Jak czytam takie książki, to wydaje mi się, że faktycznie ten kraj istnieje tylko teoretycznie, chociaż z drugiej strony, jak mówił słynny świadek koronny ps.„Masa” - polska przestępczość zorganizowana przy innych światowych organizacjach, to „mafia trzepakowa”. Ale fakt faktem, iż w latach 90-tych, kiedy nastąpiło apogeum ich rozwoju, takie hasła jak „mafia Pruszkowska, Mokotowska, Wołomińska budziły strach i respekt.
„Kombinat zbrodni” Ewy Ornackiej, to kolejna w jej dorobku dziennikarskim po „Tajemnicach zbrodni, „Alfabecie mafii”, Nowym alfabecie mafii” i „Wojnach kobiet” książka poświęcona historii przestępczości zorganizowanej w Polsce. A jest ona nierozerwalnie związana z tzw. transformacją gospodarczą: napady na hurtownie, kradzieże i grabieże Tir-ów, wymuszenia, narkotyki i w końcu porwania. W tej ostatniej działalności przestępczej wyspecjalizowała się tzw. „Grupa Mokotowska” kierowana na początku przez „Korka”, „Daksa”, potem „Bajbusa”.
Z tej książki, w której przewija się wiele wątków nie tylko przestępczych, ale także powiązań i współpracy z policją, także tą z Komendy Głównej i CBŚ, dowiadujemy się, dlaczego ten proceder mógł tak długo rozwijać się pod bokiem Komendy Głównej Policji. Przy okazji Ornacka ujawnia bardzo wiele zaniechań i błędów, szczególnie dotyczy to pracy prokuratorów, czyli szczebla odpowiedzialnego za wsadzenie za kratki polskich gangsterów i doprowadzenie do ich osądzenia.
Ornacka jak na dłoni pokazuje powiązania między policją, a poszczególnymi odłamami grupy „Mokotowskiej” czy „Pruszkowskiej”, stąd żadna z ofiar nie mogła się czuć bezpiecznie, mimo wyjątków w rodzaju Andrzeja Kawczyńskiego ps. „Kawior”, szefa Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym Komendy Stołecznej Policji czy Jana Fabiańczyka ps. Majami, funkcjonariusza stołecznej policji. Ten swoisty węzeł gordyjski dodatkowo scalały powiązania służb z ówczesną jeszcze PRL-owską przestępczością zorganizowaną. Mówienie o tym światku per „mafia”, to tak naprawdę dodanie im jednej belki więcej na pagonach, a z rozmów Ornackiej z „Łysym” czyli Korkiem, Antkiem, Bajbusem, wyłania się obraz chłopaków z małych podwarszawskich wiosek, z wykształceniem co najwyżej zawodowym, którym marzyło się wielkie bogate światowe życie, jak w amerykańskich hollywoodzkich filmach. Ale oni nie wyciągnęli z nich żadnych wniosków.
Autorka „Wojny kobiet” obnaża przy okazji słabość polskiego państwa, w tym, jego struktur policyjno-sądowniczych, dochodzi do tego nasza polska specjalność zazdrość, zawiść i donosicielstwo. Sąsiad, znajomy, ktoś z rodziny,wszyscy oni pomagali „selekcjonować” kandydatów do „porwań dla okupu”. Opieszałość policji, nieudolność prokuratury, przewlekłość procedur sądowych prowadziło do tego, iż ofiary wolały zapłacić niż „bawić się”, jak mówiła jedna z ofiar, mężczyzna o imieniu Michał, w tą całą sprawiedliwość po Polsku.
Jak pisze na okładce jeden z recenzentów „Ewa Ornacka musiała zapukać do bram piekieł”...jeżeli to jest to Polskie Piekło, to powiem szczerze, współczuję każdemu kto się o nie otarł. I nie chodzi mi tylko o okrucieństwo „obcinaczy palców”, lecz o totalną obojętność, brak solidarności i współczucia, a także współpracy między nami, ludźmi, tu na dole, gdzie bierze swoje początki to całe polskie zło.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.