Każdy z nas zetknął się z imieniem Buddy, terminem Oświecenie, yoginami, którzy w odosobnieniu czerpią wiedzę z pustki, niemyślenia, rozpływając się w mijającym czasie. Ale jaką ścieżkę obrać aby dojść chociażby do początków własnej drogi? Powstało sporo kanonicznych tekstów jak „Sutra szóstego patriarchy” czy „Sutra niedźwiedzia”, Dhammapada, zbiór mów moralnych Buddy. Jeśli poznajesz je wszystkie, to i tak cel jaki sobie obrałeś, aby wejść nas najwyższy karmiczny poziom jest bardzo odległy i zanim dostąpisz Oświecenia, czeka cię ciężka praca rozpisana na całe życie, a może nawet dwa.
Jogawasisztha, jest w oryginale jednym z kanonicznych poematów napisanych w sanskrycie, zawiera zwrotki z Kalidasy (V w.), i mówiąc ogólnie jest bramistyczną adaptacją dojrzałego idealizmu buddyjskiego. Kazimierz Perechuda – Sat-Cit- Ananda proponuje nam Podróż mistyczną po polach uważności Yogi Vasishthy przywracając właściwy sens i rangę naszej egzystencji, która związana jest z całościowym oglądem świata, a wraz z nim nas samych jako absolutu posiadającego wrodzoną ale nieuświadomioną samowiedzę o szczęściu i doskonałości.
Właściwie wydawałoby się, że wystarczy opróżnić się jak pisze Perechuda z „dualności, pragnień, pożądań, chwytań i lgnięć”, wystarczy się wyzerować, aby poczuć doskonałość pustki, ale jak pozbyć się tego balastu, który latami zabieraliśmy ze sobą stając do wyścigu z milionami takich jak my, do szczęścia, materialnego szczęścia, bytu pełnego pychy własnego ego, poddając się ułudzie, iż posiadając coraz więcej rzeczy (bogactwa, rodzina, miłość, przyjaźnie, seks) stajemy się bardziej bezpieczni, od tych, którzy posiadają mniej, albo nic. To trudna sprawa pozbycie się skorupy jaką otaczaliśmy się od momentu pojawienia się na tym świecie. Byt materialny towarzyszy nam od pierwszych chwil; własny dom, własny pokój, nauka, szkoła, studia, założenie własnej rodziny, dorabianie się majątku, aby stworzyć rodzinie socjalne bezpieczeństwo.
Większość zła wyrządzonego na tym świecie ludziom przez ludzi wynika z egoizmu, jakim kierujemy się aby zabezpieczyć egzystencję naszym bliskim. W imię tego szczytnego hasła wielu z nas jest w stanie zrobić najgorsze świństwo. Ale nie stanowi to reguły, bowiem każdy z nas buduje wartość własnego życia na innych fundamentach, czy będzie to wiara, dekalog, życiowa filozofia, światopogląd. Chodzi o to, aby nie zrozumieć opacznie wezwania do bezrefleksyjności, gdyż przeorientowanie siebie nie może być jednorazowym wstrząsem, lecz powolną drogą pierwotnej jedności z Buddą, Dharmą i Sangą - trzema klejnotami Istnienia niemającego początku. Ktoś może pomyśleć, iż Perechuda wzywa do nas do ekstremalnych wyrzeczeń, a my na przykład chcemy tylko złapać ten wewnętrzny ład i rytm życia ocalający sens naszej ziemskiej egzystencji.
Wartością tej niewielkiej objętościowo książki jest jej rytm; każdy akapit, za każdym razem przetwarza jak mantrę wiedzę o nas, w wiedzę o dochodzeniu do doskonałości, o omijaniu pułapek materializmu, o odpowiednim traktowaniu wejrzenia w istotę rzeczy i otaczającej nas rzeczywistości. Tym samym Perechuda wzywa do powrotu, do świata wartości i urzeczenia naturą, pięknem pejzażu, wschodów i zachodów słońca, kolorów powietrza. To wygląda tak jak nauka malarstwa; od zagruntowania płótna, naszkicowania obrazu, dobrania właściwej palety. Nauczmy się nie tylko omijać pułapki tego świata, ale zacznijmy od początku uczyć się korzystania ze skarbnicy wrodzonej samowiedzy jaką mamy w sobie, nieodkrytej, nie uświadomionej samoobserwacji.
Wielu z nas potraktuje tą publikację jak wiele innych, wzywających do duchowego pojednania z sobą i wszechświatem, ale Yoga Vasishthy to także droga pustki, to nagi czysty umysł , "bez granic i bez początku i końca". Wejrzenie w samego siebie, we własne wnętrze jest próbą manifestacji jedności z uniwersum. Oczywiście wiedza taka dostępna jest nielicznym, gdyż wiąże się z wyrzeczeniami, z odrzuceniem nietrwałych artefaktów, procesów, osób i przedmiotów. A to w tych czasach, kiedy poddani jesteśmy zbiorowemu złudzeniu konsumpcjonizmu, zakupoholizmu jest niezmiernie trudnym ćwiczeniem. Tylko nielicznych stać na pielęgnowanie w sobie bezwysiłkowych i spontanicznych działań, tj. „niezawierających idei zdążania do czegokolwiek czy kogokolwiek”. Ale zawsze można zacząć od elementów pierwszych, czyli zmianie sposobu myślenia o sobie, o świecie, o sensie życia, o drodze jaką się obrało, o szczęściu, o cenie jaką za nie płacimy. Zawsze jest moment i czas na zmiany priorytetów naszego umysłu, skupieniu się na czystym trwaniu.
Ćwicz się w nieistnieniu, kawałek, po kawałku, wchodź w nirwanę stopniowo. Odpręż umysł i ciało, odrzuć ego, gdyż ono de facto nie istnieje, to ty powołałeś je do życia. Aby znaleźć sens w bezforemności świata, wchodząc w ulotność jego substancjalności, musisz wejrzeć na nowo w siebie, odczytać to co uznałeś za trudne i niezrozumiałe. Musisz odzyskać własny rytm, ścieżkę - pierwotne źródło doświadczenia. Zacznij już teraz, nie odkładaj tego na potem, bo potem nie istnieje.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.