Recenzja

Gillamesque

Mówiąc prawdziwa uczta po przeczytaniu przedśmiertnej autobiografii Terry'ego Gilliama zatytułowanej „Gilliamesque” współzałożyciela grupy Latającego Cyrku Monty Pythona, rysownika, twórcy komiksów, reżysera filmowego, teatralnego, operowego, to powiedzieć tylko o przystawce, mając ciągle przed sobą główne danie. Uzdolniony, wrażliwy, z niesamowitą wyobraźnią i poczuciem humoru, również rysunkowego, mimo braku telewizora w domu wyrósł na znanego, cenionego niezależnego reżysera i scenarzystę.

 

Powiedzielibyśmy biedne, skromne dzieciństwo, w domu bez telewizora, w kraju, w którym obowiązywała wtedy dewiza „od pucybuta do milionera:” to chyba jacyś kryptokomuniści?
Ale pod tą tynkturą kryje się wrażliwy chłopak, który czyta baśnie braci Grimm, Biblię autoryzowaną przez króla Jakuba, a na telewizję chodzi do kolegi chłonąc skecze pierwszych telewizyjnych komików Ernie Kovacsa i Sida Caesera, których surrealistyczny humor stanie się dla niego później czystą inspiracją.

Gilliam stara się opowiadać swoje życie skrótowo, ale dokładnie rozkłada akcenty tego, co było dla niego ważne, interesujące i inspirujące. Dorastał w rodzinie protestanckiej, która mając poważanie dla ciężkiej pracy szukała swojego miejsca na mapie USA. W latach pięćdziesiątych podróż do słonecznej Kalifornii i osiedlenie się w Dolinie San Fernando wymagało odwagi. Trochę podobnie jak w filmie „Grona gniewu”. Mieszkać blisko planów filmowych wykorzystywanych w kręconych tam westernach, znaczyło nic innego jak nieuchronne przybliżanie się do swojego przeznaczenia. Jako młody jedenastoletni chłopak nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawy, ale kiedy dostał pianino, a potem uczestniczył w kółku teatralnym i wsiąkł w dynamicznie rozwijający się świat komiksów jak większość jego rówieśników powoli stawał się Terrym Gilliamem, niespokojnym duchem, wykorzystującym swoje wrodzone atuty - autoironię, sarkazm, satyryczne puenty i oryginalne motta.

Autor wychowany na kultowych ówczesnych komiksach jak „Mad”, "Superman", czy "Batman" mógł liczyć w realizacjach swoich ówczesnych scenicznych pomysłów na rodziców. To ważne, kiedy masz przed sobą już nie jednego przeciwnika: system szkolny, skautów, organizacje charytatywne czy kościelne koła recytatorskie. Dzięki prezbiteriańskiemu stypendium po skończeniu szkoły średniej dostał się do dobrej uczelni Occidental College, gdzie jak pisze „wstąpił w jej progi, jako zdolny i wyróżniający się uczeń, a wyszedł jako nic nie wart obibok, bez życiowego celu, z miernymi ocenami w indeksie”.  Ale tak to już bywa, że nabyta wolność i niezależność jest zwykle pokłosiem zderzenia z zabetonowanym systemem edukacji i uczelnianych relacji. Tak sformatowany Gilliam wszedł w dorosłe życie i stał się tym, kim, nie wiem czy o tym marzył, ale na pewno zrealizował swoją komiksowo-filmową ścieżkę życia obfitującego w różne mniej lub więcej śmieszne momenty. Jedno jest pewne trafiał na ludzi, którzy prędzej czy później poznawali się na nim, jego talentach, tak jak w czasie pierwszej pracy w Nowym Jorku dla Harvey'a Kurtzmana z „Help”, kiedy to jego osobistym CV był studencki magazyn „Fang”, który realizował z przedmontypythonowską ekipą.

Lata hippisowskiej kontrkultury, zbiegły się z wojną w Wietnamie, zamieszkami antywojennymi
na uniwersytecie Century City, potem strzałami i zabójstwem studentów na campusie uniwersytetu Kent, morderstwem pastora Luthera Kinga. Wcielony do Gwardii Narodowej Gilliam rysował i stale przebywał na urlopie. Kiedy jadąc do Kanady na Expo 67 zatrzymali się w jednym z małych miasteczek Wyoming zaatakowali ich miejscowi jak pisze "krąglolicy produkt chowu wsobnego" miarka się przebrała. Wszystko to razem złożyło się na inspirację dla wrażliwca Gilliama, który w międzyczasie poznał Johnny Cleesa, Grahama Chapmana i zakochamy, jak wszyscy w muzyce Beatlesów, do wyjazdu z wolnej ocenzurowanej Ameryki do Wielkiej Brytanii. Tam jego kariera potoczyła się jak kamień w rękach Syzyfa, ale nie pod górę, tylko z góry. Przy nagrywaniu kolejnych odcinków Monty Pythona rozwinął swój talent rysowniczy, ale i realizatorski, grywał epizodyczne role, reżyserował. To wszystko zaowocowało później klasycznymi już filmami jak „Jabberwocky”, „Wyprawa po Graala czy „Życie Briana".

Cała dotychczasowa praktyka zawodowa, umiejętności
i talent ujawniły się w każdym z tych dzieł osobno. Charakterystyczne filmowo-rysunkowe kolaże kipiące od pomysłów jak komiksy uzupełniały pomysły kumpli z Pythona, ale także pozwalały zilustrować coś co wymagałoby na filmowym planie mnóstwa pracy i drogich efektów specjalnych. Doświadczenie wyniesione ze współpracy z Latającym cyrkiem ziściły się w jego pierwszej „Trylogii wyobraźni” o życiu człowieka czyli „Bandytach czasu”, „Brazil” i „Przygodach barona Munchausena”. Szalona akcja, pomysły,efekty specjalne, doborowi aktorzy. O czym mógł marzyć wówczas każdy reżyser. Znaczenie Gilliama rosło, mógł mieć praktycznie każdego kasowego wykonawcę  Fakt nie wyszło mu z Brando, ale myślę, że jego specyficzna wyobraźnia i rozumienie kina nie szło w parze z energią Ojca chrzestnego”.

Życie filmowca, to praca, praca i jeszcze raz praca; nad scenariuszem, szukaniem wytwórni, producentów, aktorów, planów zdjęciowych, próbnych ujęć. Cały ten spektakl rozciągnięty jest w czasie. Trwa czasem jak jego ostatni film „Człowiek, który zabił Don Kichota” prawie dwadzieścia lat. Jak to się odbija na psychice, życiu, życiu rodzinnym, towarzyskim, promowaniu swoich filmów, obecności na festiwalach, o tym przeczytajcie już sami.Ale jedno wam powiem, miał oparcie w swojej rodzinie. Dorosłe córki pomogły mu dokończyć "Parnassusa" i "Las Vegas Paramo".

Książka jest tak pełna różnych myśli, anegdot, spotkań z ludźmi sztuki, aktorami, reżyserami, producentami, jak George Harrisonem, który przypadkiem uratował jeden z jego najbardziej ponadczasowych filmów, iż  wystarczyłoby na całą książkową trylogię. Gilliam zmieścił się na niespełna trzystu stronach. Wszystko to co uważał w swoim twórczym życiu za najważniejsze przekazał nam, ilustrując to swoimi rozpoznawalnymi na całym świecie rysunkami. A ileż tu złotych myśli, rad, które hojnie rozdaje, trudno zliczyć. Jest na swój sposób rozrzutny, chociaż żyje jak na człowieka filmu skromnie, tępi swoje ego, rozpasany egoizm. Jawi się jako dobry znajomy z sąsiedztwa, z tej samej ulicy. I to jest niezaprzeczalną zaletą jego autobiografii napisanej jak sam sarkastycznie zaznaczył w podtytule „przed-pośmiertnieczyli mówiąc kolokwialnie w międzyczasie. Między jednym filmem, drugim scenariuszem, jurorowaniem na festiwalach, szukaniem sponsorów i pieniędzy; jak na dokończenie „Parnassusa” czy „Człowieka, który zabił Don Kichota”.

Na pewno, czy chce tego, czy nie przeszedł do historii kina i sztuki filmowej. Poznał świetnych aktorów: Jeffa Bridgesa, Robina Williamsa, Roberta de Niro, Brada Pitta, Heatha Ledgera, Umę Thurman, producenta i muzyka George Harrisona. No i swoich prawie braci „Cyrk Monty Pythona”: Johna
Cleesa, Erica Idle'a, Terry Jonesa, Michael Palina, Grahama Chapmana. Z którymi znakomicie się bawil, ale i uczył. To z nimi podniósł poprzeczkę i angielski humor, tak jak Beatlesi muzykę rozrywkową do rangi wysokiej sztuki. Sztuki, która nic nie tracąc ze swojego artyzmu i przesłania łączy pokolenia. Stając się pomostem, po którym, jak po taśmie filmowej przejdą następni młodzi nowi widzowie, by potwierdzić, że dobrze opowiedziana historia kołem się toczy...i do nas powraca.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Recenzowana książka

  • Tytuł: Gillamesque
  • Podtytuł: Przedpośmiertna autobiografia
  • ISBN: 978-83-655-36-6
  • EAN13: 9788365568366
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 299
  • Format: 19.00 x 25.00 cm
  • Okładka: Twarda
  • Autor: Terry Gilliam
  • Tłumacz: Adam Czarniecki
  • Gatunek: Autobiografia
  • Wydawca: Grupa Wydawnicza Papierowy Księżyc
  • Miejsce wydania: Słupsk

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się