Recenzja

Iga Wiśniewska - Urodzeni, by przegrać

Niektórzy wierzą w to, że przeznaczenie istnieje i nawet, jeśli los z jakiejś przyczyny rozdziela ludzi – potem złącza ich ze sobą na nowo. Życie to etap wielu zależności losowych. Każdy człowiek po coś się w nim pojawia – może je zmienić na lepsze lub na gorsze, wszystko zależy od tego na jak dużo sobie pozwolimy.

Karol i Diana byli kiedyś parą. Można powiedzieć, że łączyła ich nastoletnia miłość. Po latach spotykają się na jednej ze studenckich imprez. Przypadek? Być może, ale na pewno wiele zmienia w ich doczesnym życiu. Cała fabuła jest podzielona na dwie perspektywy – Diany i Karola, co uważam za całkiem trafiony zabieg – postacie bardzo się od siebie różnią i inaczej pewne rzeczy przeżywają. Co mogę powiedzieć na temat naszych dwudziestokilkuletnich studentów? To jedne z niewielu postaci w tym gatunku powieści, które mnie nie irytowały. No, dobrze, pod sam koniec byłam bardzo zła na Dianę i moje zdanie o niej zmieniło się o 180 stopni, ale wstępnie nie wydawała się być złą osobą. Każda z tych postaci – jak to bywa w New Adult – miała swoją własną, tragiczną historię. Początkowo, gdy czytałam książkę, moim pierwszym skojarzeniem było: „Callie i Kayden”, bo nawet okładka w jakiś sposób mi o nich przypominała, ale potem z czystym sumieniem mogłam przyznać, że Diana i Karol mieli o wiele ciekawsze od nich historie. Zaczęłam się z niepokojem zastanawiać, czy to przypadkiem polskie realia nie wpłynęły tak na ich tragizm życiowy. Nieważne. Ważne jest to, że ich historie wzbudziły we mnie potężne emocje, pokłady współczucia, jak i gniewu, a Callie i Kayden mogą się schować! Zaletą Diany i Karola jest to, że nie użalają się nad sobą, a nawet jeśli: nie rzuca nam się to w oczy. Ich miłosne więzy również nie są jednymi z tych, które ślepo się ze sobą mijają, jakby podróżowały po ciemnym i niezmierzonym lesie. Co mam na myśli – nie ma tu gadania o tym, jak to bardzo nie jest się pewnym czy kogoś się kocha, czy nie. Mamy tu przedstawioną realną historię miłosnego docierania do siebie.

Karol – to taki niby niegrzeczny chłopiec, a w rzeczywistości – każdy chciałby mieć takiego rycerza za chłopaka. Jest silny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, za co wielki podziw. Lubiłam go od początku do końca i jeżeli miałabym za kimś stać murem – to tylko za nim, nieważne co by zrobił. Diana – bardzo zamknięta w sobie dziewczyna, która nie potrafi sobie z pewnymi rzeczami poradzić. To dziwne, ale właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że niewiele na jej temat mogę powiedzieć. Wydaje się być po prostu szara. Oprócz naszych „gołąbków” w książce pojawia się również dużo postaci pobocznych. Są miłym dodatkiem do całości i… w sumie tylko tyle mogę o nich powiedzieć. Jedni pomagają, inni trochę mieszają, trzecich czeka bardziej tragiczny los.

Fabuła nie jest skomplikowana, podobnie jak styl autorki –ten jest prosty aż do bólu. Nie ma tu jakichś wzniosłych zdań, a o dziwo – wyczuwamy emocje. Nie nudziłam się, ale przez długi czas czułam, jakby siedziała przede mną moja koleżanka i opowiadała mi co jej się ostatnio przytrafiło. Tak, początkowo to taka opowiastka o życiu. Jeździsz z kimś autem, jesz śniadanie, spotykasz się, prowadzisz zwyczajne dialogi, to wszystko jest do bólu realne i o dziwo – wcale nie nudne. Fakt, może czasem brakuje tej książce akcji i wręcz błagamy o więcej, a nie tylko o opis co się robi podczas choroby i jak bardzo się wtedy umiera, ale może taki właśnie jest urok tej lektury?

Wstawki o studiach i polskich realiach powodowały, ze w moim sercu pojawiało się takie… może nie ciepło, ale radość, bo przecież wielu rzeczy byłam już świadkiem sama! Chociażby te historie ze współlokatorami. Samo życie. To jest właśnie to, co odróżnia lektury zagraniczne od naszych. Przy polskich możemy poczuć, że historia dzieje się tuż obok nas!

Nie podobały mi się niektóre banalne stwierdzenia autorki, zupełnie, jakby starała się ominąć pisanie o pewnych rzeczach, np. pisanie o stosunku. Porównanie do dziurki i klucza po prostu mnie rozbawiło. Tak samo jak to, że Karol nie powiedział wprost o tym, że biust jego byłej jest pokaźny. Mówił o tym drogą okrężną. Tak jak mówiłam, styl autorki jest prosty, ale czasami chcielibyśmy czegoś więcej, niż „Wszedłem na chwilę do Internetu, ale zaraz musiałem wychodzić”.

Do samego końca myślałam, ze to jedne z niewielu NA, które nie irytuje, a mnie na ogół łatwo jest zirytować lekturą czy samą słodką miłością i brakiem realizmu. Faktycznie, nie było tak, jednak uważam, że te kilkadziesiąt ostatnich stron to było za dużo jak na moją głowę. Wyobraźcie sobie sytuację: przez całą książkę nie dzieje się prawie nic. No, po prostu czytasz opowiastkę o dwójce ludzi, którym jest ze sobą dobrze, a tu nagle: bum! Pojawia się jakaś była, powstają jakieś konflikty, akcja rodem z kryminału, jacyś hakerzy, dramaty, śmierć, żal, rozpacz, żelazko, łzy i… dla mnie to było za dużo. W pewnym momencie myślałam, że nie doczytam książki i ze złości cisnę nią o ścianę (tak, to był ten moment, kiedy wkurzyłam się na Dianę). To fajnie, jeżeli fabuła wzbudza takie emocje, ale to nie do końca dobrze, kiedy jest ich tak wielkie nagromadzenie na sam koniec. Można było niektóre wydarzenia rozdzielić w czasie – podobnie jak autorka zrobiła z historiami bohaterów – przynajmniej one były dawkowane powoli.

Ostatecznie znielubiłam parę jaką tworzyła Diana i Karol. To było coś na zasadzie: „ja nie powiem jej co się stało i w sumie to nie chcę też wiedzieć co ona robiła, przemilczymy te najtragiczniejsze rzeczy w naszym związku”. To na pewno oryginalne zagranie w NA, ale mnie taki koniec nie odpowiada. Trudno mi nawet powiedzieć czy wszystko zakończyło się dobrze, czy nie, mogę powiedzieć tylko tyle, że było mi przykro i lekko się zirytowałam.

„Urodzeni, by przegrać” to pozornie spokojna książka, która pod koniec uderza w nas emocjami. To taka nasza lepsza, polska wersja „Callie i Kaydena”. Powiela trochę schematów, a równocześnie wprowadza dużo nowych wątków. Na pewno polecę ją fanom dramatów i tym ludziom, którzy są gotowi na wszystko. Słabym emocjonalnie mówię twarde i stanowcze: nie!

 

SadisticWriter

 

http://zniewolone-trescia.blogspot.com

Recenzowana książka

  • Tytuł: Urodzeni, by przegrać
  • Seria/cykl: new adult
  • ISBN: 978-83-65521-00-2
  • EAN13: 9788365521002
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 300
  • Format:
  • Okładka: Miękka
  • Autor: Iga Wiśniewska
  • Tłumacz: Iga Wiśniewska
  • Gatunek: Literatura kobieca
  • Wydawca: Zysk i Ska
  • Miejsce wydania: Poznań

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się