Dziennik Zbigniewa Białasa to próba ukazania Ameryki czytelnikowi z zupełnie innej strony, wraz z podróżnikiem poznajemy nie tylko miejsca powszechnie uznawane za warte odwiedzenia, ale także małe prowincje. Jednak pomyłką byłoby uznanie tego dziennika za relację dotyczącą jedynie mniej lub bardziej interesujących pod względem turystycznym atrakcji. Książka emanuje w liczne przemyślenia i emocje, których doświadcza autor podczas wojaży. Podróżuje autostradą przez kilka stanów, odwiedza parki narodowe, poznaje ludzi oraz osobliwe zakątki.
Przekonujemy się też, że Ameryka nie zawsze wygląda jak w hollywoodzkim filmie. Poznajemy los Indian zamkniętych w rezerwatach, a także momentami beznadzieję amerykańskiej prowincji.
Między opisami krajobrazu i przeżyć autor wplata także liczne dygresje dotyczące nie tylko przyziemnych spraw, jak praca czy załatwianie mieszkania. Możemy poznać jego refleksje na temat podróżowania. Nie ukrywa swoich lęków i obaw, osobistych poglądów, sympatii i antypatii do napotykanych ludzi. Z tego względu pozycja zyskuje na wiarygodności i nabiera bardziej intymnego charakteru. Autor też niejednokrotnie nawiązuje do historii i literatury, dzięki czemu dowiadujemy się wielu ciekawych anegdot.
Zbigniew Białas ma duży dystans do samego siebie i otaczającej go rzeczywistości, co przejawia się w jego osobliwym humorze. Opisuje rzeczywistość z poziomu zafascynowanego obcokrajowca. Ma świadomość, że nie zawsze amerykańskie sny się spełniają. Wykreowany w dzienniku portret Stanów Zjednoczonych (czy aby na pewno?) z 2001 roku nie stracił nic ze swojej aktualności. Ta książka ma być dowodem na to, że każda ludzka podróż wnosi do świadomości dużo więcej niż jakakolwiek rozprawa naukowa o przemierzanym terenie. Z pewnością przypadnie do gustu fascynatom Ameryki, tej nieznanej z przewodników turystycznych, lecz obserwowanej z perspektywy życia codziennego.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.