Recenzja

Gra w cykora

Węgierską literaturę odkryłem w latach siedemdziesiątych dzięki nieocenionej "Literaturze na świecie". Dzięki temu fantastycznie prowadzonemu miesięcznikowi literackiemu wiedziałem praktycznie na bieżąco, co ukazuje się na świecie ważnego, o co warto pytać w księgarniach, o co warto walczyć z podobnymi do mnie maniakami czytania. Pamiętam z jaką osobistą dumą mówiłem starszym ode mnie kolegom ze Związku Literatów Polskich, że warto mieć książki Gyula Krúdy'ego, i że jego pisarstwo podobne jesat do stylu Brunona Schulza.

Szilard Rubin podobnie jak Gyula Krudy odkrywany jest dla miłośników europejskiej literatury przez duże L jakby na nowo. Lata sześćdziesiąte to dość ciężki okres dla Węgrów. Ciągle jeszcze żywe jak rana stłumione powstanie i reżim Kadara postanawiają uwieść naród węgierski socjalistycznym dobrobytem, pełnymi sklepami. Oczywiście literatura, film jest wspierany i dotowany, ale cenzura czuwa, promuje się dzieła bezpieczne, zrozumiałe, bez zawiłych podtekstów.

Powieść Rubina „Gra w cykora” pokazuje młode pokolenie węgierskie w perspektywie socjalistycznego ładu, przemian społecznych, kiedy to szlachta węgierska, klasa średnia, mieszczaństwo miało ustąpić miejsca proletariatowi, ludziom z nizin społecznych, których nowy ustrój postanowił wywyższyć i na nowo sformatować. Inżynierowie dusz ze wschodu długo na to czekali.

Główny bohater, Attila Angyal, pamiętający dzieciństwo w pałacu w Orfű, we wsi będącej gminą w południowej części Węgier, w pobliżu miasta Pecz. I ona nastoletnia Urszula Carletter, biegnąca polną drogą w sukience w kwiaty, wówczas pierwszy raz dostrzegli się. I to wtedy Attila ogarnęło dojmujące uczucie miłości, miłości zaborczej, uzależniającej. Wtedy Urszuli podobało się, że zabiega o nią chłopak z pałacu, jeżdżący bryczką, piszący młodzieńcze wiersze. Została z nim, była jego wielką miłością, potem kochanką. W międzyczasie studiowała farmację. Była córką aptekarza przybyłego, tak jak jej przodkowie z Alzacji. Później pracowała w aptece w Kaposvárze. Ich własną zniszczył pożar. Później ją odremontowano i odmalowano.Nazywała go zdrobniale, tak jak koledzy Till. Kiedy rzucił studia, utrzymując się przy życiu wspomagany przez babcię handlującą na bazarze, była mu siostrą, matką, opiekunką, muzą, kochanką. Zaczął sporadycznie drukować wiersze, jako „młody dobrze zapowiadający się poeta” potem zaczął współpracę jako dziennikarz lokalną prasą, napisał horror, może kryminał pt. Agenci piekła”. Ale coraz częściej towarzyszył mu strach przed utratą Urszuli.
Mimo, iż Miklós Szentkúthy nazwał powieść w prywatnym liście do autora – "współczesnym Werterem", to sam bohater przyrównuje siebie do „późnego Juliana Sorela” z powieści Stendhala „Czerwone i czarne”.

Samotny, mimo obecności kolegów, zbuntowany, chociaż pogłębiona analizy jego psychiki dostarcza nam trochę innych informacji: zaborczy, zazdrosny, agresywny. Pomimo obcowania z grupą przyjaciół wyobcowany, ba może nawet wycofany. Skupiony przez dwadzieścia cztery godziny na analizowaniu swojego uczucia do Urszuli i Uli do niego. Terroryzuje ją wkładając w to cały swój aktorski talent, wszak dowiadujemy się, że ma napisać scenariusz filmowy według swoich „Agentów piekła”.
Wędrując, jeżdżąc pociągiem, autobusem między Keszthely, Mohaczem, Kaposvárem, Szekszárdem, Budapesztem zatacza koła opasując nimi ciasno Urszulę. Fakt, zostaje jego żoną, ale może nawet własnością, przedmiotem o który zabiegał. Zdobył ją, osaczył, ale nie jest szczęśliwy. Czy to stygmat jego przeznaczenia, jego powojennego pokolenia? Jakoś koledzy, przyjaciele Atiila układają sobie życie, pracują, żenią się. Jedynie jemu towarzyszy duszna atmosfera niespełnienia. Po rozwodzie, Attila podróżuje, mieszka Holandii, Niemczech Zachodnich, Szwajcarii. Jego była żona Urszula zostaje panią ambasadorową. Jej życie jest przewidywalne; albo ta, albo tamta placówka. Czy ten epizod w jej życiu, w ich życiu znaczył coś więcej niż wybryk ich młodości?

 

A może tak musiało być, by każde z nich, a szczególnie Urszula Carletter odczuła, co jest dla niej najważniejsze – stabilizacja, bezpieczeństwo, równowaga. Tylko, czy życie można położyć na szali i żądać od wagi by przepowiedziała nam coś co jest ciągle przed nami – przyszłość...

Niebanalnie opowiedziana miłość niespełniona, romantyczna, chora z miłości, chora ze strachu. Rubin potrafi wprowadzić do swojej narracji liryczny ton, ale nie na tyle, żeby pozbawić nas własnej refleksji. Buduje obrazy przeszłości, ale zarazem osadza jej w teraźniejszości. Odbite w lustrach naszej pamięci, snów.

Przeczytałem z czystą przyjemnością. chociaż tytuł "Gra w cykora" nie do końca mnie przekonuje. Oboje - Attila i Urszula, chodzą po torach, ścieżkach, odwiedzają miejsca dzieciństwa, ale przy tym uczą się siebie, uczą się oddzielać wspólną codzienność, od samotności we dwoje. Stąd koniec tej powieści jest jakby skądś nam znany...bo życie jak wszystko dookoła, toczy się dalej.

 

 

 

 

 

Recenzowana książka

  • Tytuł: Gra w cykora
  • Tytuł oryginału: Csirkejáték
  • ISBN: 978-83-66142-22-0
  • EAN13: 9788366142220
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 224
  • Format: 13.0 x 20.0 cm
  • Okładka: Twarda
  • Autor: Szilard Rubin
  • Tłumacze:
    • Klara Anna Marciniak
    • Klara Anna Marciniak
  • Gatunek: Literatura obyczajowa
  • Wydawca: Studio EMKA
  • Miejsce wydania: Warszawa

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się