Recenzja

O dziewczynce, która bawiła się w Boga

Książkę Dana Lungu „O dziewczynce, która bawiła się w Boga” czytałem dwa razy i to z dłuższymi przerwami. Wydawała mi się na początku zwykłą powieścią, której bohaterką jest nastoletnia dziewczynka Radusia zmagająca się z samotnością i tęsknotą za mamą. Ta wyjechała za pracą i lepszym chlebem do Włoch, a konkretnie do Rzymu. Ale po drugiej lekturze stwierdziłem, że powieść Lungu ma ukrytych w sobie kilka poziomów.

 

Pierwszym jest wątek tęsknoty za mamą, kompletną rodziną i myślę, że to ontologiczne doświadczenie jest zarazem wielką próbą charakteru małej Raduni. Drugim wątkiem jest sposób komunikowania się i budowania relacji z rówieśnikami. Właściwie każde z tych blokowych dzieci dotknięte jest „chorobą sierocą”. Ale one to głęboko w sobie ukrywają, a w to puste miejsce próbują wstawiać swoją dziecięcą wyobraźnię. Mimo woli stają się kreatorami otaczającej je rzeczywistości, wplątują w nią dorosłych, swoje rodziny. Mamy tu do czynienia z podwórkowym teatrzykiem, gdzie nie spodziewający się niczego dorośli stają się kukiełkami w rękach dzieci.

Trzecim wątkiem są losy matki Letycji Varzaru, która opowiada nam swoją własną historię wyjazdu za lepszą pracą do włoskiego Rzymu. Jej świat jest bardziej rozpoznawalny, dzięki temu, że spotyka się z dorosłymi ludźmi. Włoski język, obyczaje, kultura, z czasem zostaną przyswojone jak coś zupełnie naturalnego. Oczywiście wątek tęsknoty, rozbicia rodziny na dwie połowy. Jedną rumuńską, a drugą włoską cały czas przeplata się ze sobą.

Kojarzy mi się proza Lungu z filmem Saury „Nakarmić kruki”, gdzie dziewczynka po śmierci ojca jest pewna, że to ona pozbawiła go życia, i ma zdolności nadprzyrodzone pomocne do manipulowania dorosłymi. Radunia też stara się wykorzystywać swoje wrodzone predyspozycje; humory, wyobraźnię, kłamstewka, senne wyobrażenia, aby doprowadzić do powrotu matki Letycji. Ale babcia i dziadek, siostra Malwina, wuj Miron oni wszyscy mają swoje własne życie, jego wyobrażenie, dalekie od wybujałej fantazji Raduni. Kojarzy mni się też Radunia z bohaterką filmu Doroty Kędzierzawskiej „Wrony” Karoliną. Też kieruje nią przemożna samotność i wrodzona potrzeba miłości.

Czwartym poziomem jest liryczna świadomość lub może nawet nadświadomość Raduni. To ona opowiada nam całą tą historię z Rumunią w tle. Jej poskomunistyczną pustką, grabieżą wszystkiego, podporządkowaniem wszystkich poziomów życia potrzebą zarabiania pieniędzy, bo wschodnioeuropejski kapitalizm za nic ma szarego człowieka rozbijając jego życien na tysiące kawałków chorej materii. Powoli ginie w ludziach potrzeba wspólnoty, bycia razem, życia rodzinnego. Daorośli przyzwyczajają się do podróży za lepszym chlebem,, a dzieci usiłują poradzić sobie z tą inną bajką, niż tą którą słuchały w dzieciństwie.

Gdzie w tym wszystkim jest sacrum i przysłowiowy Bóg? Gdzie śpi siła wyższa kierująca tym całym cyrkiem, wesołym miasteczkiem zastąpionym przez upiorny szary beton pokomunistycznych blokowisk. Lungu odpowiada – w każdym z nas, w środku, w naszej duszy, w każdym odruchu wzruszenia, tęsknoty i pamięci. Ale czy to wystarczy by zatrzeć granicę między światem materialnym a duchowym? Wszak Lutecja nie wraca z Rzymu, gdyż finansowe potrzeby ciągle rosną, a apetyty na lepsze życie nie dają spać. Tak właściwie bohaterowie powieści Lungu nie mają wyboru. Ich plany powrotu ciągle przesuwane w czasie nią mają podwójnego dna, nie są wrotami do utraconego czasu jak u Pierdomenico Baccalario, lecz pozostałością po ludobójczych czasach conducătora Nicolae Ceaușescu. Wyobraźnia nie ocala, owszem wizualizuje jak internet lub skype Lutecję, ale nie jest latającym dywanem z baśni tysiąca i jednej nocy. Radunia musi poukładać to w sobie jak w grach komputerowych zainstalowanych przez Korneliusza, klatka po klatce, sekwencxja po sekwencji, tak, aby czasem cała misterna konstrukcja nie zwaliła się na nią. Bo życie i świat dorosłych są zazwyczaj ciężkie, stąd tak poważnie podchodzą do wszystkiego. I nie mają takich snów jak ich dzieci, i nie potrafią usypać domków z piasku, bo uważają, że te nią trwałe, a przecież też kiedyś przesiadywali w piaskownicy, bawili się błotem, jedli piasek. Tylko po to, aby teraz udowodnić sobie, że tamta dziecięca perspektywa i ich dzieciństwo było śmieszne i nic nie znaczące. Ale Radunia wie, że to ona ma rację, że jej świat jest bardziej prawdziwy, dotykalny, niż ten widziany przez skype'a i na ekranie plazmowego telewizora. Bo to ona jest tym światem, tą piaskownicą i tysiącem chwil, których jeszcze nie przeżyła. Nad nią i podobnymi do niej dziećmi pochylił się sto lat temu Andersen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Recenzowana książka

  • Tytuł: O dziewczynce, która bawiła się w Boga
  • Seria/cykl: seria: proza rumuńska
  • ISBN: 978-83-934672-9-7
  • EAN13: 9788393467297
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 329
  • Format: 13 x 20,5 cm
  • Okładka: Miękka
  • Autor: Dan Lungu
  • Tłumacz: Radosława Janowska Laskar
  • Gatunek: Literatura piękna
  • Wydawca: Amaltea
  • Miejsce wydania: Wrocław

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się