Dojrzewałem do tej recenzji, gdyż jako czternastolatek zobaczyłem na żywo jeden z ostatnich koncertów Mietka Kosza na "Jazz nad Odrą" w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim roku. To było dla mnie, młodego człowieka ogromne doświadczenie przyśpieszające edukację nie tylko muzyczną. Fakt, że pierwsze moje płyty zapoczątkowujące kolekcję winyli, były to krążki debiutującej na rynku płytowym Michal Urbaniaks’s Group – Live recording, seria Polish Jazz vol. 24, i Tomasza Stańki Quintet, Music for K. ,Polish Jazz, vol 22. To wszystko spowodowało u mnie pamięciowe déjà vu.
Suche oznaczenia i liczby nie są w stanie zwizualizować tego czego doświadczyłem, muzyczno duchowa uczta, bo przed nim grał na skrzypcach kolejny polski geniusz Zbigniew Seifert. I tak oto zaciągając się "Extra mocnym" doświadczyłem przyśpieszonej nobilitacji do świata dorosłych, fanów jazzu. Dodam tylko, że na tym festiwalu debiutował zespół Laboratorium, który zdobył ex- -aequo pierwszą nagrodę z zespołem - Henryk Słaboszowski Quartet.
Wracając do książki Macieja Pieprzycy, ciężko jest stworzyć spójną z duchem epoki biografię, aby nie wpaść w patos wynikający z siermiężności peerelowskich czasów, ale przede wszystkim z ciężkiego dzieciństwa i biedy, którtej zaznał w rodzinnej wsi Antoniówka, położonej w województwie lubelskim, będąc dzieckiem niepiśmiennej chłopskiej rodziny Koszów.
Książka była podstawą scenariusza filmu pod takim samym tytułem „Ikar. Legenda Mietka Kosza”. Film o niewidomym nieznanym ogółowi pianiście, którym swoim uporem, ciężką pracą, pokonując opory otaczającego go środowiska zrealizował swój „polski sen”, jak diametralnie różniący się od tego amerykańskiego, był obarczony ryzykiem artystycznym. Ale Maciej Pieprzyca to w każdym calu profesjonalny reżyser, widać to po nagrodach, jakie otrzymał na 44. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni; Dawid Ogrodnik otrzymał Złote Lwy za pierwszoplanową rolę męską, Leszek Możdżer za muzykę, Agata Culak za kostiumy, Witold Płóciennik za zdjęcia, Jolanta Dańda za charakteryzację. Całości przyznano Srebrne Lwy. Film otrzymał również Złotego Klakiera dla najdłużej oklaskiwanego na festiwalu filmu.
Dla czytelników, którzy oczekują tu wartkiej, szybkiej akcji książka Pieprzycy wydać się może nieatrakcyjna. Ja śledziłem każdy jej rozdział jak część koncertu Mietka Kosza, który skupiony, w czarnych okularkach, w garniturze zasiadał za klawiaturą fortepianu. Wtedy przestał dla niego istnieć świat widzialny, takie jaki odczuwają zwykli śmiertelnicy i okularnicy, odgrywał przed nami swój własny wszechświat. Jedni porównywali go do Arta Tatuma, inni do McCoy Tynera. I tak jak oni nie był łatwym partnerem ani podopiecznym swojego mentora, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli menedżera Mariana Wolskiego zwanym Importowanym, czy swego kolegi Włodka, kontrabasisty, który później przygrywał do kotleta. A on jednak się przebił, przez góry niezrozumienia, przez pustynię litości z jaką część osób traktowała niewidomego. A przecież miał słuch absolutny, i świetny warsztat dzięki pracy z panią Anielą, z krakowskiego konserwatorium.
Poznajemy w książce jak i filmie Mietka jako dwoistą osobę; raz jawi się nam jako skupiony na tym co robi, perfekcjonista, nie lubi, a wręcz reaguje impulsywnie na muzyków nie nadążających za jego improwizacjami, metrum. Często w chwilach depresji czy obniżki formy wspomaga się alkoholem, ale wbrew opiniom jest w stanie nad nim zapanować. Jak każdy potrzebuje akceptacji, miłości, której nie zaznał w domu, odtrącony jako niepełnosprawny przez ojca. Spotyka się z nim już jako uznany artysta o międzynarodowej sławie. Wstrząsający dialog ojca i syna, który pamięta się na długo. Przysłowiowy ‘Ikar”, to także tytuł jednego z jego utworów, który dość długo komponował
Próba ułożenia sobie oprócz życia zawodowego, życia osobistego, to kolejne wyzwanie stojące przed Mitkiem. Jako wrażliwiec, osoba obarczona etykietą niepełnosprawności, pragnął prawdziwej miłości, a liczyć mógł na dowody współczucia. Niewiele kobiet poświęciłoby swoje szczęście dla bycia z nierównym psychicznie muzykiem. Dużo wniosła do jego życia filmowa Marta, za tym imieniem kryje się jego prawdziwa narzeczona pani Ewa, która ujawniła Pieprzycy wiele szczegółów z jego życia. On sam jako introwertyk nie lubi mówić o sobie, wolał o swojej sztuce. A ta niosła go przez konkursy i festiwale w Sopocie, Wiedniu, Mönchengladbach, Montreux, Jazz Jamboree, Jazz nad Odrą, Grał z Seifertem, Komedą, Trzaskowskim, Stańką, Czesławem Bartkowskim, Ptaszynem-Wróblewskim. Grał w Filharmonii Narodowej, w Hali Stulecia we Wrocławiu. Prezentował swoje umiejętności przed Billem Evansem. A przecież za jego życia ukazała się tylko jedna autorska płyta długogrająca „Reminiscence”, vol. 25, a jego pianistykę można jeszcze usłyszeć na składance „New Faces in Polish Jazz”.
Jego książkowy pojedynek na fortepiany z Bogdanem Danowiczem, nagrywanie pierwszej płyty, czy też scena pożegnania z ojcem na długo przenikają do naszej pamięci. Mimo wszystko wolę książkę, gdyż moja plastyczna wyobraźnia podpowiada mi własne filmowe obrazy. Widzę to bardzo wyraźnie.
Szkoda, że Polskie Nagrania windując cenę reedycji jego winylowej płyty, nie ułatwiają nam poznania jego twórczości – prawie sto sześćdziesiąt złotych, to cena dla wielu niedostępna. Widać koncern Warner Music Poland traktuje nas jak mieszkańców „Trzeciego Świata”, którzy potrzebują przysłowiowej sety i galarety. Próby odkupienia Polskich Nagrań przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu spełzły jak na razie na niczym.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.