Koty w literaturze pełniły rolę wielce symboliczną i były inspiracją dla wielu arcydzieł, że wspomnę tu o „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa, „Przygody Alicji w krainie czarów” Carrolla, „Kiplinga Kot, który chodził własnymi drogami”, czy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu”.
Połączenie japońskiego megamiasta Tokio z kotem, który w symbolice kraju Kwitnącej Wiśni pełni bardzo wieloznaczną funkcję wydaje się już na pierwszy rzut oka zadaniem nie tyle karkołomnym, co wielce symbolicznym. Kot bowiem w japońskiej mitologii może występować jako beneko – kot potrafiący zmieniać swoją postać. Jego nadprzyrodzone właściwości wywołują wiele konotacji; na przykład przy pomocy starego kota wzywano kociego demona (neko oni), w tym celu co noc odprawiano rytuały na cześć zwierzęcia, aż demon nie wszedł w jego ciało.
Pomimo, iż Nick Bradley z wykształcenia kulturoznawca poświęcił swoją pracę doktorską symbolice kota w kulturze japońskiej, to jeśli chodzi o jego przygodę z literaturą piękną, to jest to jego debiut. Życzyłbym sobie jak najwięcej, tak dojrzałych i błyskotliwych debiutów, również w naszej literaturze.
Wszystko wzięło swój początek od pewnego niezwykłego zlecenia na wykonanie tatuażu na skórze osiemnastoletniej Naomi. Nie było jednak takie zwykłe, lecz stanowiło niesamowite wyzwanie dla Kentarō , mistrza tradycyjnego tatuażu tebori. Już sama tematyka zdziwiła go, Naomi zażądała wykonania mapy miasta Tokio, z jego budynkami, ulicami, placami, zaułkami, rzekami i mostami. To trzydziestoparo milionowe megalopolis nawet dla takiego wytrawnego mistrza jak Kentarō stanowiło nie lada wyzwanie. I w końcu nie było by w tym nic dziwnego, lecz kiedy Kenatrō zbliżał się do końca swojej pracy zauważył szylkretowego kota o zielonych oczach siedzącego na dachu kamienicy z czerwoną dachówką, był to dom w którym mieszkał, tak niepostrzeżenie wszedł do wnętrza tatuażu.
Od tego momentu Tokio staje się sceną na której w tej quasi powieści poznajemy historie różnych ludzi, ich losy niekiedy krzyżują się ze sobą, lecz zwykle rozgrywają się w różnych jego częściach. To miasto państwo jest jak pisze Bradley wielopoziomowym labiryntem, chimerą, zjawą, złudzeniem. Mieszają się w nim jak w tyglu dobro i zło, zmęczenie i okrucieństwo. Wszystko było by zwykłym ciągiem przeciwieństw, gdyby nie ten szylkretowy kot o zielonych oczach. Jawi się jako alter ego każdego z bohaterów jego opowieści. Jest na wpół realny, a na w pół wytworem ich podświadomości. Nick nie kryje swojego zauroczenia kulturą, symboliką japońską. Wplecione w tekst powiedzenia, zdania japońskie transliterowane na alfabet łaciński wplatają w fabułę dodatkowe znaczenia, które dla Japończyka są ważnym dopowiedzeniem języka ciała, gestu, a wypowiadane z różną artykulacją stanowią zupełnie inny wydźwięk.
Ten ogromny ludzki labirynt dzięki wrażliwości Bradley’a nabiera empatycznych cech i ludzkiego wymiaru. Poznajemy tu bezdomnego taksówkarza Ohashi mieszkającego w opuszczonym hotelu, uzależnionego od gier komputerowych mężczyznę, detektywa Ishikawę, który tropi zaginionych i ślady małżeńskich zdrad, a w tle mamy wieloznaczne, rozedrgane Tokio i cień szylkretowego kota.
Polecam szczególnie tym, którzy kochają koty i są miłośnikami Japonii, jej kultury, tradycji. Również ci, którzy pamiętają kino Akiry Kurosawy dostrzegą tu szkatułkową budowę brazów i ludzkich namiętności.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.