Zdaje się, jakby każdy rozdział książki „Pan Swen albo wrocławska Abrakadabra” Gabriela Leonarda Kamińskiego był swego rodzaju metaforą. Trudno powiedzieć, czy autorowi właśnie o to chodziło, czy to ta tajemniczość i dziwność zmusza nas byśmy tak o tym myśleli. Czas płynie tu swoimi torami. Zmieniamy osobowości. Raz jesteśmy chłopcem biegającym w wytartych trampkach, innym raz dorosłym z własnym mieszkaniem, a po chwili znów w innym czasie wkładamy stare trampki i bawimy się z kolegami w parku. Początkowo może się nam wydawać, że jest to zbiór opowiadań.
Pierwsze rozdziały możemy potraktować jako osobne opowieści. Jednak gdy wreszcie poznajemy osobowość „Pana Swena” książka zaczyna nabierać wartości, zdajemy sobie sprawę, że te historie nie są zamieszczone tu w przypadkowej kolejności, ale razem tworzą spójną całość.
Pierwsze opowiadanie, o „Głowie pana Lenki” noszonej przez dzieci w koszyku, zdaje się być niewinną zabawą. Jednak kolejne akapity zmuszają nas do zadania kolejnych pytania. A co jeśli to faktycznie jest pan Lenka, a nie tylko wytwór dziecięcej wyobraźni? Co mu się stało, że nie może mówić? Przyznam, że na początku podejrzewałam go o bycie osiedlowym pijaczkiem. Zbyt nietrzeźwy by cokolwiek powiedzieć, którego dzieci lubią zaczepiać, ale tak z czystej dziecięcej ciekawości, nie złośliwości. Jednak gdy „Głowa…” znika… zaczynamy podejrzewać ją o bycie osobą niepełnosprawną, co tłumaczyłoby dziwne mruganie oczami i brak mowy. Nagle znikła, może zabrano pana Lenke do szpitala? Albo może odszedł od nas na zawsze? Dzieci próbujące zrozumieć dziwnego sąsiada na swój sposób ubarwiły rzeczywistość, tworząc wokół niego niesamowitą legendę. Fikcja miesza się tu z rzeczywistością i trudno nam wyznaczyć jej granicę.
„Pan Swen na dobre stał się naszym dzielnicowym czarodziejem, przy którym nasze
beztroskie dzieciństwo, a szczególnie upływ czasu przestawały nas kompletnie nurtować.”
Tytułowy Pan Swen gra tutaj osiedlową gwiazdę. Dzieci go uwielbiają, rodzice nie rozumieją. Postać to niesamowita, zwłaszcza dla dzieci głodnych przygód, pragnących „oderwać się od tamtej fabrycznej rzeczywistości”. Koledzy nie zdają sobie sprawy, że niestety dzieciństwo ich ukochanego czarodzieja nie było tak kolorowe, jak ich własne. Podróżujemy w czasie, aby się o tym osobiście przekonać – poznajemy Pana Swena jako młodego chłopca i przeżywamy z nim tragedie wojny w Breslau.
Czas spędzony z dziećmi zdaje się być próbą odzyskania straconej młodości. Niestety czas płynie, ludzie się zmieniają i otoczenie starszego, samotnego Pana Swena traci swój koloryt. Sztuczki, magia, która kiedyś przyciągała dzieci, teraz nie robi na nikim wrażenia. Smutek i samotność doprowadzają go do stanu melancholii podczas przesiadywania w parku. Staje się dzielnicowym pomnikiem przyrody.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.