Biografie artystów mają to do siebie, iż albo pisane są z pozycji bezkrytycznego uwielbienia, albo uwypuklają tylko te chwile, kiedy identyfikowali się ze swoją publicznością jako ich idole, czy giganci, skupieni na pogłębianiu swojej kariery artystycznej.
Anna Bimer uniknęła obu tych pułapek i świetnie wywiązała się ze swego zadania przedstawiając postać i drogę twórczą Krzysztofa Krawczyka, piosenkarza łączącego pokolenia w sposób wyważony, nie zniżający się do poziomu "Macie co chcecie” czy „kawa na ławę”. Szczególnie piosenkarze, którzy cieszyli się dużą popularności, mający status gwiazd estrady byli praktycznie non stop po presją mediów, nawet w PRL-u nie wolni byli od dorabiania im gęby, tak jak miało to miejsce np. z Niemenem.
Krzysztof Krawczyk, zaczął swoją karierę w zespole Trubadurzy, ale za nim to nastąpiło jako syn aktorów i i śpiewaków operowych, Januarego Krawczyka (1906–1964) i Lucyny z domu Drapały zaznał namiastki koczowniczego artystycznego życia, gdy w tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym przeniósł się z rodzicami do Białegostoku, gdzie jego ojciec podjął pracę w miejscowym teatrze. Dwa lata później rodzina przeprowadziła się do Poznania, gdzie January Krawczyk rozpoczął pracę w Teatrze Polskim. Zamieszkali w dzielnicy Wilda. Tam rozpoczął naukę w Szkole Muzycznej nr.1, w klasie fortepianu. Już w pięćdziesiątym szóstym rodzina Krawczyków osiadła w Łodzi, gdzie ojciec podjął pracę jako baryton w Teatrze Muzycznym .a matka – jako śpiewaczka operowa. Na gitarze uczył się grać już samodzielnie.
Na wakacjach tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego poznał przyszłych Trubadurów: Mariana Lichtmana, Sławomira Kowalewskiego i Jerzego Krzemińskiego, później pod odejściu Krzemińskiego dołączył do nich Ryszard Poznakowski. To z nimi święci pierwsze sukcesy sceniczne; główna nagroda w Opolu za „Przyjedź mamo na przysięgę”, udział w festiwalach w Sopocie, Kołobrzegu, Zielonej Górze. Już wtedy częste wyjazdy na trasy koncertowe w tym zagraniczne NRD, ZSRR, Szwecja, Jugosławia, Bułgaria, Mongolia utwierdziły go w tym, że to co ma do zaoferowania na scenie, charakterystyczny głos, sceniczne emploi podoba się publiczności. W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim podejmuje decyzję o solowej karierze.
Pojawiły się oferty koncertów na Zachodzie Europy, w takich krajach jak Belgia, Holandia, Francja. Potem kolejne, za oceanem w USA, Kanadzie oraz w Australii. W 1975 roku zostaje Piosenkarzem Roku. Otrzymał nagrody takie jak „Złoty Pierścień” oraz „Nagrodę Ministra Obrony Narodowej”. Grano go w radio i w telewizji. Z tamtego czasu pochodzi płyta „Znowu razem”, nagrana z Trubadurami, która otrzymała status złotej. Zdobywa nagrodę Złotego Orfeusza w Bułgarii, pojawiają się wersje niemieckojęzyczne jego przebojów.W 1979 zdobył nagrodę „Indywidualność Estradowa Roku” na Międzynarodowej Wiośnie Estradowej w Poznaniu. To tylko niewielki fragment wyjęty z jego życiorysu.
W jego życiu osobistym też zaszły duże zmiany. Po rozwodzie w latach 70. z Grażyną Adamus, w jego życiu pojawia się Halina Żytkowiak, z którą bierze w ślub trzy lata później, i na świat przychodzi jego jedyny syn Krzysztof Igor. W latach osiemdziesiątych, kiedy był w USA Krzysztof Krawczyk poznał swoją trzecią żonę – Ewę z domu Trelko. Z nią był do swojej śmierci. To ona zdominowała jego życie, to jej oddał część decyzji co do swojej kariery. Wśród jego przyjaciół Mariana Lichtmana, menedżera Andrzeja Kosmali trwa cichy spór, czy to był dobra decyzja; wszak uciekł mu kontrakt z Niemcami negocjowany przez PAGART. Czy to zmieniłoby coś w jego życiu?
Jedno jest pewne, nagrał sto płyt, m.in. przełomową z Bregoviciem, z „Tangami” Fogga, płytę dla papieża Jana Pawła II, demo z piosenkami Johna Casha, płytę z utworami Cohena, znakomicie przetłumaczonymi przez Wyszogrodzkiego, „Duety”, z Bartosiewicz, z Maleńczukiem, płytę „Wiecznie młody” z utworami Boba Dylana. Widać tu dużą skalę gatunkową, w tym flirt z muzyką disco polo.
Był tytanem pracy, jak mówiło o nim Lichtman, tyrał jak mógł, nie liczył się z siłami, chociaż nie zawsze był gwiazdą; w USA grał w nocnych lokalach, śpiewał na prywatnych przyjęciach amerykańskiej Polonii. Jak trzeba było zakasał rękawy nie stroniąc od pracy fizycznej. Człowiek orkiestra, człowiek omnibus. Wypowiedzi Marii Szabłowskiej, Grzegorza Brzozowicza, Marka Kościkiewicza to potwierdzają, wprowadzając zarazem do tej oceny wiele własnych prywatnych odczuć.
Czy był spełniony jako artysta? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko on sam, wszelkie spekulacje na ten temat mijałyby się z prawdą. Radzono mu by zmienił menedżera, by ograniczył wpływ swojej trzeciej żony Ewy na sprawy zawodowe. Czy to dałoby oczekiwany rezultat?
Myślę, że „Krawiec” nie trafił w ręce profesjonalnego agenta, agencji. Kierował się zasadą wierności osobom, które pomogły mu w życiu, to nie zawsze przekłada się na sceniczny sukces.
Jedno jest pewne, zaakceptowało go młode pokolenie, dla starszego jest niekwestionowanym Mistrzem, idolem. Słuchamy go w radio, na płytach analogowych i CD, nagrywamy na pendrive, oglądamy na DVD. Jest obecny w przestrzeni publicznej, w przestrzeni prywatnej. Po prostu, jest ciągle z nami. Również dzięki świetnym unikalnym zdjęciom, które ilustrują bogatą drogę jego twórczego życia.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.