Cała historia polityczna świata opiera się na grze interesów biorących w niej udział państw. Na utrzymywaniu względnej równowagi między najsilniejszymi potęgami gospodarczymi świata, na rozgrywaniu interesów gospodarczych, nie ma tu miejsca na sentymenty i honorowe posunięcia. Najnowsza książka „Alianci”, z cyklu "Opowieści niepoprawnie polityczne”, poraża swoim obiektywizmem i logiką politycznych faktów. Jest credo podsumowującym rozważania Zychowicza rozpoczęte w poprzednich publikacjach takich jak "Pakt Piłsudski – Lenin", "Pakt Ribbentrop – Beck”, „Opcja niemiecka”, „Niemcy”, „Sowieci” Żydzi”.
Rozpoczyna się akordem na który składaja się rozmowy przeprowadzone z wybitnymi politologami, historykami, dziennikarzami; pierwotnie drukowane były w magazynie historycznym "Historia Do Rzeczy”. I jest to akord z tych, które doskonale zapadają w pamięć, ponieważ dotyczą naszych polskich nadziei i oczekiwań jakie wiązaliśmy z osobą Napoleona Bonaparte, prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem i polityką ustępstw wobec dobrego Wujka Joe czyli Józefa Stalina, czy stanowiskiem Aliantów i Wielkiej Brytanii wobec Katynia.
Jak napisał w pierwszych słowach we Wstępie Zychowicz „Historię piszą zwycięzcy” i tym krótkim zdaniem moglibyśmy spuentować sens realpolitik rozgrywającej się w Teheranie, Jałcie, Poczdamie. Interesy Wielkiej Trójki były ważniejsze od polskich oczekiwań czy też złożonych wcześniej obietnic. Ówczesna sytuacja polityczna była zmienna i dynamiczna, Rosja wzięła na siebie, oczywiście nie za darmo, ciężar wojny z Niemcami. Wielka Brytania jak i Ameryka ciągle jeszcze były w powijakach jeśli chodzi o strategię prowadzenia wojny. Churchill wiedział, że ten wojenny wysiłek pozbawi Wielką Brytanię statusu globalnego mocarstwa, Roosevelt wyczuł w tym szansę na przejęcie przez Stany Zjednoczone przywództwa światowego. Stalin wiedział, że gdy urośnie w siłę, również dzięki alianckim dostawom, to nikt niczego mu nie odmówi. Stąd forsowanie po Stalingradzie, Kursku, ofensywy na wszystkich frontach, nawet za cenę ogromnych strat w ludziach i sprzęcie.
Dlaczego polskie władze w Londynie, a wcześniej Beck i ówczesne władze nie potrafiły ocenić na „zimno” realnych szans w starciu z potęgą gospodarczą Niemiec, mając za plecami największego wroga, na te pytania próbują od lat odpowiedzieć historycy, analitycy, politolodzy. Ten temat podjął też Zychowicz w książce „Pakt Ribbentrop – Mołotow”, która wbiła kij w mrowisko polskiej polityki historycznej.
Czego brakuje Polakom, iż jako naród wciśnięty między szczęki Prus i Rosji nie potrafiliśmy wyciągnąć wniosków z rosnących na naszych oczach w siłę potęg, carskiej Rosji Elżbiety I i Austrii? Co przyświecało krótkowzrocznej polityce Piłsudskiego po 1920 roku, kiedy to wiadomym było, iż bolszewicka Rosja, nigdy nie zrezygnuje ze swojej internacjonalistycznej polityki wobec Europy Zachodniej. A Polska będzie pierwszą przeszkodą na tej drodze.
Na tym tle nadzieje związane z sojuszami zawartymi przed samą II wojną z Francją i Wielką Brytanią były od początku pisane patykiem na piasku. Nie trzeba być przeciwnikiem sanacyjnych rządów, żeby dostrzec słabość i nierealność zawieranych przez Polskę sojuszy politycznych i wojskowych, no może jedynie Rumunia i Węgry wywiązały się z nich w jakiś sposób. Hurra optymizm i brak zimnej oceny następujących po sobie faktów, to właściwa ocena ówczesnego polskiego rządu na obczyźnie. Przecież oddaliśmy aliantom, szczególnie Wielkiej Brytanii najlepszych naszych generałów, oficerów żołnierzy, pilotów, czy to nie było mogło być monetą przetargową.
Ale książka Zychowicza nie skupia się tylko na sprawach Polski, sięga głębiej, i mocniej rani, bo omijając miękką tkankę historycznych faktów dochodzi aż kości, starając się ustalić, co kryje się w naturze i anglosaskiej psychice, iż obok wielkich poświęceń wojennych – I i II światowa, dokonali zbrodni ludobójstwa w wojnie burskiej, czy swoich koloniach, za nic mając honor i etykietę jaką szczycili się potomkowie Cromwella, lorda Wellingtona, królowej Wiktorii. Co tkwi w ludzkiej naturze w czasach wojny, iż opada z niej łuska, a na wierzch wypływa chęć krwawej zemsty, odwetu nie licującego z człowieczeństwem. Mam tu na myśli rozdział poświęcony angielskim nalotom ma niemieckie miasta, czy wydanie walczących ze Stalinem Kozaków, Gruzinów, Azerów, Czeczenów, Ormian, Tatarów, Osetyjczyków w ręce oprawców z NKWD, tylko po to, aby zadowolić bolszewickiego oprawcę i jego krwiożerczy reżim.
Przecież Anglicy, Churchill doskonale wiedzieli, że okazanie słabości wschodniej satrapii, tylko podsyci jej krwawe żądania. A już najmniej zrozumiałe jest nadanie obozom przejściowym we Francji dla uciekinierów z armii sprzymierzonej z Niemcami, statusu eksterytorialności. Stąd wzięło się późniejsze lekceważenie generała Charlesa de Gaulle ze strony Stalina, kiedy ten przyjechał z wizytą na Kreml i czekał parę dni na audiencję u dyktatora, i w końcu pocałował klamkę.
Nie piszę tu celowo o wojnie amerykańsko -japońskiej na Pacyfiku, gdyż uważam, że zbrodnie wojenne Japończyków dokonane w Chinach, w Mandżurii, Sumatrze, Birmie, na ludności cywilnej, łącznie z osławionymi eksperymentami medycznymi w „Laboratorium – Jednostka 731” stały się częściowo powodem przekształcenia się tego konfliktu w wojnę o charakterze rasowym. Amerykanie odsądzali żółtą rasę, a szczególnie Japończyków od ludzkich uczuć.
Niesamowita książka, precyzyjna, obiektywna, jeżeli przyjąć punkt widzenia autora. Obnaża słabości ludzkiej natury, ale też pokazuje jakie skutki przynosi niefrasobliwa polityka i rządy niekompetentnych osób. Bo polityka to zabawa dla twardzieli. Wiedział to już Napoleon po przegranej kampanii rosyjskiej, kiedy litując się nad Aleksandrem nie wykorzystał stojącej przed nim szansy pokonania rosyjskiego cesarza. Ale pytanie, czy jako naród i rządzący nami potrafiliśmy wyciągnąć wnioski z naszych politycznych błędów, ciągle pozostaje otwarte?
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.