzem i czy warto zostać pisarzem?
 
Jeśli ktoś ma takie marzenie, to na pewno warto spróbować. Aby znaleźć wydawcę swoich książek z pewnością potrzebne są samozaparcie, pracowitość, gotowość do stałego ulepszania warsztatu i posiadanie czegoś, co chce i umie się przekazać innym za pomocą stworzonego przez siebie tekstu. Moim zdaniem warto też zaglądać na fora tematyczne, które powstały z myślą o początkujących autorach, dzięki czemu można uniknąć wielu błędów przydarzającym się osobom bez odpowiedniego doświadczenia. Trzeba też umieć obserwować otaczający świat, a także próbować znaleźć coś, dzięki czemu Czytelnik zechce sięgnąć po tę, a nie inną książkę, jednak konkretnego i niezawodnego sposobu na osiągnięcie tego ostatniego celu jeszcze chyba nikt nie znalazł.  
 
Dziękuję za rozmowę.

Autor Dorota Duda LIBER SA


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się