- Tytuł: Listy do Van Gogha
- ISBN: 978-83-940364-1-6
- EAN13: 9788394036416
- Numer wydania: 1
- Liczba stron: 43
- Format: 13.5 x 20,0 cm
- Okładka: Miękka
- Autor: Gabriel Leonard Kamiński
- Tłumacze:
- Gatunek: Poezja
- Wydawca: Akwedukt
- Miejsce wydania: Wrocław
Wrocławskie wydawnictwo Akwedukt w swojej serii poetyckiej opublikowało tomik wierszy lirycznych Gabriela Leonarda Kamińskiego pt. "Listy do Van Gogha".
Jest to swoisty dialog z oustiderem sztuki malarskiej holenderskim malarzem Van Goghiem. Nawiązując do listów jego brata Theo autor "Jestem, ocalałem", "Pana Swena..." stara się odpowiedzieć na pytanie: "Czy warto być wiernym sobie, swojej drodze twórczej i wolności artystycznej w czasach globalnego chaosu, gdzie pseudosztuka wypiera z rynku tą prawdziwą. Mierność, poprawność polityczna zdobywa sobie coraz więcej zwolenników. Tak zwani artyści piszą coraz częściej pod swoiste zamówienie rynku, oczekiwań krytyków i trendów literackich. Namaszczeni przez gremia krytyków młodzi poeci brylujący po salonach podpisują swoisty "pakt z diabłem". Będą pisać podług nojnowszej mody epatując czytelników pustosłowiem i dekadencką manierą. Nie ma mistrzów, są tylko rzemieślnicy z tytułami magistrów "sztuk wszelakich".
List II
Pamiętasz jak Goya w "Kaprysach" odkrywa,
że ludzka natura bliższa jest bestii.
Mosty zwodzone w Langlois
rdzewieją uniesione do góry.
Nitka leniwej rzeki
przywiązana do mego chorego zęba
nie jest w stanie uśmierzyć bólu.
Chowam się po kątach, nie odczuwam
potrzeby wychodzenia z domu.
Otwieram drzwi tylko w nocy
by wpuścić zabłąkany sierp księżyca
i tą wyblakłą poświatę
w żaden sposób nie pasującą
do twojej palety.
Stojąc z boku najlepiej obserwuje się ten dziwny taniec artystów wokół zaszczytów, nagród i ręki pańskiej rozdającej nagrody i laury. A gdzie w tym wszystkim mieści się wierność sobie, autentyzm i prawda? Dlaczego czytelnicy, odbiorcy nie są w stanie w tej eklektycznej mozaice odnaleźć drogi, wskazówki, czegoś, co daje nadzieje i prowadzi do upragnionej wiedzy przedwiecznej, inaczej mówiąc prawdy - o nas i świecie!
List IV
Wiesz, podciągnąłem rzekę
ponad wałami
kurczy się niczym śmiertelne ciało
Na dnie niewyraźne ślady,
jakby ktoś niechcący w niej zabłądził
szukając drugiego brzegu. Błądzić
nie jest grzechem – powtarzałeś
to na okrągło w Cuesmes.
Jemy kartofle
trzeci dzień z rzędu, świt
staje nam kołkiem w gardle, sól straciła
smak. Kruki za oknem
zbierają z parapetu okruchy nocy.
Chłód twoich wczesnych płócień
wkradł się do mego życia;
ja też nieopostrzeżenie
upodabniam się do
atramentowego tła.
Popękana,
stara plama na obrusie
podobna jest do nieużywanego pędzla.
Sklejam ją niezdarnie
jak czeladnik,
niepasujące resztki
wyrzucam wiecznie
głodnym ptakom.
Sztuka zagubiła swoje filozoficzne i ezoteryczne korzenie. Kompiluje, przetwarza motywy na modłę tych nielinearnych czasów. Gubi sens i przesłanie. Artyści krążąc w korowodach wernisaży, przychodzą nie po to, aby wymienić się wiedzą, ale po to by sprawdzić, czy aby kolega "nie wybiegł" za daleko, nie stał się zjawiskiem osobnym. Odwagę mówienia prawdy zastąpiło potakiwanie i ludzkie milczenie, żeby nie zadrzeć z władzą rozdającą synekury i środowiskiem nagradzającym pokornych i przewidywalnych. Oni nigdy nie sprawią kłopotu, nie staną w poprzek nurtu.
List V
Zagryzam wargi do krwi,
rozrzedzam farby,
czerwień mieszam z miazgą słów,
opuchnięte drobiny pamięci
na końcu pędzla, aż do
z a m i l c z e n i a.
Przecieram łokciem oczy,
za oknem żebracy okupują
przydomowy śmietnik.
Kolory zmieszane ze sobą
wyczerpują zmierzch.
Nanizuję paciorki wspomnień
na pasek szkolnego świadectwa.
Zawrócony z drogi
brodzę po szyję
w czerwonoszarym pyle
Rozbieram ruiny mego domu
od środka.
Wolność twórcza zastąpiona została upolitycznionymi dyrektywami. Wierność sobie i swoim poglądom polityczną poprawnością. Niepokorni, ci, którzy pracują w samotności jak Van Gogh dostępują filozofii swoistego zamilczenia. Znikają w ciszy, przeźroczyści działają na marginesie tzw. salonów i literackich koterii. Nikt o nich nie napisze, bo nie ma na to instytucjonalnego i środowiskowego zamówienia. Stąd te same nazwiska wypełniają oficjalne festiwale, imprezy i wernisaże.
List VI
Siódmy dzień gruntuję płótno,
moje czyśćcowe a zarazem biblijne
prace ostatnie. Wiem,
że i tobie piekło nie jest obce.
Uczłowieczony diabeł
przenosi weń
|moje sztywniejące mięśnie.
Bóle kręgosłupa,
strach przed śmiercią
teraz razem przysiadają przed domem
na ławce.
Jestem ciągle w drodze.
Tak jak i ty, krążę
wydrążony
od pętli do pętli,
wysycony pigmentem
o d r e a l n i o n y
coraz częściej
skazywany
zamilczenie.
List VII
Nanizuję na pustą szpulę
pozrywane więzi, nici
niczego już nie wiążą.
Krążę nad pustym płótnem,
zmieszane kolory wyrażają
wszystko i nic. Wiem, że i ty
nie rozwiązałeś żadnej ze swoich spraw.
Czas upływa mi
na końcu. Pogubiłem wątki,
nie wiem jak zacząć.
Szpachla kaleczy blejtram, ponownie
ceruję spodnie, wszywam łaty
jedna na drugą. Wspinam się
na palce, ostatnie pigmenty
nakładam po ciemku. Zamieniam
błękit berliński
na ołowianą glejtę. Pustka
dźwięczy mi w uszach
zagłuszając wszystko
to co miałem do powiedzenia.
Zawsze powtarzałeś, że każdy ma
takie piekło na jakie zasługuje.
W dwudziestu siedmiu krótkich lirycznych listach autor stara się dociec, co nas łączy, a co dzieli i dlaczego wyparliśmy się artystycznej prawdy za cenę krótkotrwałego zaistnienia. I dlaczego współcześni odbiorcy pozbawieni zostali dociekliwości i własnej samooceny tego, co dzieje się wokół nich w literaturze i sztuce. Dlaczego kierują się modami, opiniami tzw. salonów, a nie korzystają z własnej wrażliwości intuicji i wyobraźni.