Jeśli czytaliście pierwszą część trylogii Artura C.Clarke’a „Odyseja kosmiczna” to łatwiej będzie wam zrozumieć istotę misji statku Discovery. Ale jeśli nie czytaliście „Odysei kosmicznej 2001”, to warto zobaczyć film Stanley’a Kubricka, który wpisał się na trwałe w annały światowej sztuki filmowej. Obaj geniusze Clarke i Kubrick inspirowali się wzajemnie, co wyszło na dobre książce jak i filmowi. Pisze o tym w Przedmowie do tomu drugiego swojego cyklu sam Clarke.
W międzyczasie, od lądowania misji Apollo na księżycu i sondy Galileo pędzącej w kierunku Jowisza minął cały kosmos zaawansowanych technologii. Ludzie weszli w zupełnie nową jakość eksploracji kosmosu. Mam tu na myśli budowę i eksploatację Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zbudowano ją z 16 głównych modułów (docelowo ma ich liczyć 17). Umożliwia jednoczesne przebywanie siedmiorga członków stałej załogi (trojga do roku 2009, do 2020 w praktyce sześciorga ze względu na ograniczenia transportowe). Pierwsze moduły stacji zostały wyniesione na orbitę i połączone ze sobą w 1998 roku. Pierwsza stała załoga zamieszkała na niej w roku 2000. Clarke przewidział i inspirował naukowców do ich budowy. Oprócz tego, że był znakomitym pisarzem s-f, to był także wizjonerem i odkrywcą. Dobrze, że autor namawiany do uwspółcześnienia swoich książek, których poszczególne części powstawały; pierwsza w 1964, druga w 1982, trzecia w 1987 roku, nie zdecydował się na to ryzykowne posunięcie. Clarke wierzył, że Układ Słoneczny jest na tyle wielki, że wystarczy w nim miejsca dla wielonarodowych misji badawczych. Wszak nie od parady znalazł się w „Odysei kosmicznej 2010” wątek wspólnej radziecko-amerykańskiej misji ratunkowej na statku Leonow.
W części pierwszej Clarke skupia się na wyprawie w kosmos w kierunku pierścieni Saturna. W części drugiej Discovery wspomagając się silnym polem grawitacyjnym Jowisza zdążał w kierunku jego tajemniczego księżyca Japetusa. Podobna rzeczywista sytuacja przydarzyła się sondzie kosmicznej „Voyager”. Po drodze, oprócz próby ściągnięcia Discovery na Ziemię Heywood i załoga Leonowa miał zbadać właściwości czarnego monolitu, którego obecność dostrzeżono na powierzchni Jowisza.
Podobieństw opisywanych przez Clarke w drugiej części Odysei jest więcej. Szczególnie plastyczne są opisy powierzchni księżyców Jowisza jak i samej planety sugerujące, że Clarke miał dostęp do zdjęć przesłanych przez sondę jak i zdjęć pochodzących z najnowszych teleskopów. Wyprawa ratunkowa, którą dowodzi kapitan Tania Orłowa ma sprawdzić, co się stało na pokładzie Discovery po tym jak superkomputer Hal 9000 odmówił wpuszczenia na pokład Dave Bowmana i ciała jego kolegi Franka Poole’a, wyłączając przy okazji systemy hibernacyjne trójki pozostałych kosmonautów. Ze strony amerykańskiej głównym bohaterem jest Floyd Heywood występującym już w części pierwszej. Smaczku sprawie dodaje wyścig do dryfującego statku jaki prowadzą z chińską rakietą kosmiczną. Celem jest przejęcie danych zgromadzonych w pamięci Hala.
Przyjemnie się to czyta, przypieczętowuje to dobre tłumaczenie. Opisy zjawisk zachodzących na powierzchni Jowisza jak i jego księżyców uwodzą niezwykłą plastycznością, co powoduje, że nic, a nic powieść Clarke'a, mimo upływu czasu nie postarzała się. Jest jak kosmos, trwała, wielka, dająca do myślenia, co powoduje, iż cielesność Dave Bowmana rozpuszczona we wszechświecie ponownie zmusza do postawienia pytania o nasze pochodzenie. O naszą tożsamość i przyszłość.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.