- Tytuł: Siedem dni z życia Václava Netušila albo rowerem dookoła świata
- Tytuł oryginału: Sedm kapitol ze života Václava Netušila aneb S kolem kolem světa
- Seria/cykl: Literartura czeska
- ISBN: 978-83-9346-728-0
- EAN13: 9788393467280
- Numer wydania: 1
- Liczba stron: 384
- Format: 13.0 x 20,5 cm
- Okładka: Miękka
- Autor: Ivan Binar
- Tłumacz: Dorota Dobrew
- Gatunek: Powieść
- Wydawca: Amaltea
- Miejsce wydania: Wrocław
Ivan Binar (ur. 1942) jest współczesnym czeskim prozaikiem i publicystą. Studiował filologię czeską, historię i sztuki piękne, pracował jako nauczyciel oraz redaktor czasopisma „Tramp”. Był współtwórcą scenicznej adaptacji powieści Walentina Katajewa Syn pułku, uznanej przez władze za wywrotową, za co w 1972 r. został skazany na 12 miesięcy więzienia. Po odbyciu wyroku pracował w Ostrawie w oczyszczalni wody przy miejscowej elektrowni. Podpisał Kartę 77, po czym wyemigrował z Czechosłowacji. Początkowo mieszkał w Wiedniu i zatrudnił się jako restaurator antyków i tłumacz w obozie dla uchodźców, potem przeniósł się do Monachium, gdzie pracował w Radiu Wolna Europa. Obecnie mieszka w Czechach.
Ivan Binar jest autorem kilku dzieł prozatorskich, prawie we wszystkich można wyróżnić dwie zasadnicze cechy: pierwiastki autobiograficzne oraz nieokiełznaną fantazję, która pozwala autorowi przetwarzać przeżyte zdarzenia w oryginalną literaturę. Taką książką jest powieść „Siedem rozdziałów z życia Václava Netušila albo Rowerem dookoła świata” („Sedm kapitol ze života Václava Netušila aneb S kolem kolem světa”). Jej konstrukcję tworzą trzy przeplatające się linie narracyjne: 1) przeżycia samego autora z Czechosłowacji doby tzw. normalizacji, a później z emigracji, wśród których nie brak wydarzeń dramatycznych, 2) życie Václava Netušila – outsidera walczącego z losem i bezwzględnie przezeń poniewieranego, 3) pełna przygód podróż Věncezslava Páva (będącego podwójnym alter ego –zarówno narratora, jak i Netušila) po fantastycznej, niebezpiecznej krainie, która przez swą odmienność i nieprzewidywalność staje się paralelą świata rzeczywistego. Autor odwołuje się tu do znanego z literatury motywu życia jako labiryntu – wystarczy wspomnieć choćby „Labirynt świata i raj serca” Jana Amosa Komenskiego czy błądzenie Haszkowskiego dobrego wojaka Szwejka.
„Z ilu istot składa się Václav Netušil i ile żywotów wiedzie jednocześnie? W ilu światach przebywa? Skąd wziął się tutaj, w hali chemicznego uzdatniania wody Elektrowni Zwycięski Luty, w dziwacznej krainie pionowych filtrów, krzyżujących się rur, łomoczących pomp i bladych świerszczy? Czy pomiędzy naczyniami z jonitami i substancjami żrącymi, między metalowymi szafkami na czystą i brudną odzież może zajść coś zasadniczego, wzniosłego i przejmującego, czy jest to miejsce na radość i ból, substancje stanowiące wątek i osnowę egzystencji tworu, który zaczął nazywać siebie panem stworzenia?” (s. 330, przeł. Dorota Dobrew)
Václav Netušil jest bożym prostaczkiem miotanym przez życie od jednej katastrofy życiowej do drugiej. Mimo wysiłków zawsze wszystko układa się nie po jego myśli – nieustannie prześladuje go bezpieka, w więzieniu spotyka go wszystko najgorsze, co może tam człowieka spotkać, a znienawidzony mundurek marynarski, w który w dzieciństwie wbijała go matka, straszy go jeszcze w dorosłym życiu. Věncezslav Páv na zdezelowanym rowerze w towarzystwie kotki Cziczi przemierza ziemię, która kryje się we wnętrzu tej naszej, tylko jest od niej o wiele większa, a czyni to po to, by sporządzić dla potomnych relację o świecie, w którym wszystko jest inne, niż się wydaje. I jest to zarazem główne przesłanie książki Ivana Binara, które zresztą znajdziemy na czwartej stronie okładki: „Żebyśmy wiedzieli, kto jest kim i jacy jesteśmy”.
Postawy ludzi w zetknięciu z brutalnością władzy bywają różne, nawet najbliżsi mogą zawieść. U podstaw napisania tej powieści leżała zdrada przyjaciela, który okazał się współpracownikiem służb bezpieczeństwa. Ale nie znajdziemy tu wołania autora o zemstę, nie dostrzeżemy nawet śladu żądzy odwetu. Aby zamknąć przeszłość i móc żyć dalej, trzeba po prostu nazwać rzeczy po imieniu. To jest prawdziwe – pozytywne – rozliczenie z przeszłością: wystarczy postawić wyraźną granicę między złem a dobrem i określić swoje miejsce po stronie dobra. Ivan Binar (zresztą również autor książek dla najmłodszych) z dziecięcym uporem domaga się sprawiedliwości, ceni wolność, wierzy, że bezprawiu trzeba się przeciwstawić. W obecnych niespokojnych czasach taki głos humanisty jest tym bardziej cenny, że bywa odosobniony i ginie w zgiełku nawoływań podsycających agresję.
Fragment ksiąążki:
W kuchni panował przejmujący chłód, ale służąca Růža nie odważyła się rozpalić pod blachą. Z pewnością byłoby to jakieś wyjście z tej skrajnie niewygodnej sytuacji, jednak z drugiej strony trudno wymagać od dziewczyny, żeby rozpaliła ogień pod swoim chlebodawcą. Już trzeci dzień Václav Netušil, inżynier na państwowej posadzie, siedział z obojem na kuchni i nie było komu przemówić mu do rozumu: jego dwunastoletnia córka Zdenička wyjechała do Chvalkovic (z powodu nagłego ataku mrozu zamknięto szkoły), Růžena nie miała odpowiedniego autorytetu, a jego żona Maria, polegująca teraz w sypialni naprzeciwko, miała w tej chwili inne zmartwienia. Obok inżyniera na kuchni leżała też kotka Číča z pyszczkiem złożonym na podwiniętych łapkach, z miną pani na włościach.
I tak siedzieli razem już trzeci dzień. Číča drzemała, a inżynier grał na oboju prostą melodię; kuchnię wypełniały dźwięki, które jednak nie mogły zastąpić ciepła. Růža, całkiem załamana poczynaniami inżyniera, próbowała go przekonać, żeby się opamiętał.
– Panie inżynierze, niechże pan w końcu zejdzie z tej kuchni! Trzeci dzień nie jemy nic ciepłego! Przecież pan się przeziębi, złapie pan wilka na tej zimnej płycie, a Číča razem z panem. Jeżeli nie dba pan o siebie, to niech się pan chociaż zlituje nad tym nieszczęsnym stworzeniem. Niech pan pomyśli o swojej żonie Marii w błogosławionym stanie! I o wciąż nienarodzonym synu Václavie! Przecież odechce mu się urodzić, jeżeli się dowie, co też wyprawia jego ojciec. Na pewno nie będzie się spieszyć do takiego taty, który już trzy dni przesiaduje na piecu, majta nogami i pitoli na oboju Pastuchy, złe duchy… Zaklinam pana, niechże pan zejdzie z tej kuchni!
Ale inżynier Václav Netušil ani myślał. Zupełnie jakby był głuchy. Nadal wydobywał z oboju fałszywe, przerywane dźwięki prościutkiej piosenki. Růžena uznała, że to już nie przelewki, i postanowiła działać według własnego rozumu: z ciemnego kąta w składziku wyciągnęła zakurzoną kuchenkę elektryczną i zaczęła gotować rosół na niezbyt już świeżej kurze. Ale nawet zapachy unoszące się znad garnka nie przywróciły inżynierowi rozsądku. Tylko Číča uniosła głowę, wstała, wygięła grzbiet, spojrzała pytająco na pana, który jednak nadal męczył instrument, wydobywając z niego dźwięki melodii: Pastuchy, złe duchy, wyście naszą wykę, wyście naszą grykę wypaśli… I od początku: Pastuchy, złe duchy… Jakby na rozkaz Číča znowu przyjęła pozę pani na włościach. Najwyraźniej Václavowi Netušilowi przeskoczył w głowie jakiś trybik i zaczął piłować ząbkami ośrodek sterujący odpowiedzialnością. Albowiem przez niemal dziewięć miesięcy Václav Netušil gryzł się podejrzeniem, że to nie on jest sprawcą tajemnych procesów zachodzących w ciele małżonki. I jak trzy dni temu zasiadł na piecu z obojem, tak siedział tam murem do tej pory.
– Růžo, doktora! – dobiegło z sypialni. – Szybko!
Dziewczyna wyłączyła prąd pod kurą, porwała kapotę i wybiegła na ulicę. Działo się to w czasach, kiedy w dobrze sytuowanych domach częściej znajdowała się służąca niż aparat telefoniczny. W pośpiechu Růžena zapomniała włożyć buty, już po kilku krokach w śniegowej brei kraciaste kapcie przemokły na wylot i coraz bardziej nasiąkały wodą w najobrzydliwszym stanie skupienia, ziębiąc i obciążając stopy. Nie zważając na to, dziewczyna gnała do domu lekarza rodzinnego, doktora Mikuli. Przed dwunastu laty tak samo pędziła, tyle że boso, gdyż Zdenička wyrywała się na świat wiosną. Dziś przyszła kolej na Václava Netušila młodszego, dziedzica imienia, i wierzmy, że również rodowych tradycji.