Jak nudna i nieciekawa byłaby historia, gdyby posiadała tylko swój awers, a nie również rewers, który zawiera zwykle treści uzupełniające. Są one nie mniej ciekawe, a najczęściej można je opowiadać na różne sposoby. Co by zrobili historycy, gdyby nasze dzieje były proste, szły po jednej prostej linii? Zanudziliby się na śmierć. A tak każde wydarzenie historyczne ma swoją osobną legendę, często opowiedzianą a’rebours. Jest niedopowiedziana, albo podkoloryzowana. Opowiedziana po wielokroć w końcu staje się historycznym faktem.
Tak dochodzimy do pojęcia dzieje bajeczne, które utrwalił w swoich kronikach imć Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem. W ślad za nimi podążają różni konfabulanci i fałszerze, którzy pragnął się pod te historie podłączyć. Przyzwyczailiśmy się do tego, że fałszerze zajmowali się głównie fałszowaniem dzieł sztuki. Ale okazuje się że historyczna rekwizytornia jest bardziej pojemna i bogata niż nam się wydaje.
O ile jednak podrabianie dzieł sztuki nie jest zjawiskiem nowym, a celem jaki mu towarzyszy jest zazwyczaj zysk, a czasem stoją za tym również ambicje zdolnych warsztatowo niedocenionych artystów, to manipulacja i intryganctwo ciut wyprzedziły ich czasowo. Bo za każdą władzą, lub władcą stali w cieniu chętni do jej przejęcia. Najczęściej w zbrodniczy sposób, ale historia z czasem się cywilizowała. Wystarczyło być przekonywującym manipulatorem lub intrygantem, by osiągnąć zamierzony cel. A rezultatem było osiągnięcie takiej lub podobnej pozycji jak osoba, rodzina, którą wybraliśmy sobie na cel.
Okazuje się, że im bliżej współczesności, to wiedza, historyczne fakty, kroniki, pamiętniki, obrazy, a potem fotografie powinny utrwalić prawdę o nas na wieki? Nic podobnego, wystarczy dobrze „sprzedana”| historyjka”, a dają się na nią nabrać nawet najbardziej szacowni przedstawiciele królewskiego dworu, arystokratycznych rodzi, czy nawet właśni antenaci.
Marek Teler, dziennikarz, popularyzator historii wziął na swoje pióro te najbardziej charakterystyczne dla swoich czasów. Bo kto nie słyszał z historii o Dymitrze Samozwańcu, Marynie Mniszchównie, królewiczu Władysławie Warneńczyku i jego „sobowtórach”: Janie z Wilczyny czy Mikołaju Rychliku, Aleksandrze Kostce Napierskim z nieprawego łoża, czy cudownie ocalałej księżnej Anastazji Romanowej? Ale pewnie nie słyszeliście o fałszywej „księżnej Tarakanowej” czy przedwojennym reżyserze Michale Waszyńskim vel Mosze Waks?
Ale na pewno niewielu z was zna historię gruzińskich książąt Mdivanich, którzy swego czasu zawojowali ówczesne gwiazdy Hollywood lub polskiego aktorzyny pod pseudonimem Harry Cort? Piszę aktorzyny, bo jego pośledniej rangi aktorski talent zwiódł sporo osób z tzw. branży, a tak naprawdę był pokłosiem tego, iż obracał się w odpowiednim czasie, wśród tzw. szlachecko urodzonych elit. Ludzi, którym wystarczyła dobrze sprzedana plotka, czy opinia aby zaakceptować kogoś podobnego do siebie.A on sprytnie potrafił się ogrzać przy sławie towarzyszącej arystokratycznym rodom.
Książkę "Fałszywi Arystokraci" napisano z iście dziennikarską swadą. Marek Teler zawarł w swoich artykułach mnóstwo historycznych faktów, nieznanych ciekawostek, fragmentów ówczesnych relacji prasowych, ale również plotek czy domysłów. Wszak termin historia jest bardzo pojemny, i często sąsiadują ze sobą w nim fakty i artefakty nie zawsze zgodne z prawdą. W końcu ludzie od początków swoich dziejów częściej dają posłuch plotkom niż historycznym faktom. Bez nich nasze dzieje byłby mniej bajeczne i ciekawe.Bo jak pisze Llosa w „Pół wieku z Borgesem”- „całe prawdziwe życie ludzkie, choćby nie wiadomo jak spokojne, kryje więcej bogactw i tajemnic niż najgłębszy wiersz czy najbardziej złożony system myślowy”.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.