- Tytuł: Awanturnicy i bohaterowie
- Seria/cykl: II wojna światowa
- ISBN: 978-83-240-8976-5
- EAN13: 9788324089765
- Numer wydania: 1
- Liczba stron: 480
- Format: 15.0 x 23.5 cm
- Okładka: Twarda
- Autor: Dariusz Kaliński
- Tłumacze:
- Gatunek: Historia
- Wydawca: Instytut Wydawniczy ZNAK
- Miejsce wydania: Kraków
Zjawiaj się znikąd. Zabijaj cicho. Znikaj niezauważony.
Twoim atutem jest zaskoczenie.
Twoim celem jest realizacja zadań, które wydają się niemożliwe do wykonania.
Twoją nagrodą będzie podziw w oczach sojuszników i strach w oczach wrogów.
Jeśli zginiesz w boju, daleko za linią frontu, ostatni ślad, jaki zostawisz, to bezimienna mogiła.
Nota o książce:
Dariusz Kaliński sięga do wspomnień polskich komandosów i źródeł historycznych, by odtworzyć szlak bojowy najbardziej brawurowych polskich specjalsów – żołnierzy 1. Samodzielnej Kompanii Commando. Nigdy nie pogodzili się z klęską wrześniową, walczyli we Francji, a gdy i ona upadła, przedostawali się do walczącej samotnie Wielkiej Brytanii.
Przeszli rygorystyczną selekcję i mordercze szkolenie komandoskie. Sam naczelny wódz obiecał im, że będą pierwszymi spośród polskich żołnierzy, którzy ponownie pójdą w bój o wolną Europę. Swoim męstwem i poziomem wyszkolenia dowiedli, że są elitą wojsk alianckich. Zabijali i ginęli. Do ojczyzny nie było im dane wrócić. Oto ich wojenna historia.
Fragment 1 - s. 267-286
W ataku na Górę Anioła Śmierci
Sukces i chęć utrzymania inicjatywy zdopingował pułkownika Rudnickiego do podciągnięcia tam reszty batalionu, który poszerzył wyłom i opanował północną część wzgórza, choć nie oczyścił do końca tego terenu z przyczajonych w bunkrach Niemców. Tam właśnie o 23.30 zostali skierowani, zahaczając o Monte Castellone, także żołnierze Smrokowskiego, mający za zadanie ubezpieczać natarcie 17. Lwowskiego Batalionu Strzelców na Colle San’t Angelo. Marsz był bardzo ciężki, kosztujący komandosów i ułanów sporo potu, a ze względu na silny ostrzał niemieckiej artylerii i moździerzy major Smrokowski musiał zmienić pierwotnie zaplanowaną trasę na bezpieczniejszą i do wyznaczonego punktu „Zgrupowanie…” przybyło dopiero o godzinie 5.30. Niezwykle sugestywnie przedstawił to Melchior Wańkowicz:
Tarasy tam się wznoszą. Trzymetrowe. Ułani – nie ćwiczeni we wspinaczce. W ciemności – wymacuje się przejścia, ale co lżejsze przejścia, to już je oblepili moździerzowcy, którzy tu roztasowali się ze swoją gospodarką ogniową. Nie ma lin d a wyciągania się z tarasu na taras. Idą partie po brzuchach śpiących moździerzowców.
Po szczytach błyskają serie świetlne Niemców i zaraz potem idą nawały ich moździerzy z Widma.
Z nagła – uderzyła w nich seria szmajsera. Dwóch ułanów padło.
Rzuciły się w bok patrole szukać tej zasadzki – wracają z niczym.
Wspinanie się trwa.
O świcie wyczerpana niezwykłym wysiłkiem fizycznym, grupa majora Smrokowskiego zalega, wśród głazów zakrzaczonych. Od czasu do czasu sypią się na nabierających oddech przed czekającym, jak się potem okazało, krwawym natarciem na S. Angelo, gałązki i liście zestrzeliwane szmajserem przez wzbudzającego podziw niezwykłą odwagą niemieckiego dywersanta, który uporczywie towarzyszył w podejściu, starając się trzymać grupę w bezruchu. Próżny wysiłek. Mjr Smrokowski podparty na ręce drzemie, uśmiechając się dobrotliwie przez sen – pociski moździerza i szmajsera nie przeszkadzają.
Po dotarciu na wyznaczony punkt major Smrokowski uszykował podległych sobie komandosów i ułanów do natarcia. Ponieważ „Zgrupowanie…” miało uderzać na prawym skrzydle atakujących „Żubrów”, rozkazał szwadronowi ułanów poruszanie się za komandosami w drugim rzucie. Porucznik Cygielski wysłał też patrol, który nawiązał łączność z 17. Lwowskim Batalionem Strzelców. Przed żołnierzami majora Smrokowskiego zalegali płytko okopani piechurzy 14. Wileńskiego Batalionu Strzelców, wymęczeni w poprzednim natarciu, którzy teraz osłaniali rejon podstawy wyjściowej drugiego natarcia.
Sukces 16. Lwowskiego Batalionu Strzelców zdeterminował dowództwo 5. Kresowej Dywizji Piechoty do wcześniejszego posłania w bój 15. Wileńskiego Batalionu Strzelców, który kwadrans po 7.00 opanował południową część Widma. Ponieważ jednak obawiano się, że walki o wzgórze spowodują wyczerpanie obu batalionów, tak że nie będą one zdolne do podjęcia dalszych akcji zaczepnych, do natarcia na Colle San’t Angelo skierowany został drugorzutowy 17. Lwowski Batalion Strzelców, w ślad za którym miało ruszyć „Zgrupowanie majora Smrokowskiego” oraz 13. Wileński Batalion Strzelców. Czołowe oddziały 17. Batalionu, posuwając się za wałem ogniowym wspierającej go artylerii, o 7.20 wdarły się na północny szczyt Colle San’t Angelo, tzw. Małe San’t Angelo. Niemcy trzymali się jeszcze mocno w schronach na zachodnich stokach wzgórza.
O 7.00 także „Zgrupowanie majora Smrokowskiego” poprzez Widmo poderwało się do natarcia na północno-zachodni skraj Colle San’t Angelo. Pododdziały komandosów i szwadronu szturmowego ułanów dostały się w silny ogień artylerii i moździerzy, zarówno niemieckich, jak i własnych. Rozrywające się pociski szpikowały ziemię i skały tysiącami metalowych odłamków. Zagrożenie sprawiały również spadające wraz z nimi odpryski skalne. O ile normalny grunt absorbuje większą część pocisku po eksplozji, tak tu, w warunkach górskich, rozbite ostrzałem skały rozpryskiwały się, lecąc w sposób niemożliwy do przewidzenia i jeśli nawet nie zabijając bezpośrednio, to powodując wiele bolesnych kontuzji, zwłaszcza ran głowy i oczu. Plutonowy Jerzy Cieniewicz, radiotelegrafista, który trzymał się blisko Smrokowskiego, wspominał:
Krótkim zrywem opuszczamy dotychczasowe miejsce. Na razie poruszamy się nieco automatycznie, jakby unikając szachownicy wybuchów. Ucho łowi bezwiednie poryki żelaza, bijącego gdzieś w cele przed nami, kilka padnięć i dalsze skoki.
– Przechodzę 14…49 – melduje szwadron.
– Na grzbiecie zatrzymać się! – rozkazuje „Stary”. – Porucznik Cegielski [właśc. Cygielski – DK] w natarciu przesunie oddział bardziej w lewo.
Sylwety żołnierzy to wyłaniają się, to znikają, biegiem przebywając krótkie odcinki. Skurczone ramiona, do biodra mocno przywarta broń. Jakaś wzniosła powaga w tych ruchach i spokój. Jakaś uparta chęć dotrzymania kroku lub wyprzedzenia, jakaś zawziętość i zamknięcie się w skoordynowanej uwadze… jakaś dążność do kulenia się oszukańczego w sobie, by stworzyć krótkotrwałe pozory… Już staczają się w dół, już przesłania ich gęstwa krzaków, już walą się w pobliżu białych plam kamieni. Bren gdacze zajadle tuż u podstawy przeciwległego zbocza.
Przed nami wyniosłość względnie dogodna w podejściu, naga, odkryta, ryta pociskami artylerii i moździerzy. Z lewej strony zalesione zbocze, gdzie toczy się obecnie zażarta walka, z prawej wysoki, kamienisty szczyt, z kompleksu gór skośnie do nas położonego. Natarcie od pierwszej chwili stwarza pewnik uderzenia, któremu nikt i nic oprzeć się nie zdoła.
Idziemy za „Starym” jak cienie, niemal wstępując w ślady jego stóp. Radiostacje „grają” jak rzadko dotychczas. Rozkazy przechodzą szybko, szybko przybywają meldunki, ogólna sytuacja ukazuje się przejrzyście. Każdy ruch jest zapowiedziany.
Przesłonięci krzakami schodzimy po zboczu. Kanonada i strzelanina nie ustają. Niemieckie moździerze usiłują „wymacać” naszą kompanię. Przechodzimy zasieki z drutu kolczastego, zbiegamy niżej, kierując się na las.
Gwizd, huk, dym, syk, rozpryskujących się odłamków i kamieni. Jest nas siedmiu – niemal obok siebie. Pociski padają niżej, wyżej, tuż obok nas, w górę wyskakują słupy ziemi, na stoku pojawiają się leje, niczym ropiejące rany. „Stary” klnie. Jakiekolwiek ukrywanie się przy pozostawaniu w tym rejonie byłoby absurdem. Pociski walą bez przerwy w tym samym pasie.
Równocześnie napływają meldunki. Kompania poniosła straty, ppor. Bachleda poległ, jest wielu rannych; szwadron został zahamowany ogniem artylerii, z czego skorzystali Niemcy. Byliśmy wystawieni na żer baterii stron obu. „Stary” z trudem decyduje się na wycofanie do linii grzbietu góry. Kpt. Zalewski jest w sytuacji tak ciężkiej, że nie może zabrać rannych. Chwila niezdecydowania, po czym zdeterminowane pozostawanie przy swoim. Już ewakuują… Szwadron zajmuje stanowiska.
Oddziały są rozbite na grupy, celem uniknięcia strat. Pociski padają z różnych kierunków. Niemiecka artyleria wydłuża celownik. W powietrzu grudy ziemi i kamienie. Stąd nie ustąpimy…
…Inaczej jest niż przed czterema miesiącami, akurat dziś upływającymi; 17 styczeń i 17 maj… Garigliano i pasma wzgórz w rejonie Cassino… Stan kompanii był liczniejszy – obecnie przy swoim boku mamy szwadron szturmowy… i obecnie ta w nas różnica, że „odwalamy robotę piechoty”....