Pewnie nikt z państwa, kto oglądał na krakowskim Rynku Głównym ogromną wyrzeźbioną głowę w pierwszej chwili nie zstanawiał się nad tym, kto jest autorem. Jej puste oczodoły na pierwszy rzut oka odstraszają od siebie. Kiedy jednak przyjrzymy się z bliska, zauważamy, iż przedstawia głowę mężczyzny, któremu zabandażowano usta. Jej tytuł to „Eros bandato”- Eros spętany, związany. Dopiero teraz zauważamy, iż jej kontekst i idea wzięta z antyku opowiada zupełnie inną historię. Fenomen odwiecznej walki człowieka ze zniewoleniem lub próbą zabrania mu wolności osobistej. Taki jest właśnie przekaz Igora Mitoraja, zmarłego w 2014 roku najsłynniejszego polskiego rzeźbiarza.
Mitoraj to rzeźbiarz spełniony, jeden z nielicznych na świecie, ktoremu udało się trwale połączyć antyk z symbolizmem, właściwie humanizmem, bo tak należałobny określić filozofię jego podejścia do idei rzeźby.
Wielkogabarytowe rzeźby stawiają przed ich twórcą olbrzymie wyzwanie; Agnieszka Stabro dokładnie opisuje metody jego pracy, które czerpią wzorce ze starożytności, jak metoda „wosku traconego”, która wymaga precyzji, uwagi, a także dopracowanej koncepcji planowanego dzieła. Chociaż Mitoraj często idzie tropami improwizacji, wmontowując w swoje rzeżby drobne elementy rozpoczynające własną osobną opowieść.
Biografia artystyczna Agnieszki Stabro, jest pierwszą na taką skalę próbą opowiedzenia o Igorze Mitoraju, i to opowiedzenia na kilku poziomach; jako o człowieku skupiając się na jego losach; jako artyście, próbując odtworzyć jego autorskie podejście nie tylko do rzeźby, ale idei sztuki w ogóle, a także społeczniku, osobie zaangażowanej w bezinteresowną pomoc wielu ludziom, nie tylko bliskim czy znajomym.
Książkę Stabro czyta się jak wsapółczesny palimpset; losy Mitoraja splatują się ze ścieżkami życia wielu poznanych ludzi; począwszy od matki, ojczyma i rodzeństwa, a skończywszy na Tadeuszu Kantorze, czy przyjaciołach jak Jean Paul Sabatier. Ale pozostaje Mitoraj artystą samotnikiem, to ceni najbardziej; spokój, ciszę,harmonię natury. Ale, żeby zabezpieczyć sobie taki komfort musiał przejść ciężką drogę; od trudnego PRL-owskiego dzieciństwa, okres pracy aby pomóc matce utrzymać rodzeństwo, po pierwsze lata we Francji, potem w Paryżu, gdzie imał się różnych prac, żeby utrzymać się przy życiu. Mimo wszystko miał szczęście; spotykał na drodze właściwych ludzi, emanowała z niego dobroć i spokój, może to właśnie było katalizatorem dobrych energii. Był przystojny, miał po ojcu charakterystyczne rysy twarzy, coś między antykiem a francuskim renesansem. To przyciągało do niego ludzi, to pozwoliło mu w miarę szybko zaistnieć na niełatwym francuskim rynku sztuki, a pózniej europejskim.
Najciekawsza część biografii Mitoraja, to ta związana z arkadią jaką odnalazł w Pietrasanta, małym nadmorskim miasteczku leżącym w pobliżu Carrary, słynącej z unikatowych marmurów. To z tymi miejscami pół wieku wcześniej związał swoje losy Michał Anioł. Czy to zbieg okoliczności, czy kongenialny plan Boga, aby ci dwaj artyści wymienili się energią duchową właśnie w tych miejscach. Na to, i inne pytania szukać należy odpowiedzi w pracy Agnieszki Stabro „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”. Polecam gorąco, szczególnie tym, którzy nie wiedzą, że Polska jest kuźnią niesamowitych artystycznych talentów. Wielu z nich nie mogło zamieszkać w swojej ojczyźnie, że wspomnę o Janie Lebensteinie, Feliksie Topolskim, Wojciechu Fangorze, który pół wieku tworzył poza krajem czy Balthusie, właściwie Balthasarze Kłossowskim de Rola, który na trzy lata przed swoją śmiercią otrzymał tytuł doctora honoris cusa Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.