Wyobraźmy sobie, tak jak postrzegali to ludzie średniowiecza, że ziemia jest płaska i kończy się za horyzontem, a morze wylewa się z niej jak z talerza. Ale ludzkiemu strachowi przed nieznanym towarzyszyła nierozłącznie związana z nim ciekawość świata, który znał z opowieści, historii mówionych, przekazywanych z ust do ust, spisanych relacji.
Człowiekowi od zawsze towarzyszyła żyłka poznawcza. Wbrew obiegowym opiniom nie siedział on w jednym miejscu, ale gnała go wrodzona ciekawość i odwieczne pytanie: co kryje się za widnokręgiem?
Znany mediewista Anthony Bale w mistrzowski sposób wyprowadza nas z mroków średniowiecza dając nam przedsmak czytelniczej podróży opisanej w swoim „Przewodniku średniowiecznego obieżyświata”. Na przeszło czterystu stronach odsłania przed nami kulisy średniowiecznych eskapad, pełne nieznanych nam faktów, począwszy od ich organizacji, a skończywszy na sprawach sądowych dotyczących złamania zasad, praw chroniących ówczesnych podróżników. I to nie tylko tych, którzy zajmowali się handlem z zamorskimi krainami, ale także tych, niespokojnych duchów, którzy szukali potwierdzenia zasłyszanych historii, zarazem chcących skorygować ówczesne znane im atlasy i mapy. Co pozwoliłoby dołączyć im do ekskluzywnej grupy średniowiecznych odkrywców.
Dzięki Bale’owi podążamy szlakami ówczesnych pielgrzymek, wypraw handlowych do egzotycznych krain, wypraw wojennych, z uczonymi, szpiegami, wygnańcami politycznymi, włóczykijami szukającymi przygód bardziej niż własnego miejsca na ziemi, awanturnikami marzącymi o znalezieniu mitycznych skarbów i wszelkiego autoramentu niespojonymi duchami, którzy stawiają wszystko na jedną kartę.
Jak już wspominałem ludzie średniowiecza wbrew pozorom nie byli skryci w mrokach swojego czasu. Chociaż większość ludności wiejskiej nie umiała czytać i pisać, to w miastach istniały szkoły, skryptoria, biblioteki, a warstwa szlachetnie urodzonych, bogatych mieszczan i rycerstwa pielgrzymowała po Europie do miejsc, gdzie ukrywano relikwie świętych, do uzdrawiających źródeł, szukając mitycznych artefaktów. Część z nich handlowała drogimi egzotycznymi przyprawami, szlachetnymi tkaninami, drewnem, trunkami. Aby nie pobłądzić, nie dostać się w ręce pospolitych rabusiów, już od 1200 roku zaczęto drukować przewodniki, a sto lat później, gdy pielgrzymowanie stało się powszechne i modne, były już popularne. I tak miasta będące na szlakach zaczęły ogłaszać prawa chroniące podróżnych; od taryf za noclegi, posiłki, po świadczoną pomoc ze strony służb miejskich i celnych. W ślad za tym pojawiają się mapy, globusy, atlasy map. To one miały ułatwiać dotarcie do celu, tak jak jak literackie relacje ubarwiać podróżnicze relacje. Zachęcając do poznawania dzikich zakątków ziemi. Tu włączano do działania wyobraźnię, stąd w średniowiecznych przekazach ludzie chodzący na jednej nodze, czy o cyklopowym oku. Ale wkrótce na bazie tychże publikacji narodzą się zręby średniowiecznej turystyki, wiele miast czerpie z tego ruchu korzyści.
Polecam nie tylko miłośnikom średniowiecza, podróży, obieżyświatom, ale przede wszystkim wielbicielom literackich relacji, często nieznanych, przedzielonych ciekawostkami i nieznanymi faktami, w rodzaju: „Czy mogę zapłacić plappartami?”, lub zaleceniem: „Nie zapomnij?”, i „Dobre maniery w gospodzie?”. Trzeba tu wspomnieć, że ówczesne podróże były dostępne tylko bogatym i kosztowały, a Bale podaje kilka wyliczeń sporo sakiewek dukatów. Często kolumna podróżujących składała się z kilkunastu wozów, jucznych koni, woźniców, służby i ochrony. Przewodniki wymieniały miejsca i szlaki, które należało zdecydowanie omijać. Czy czasem nie przypomina to Państwu jakby naszych czasów...
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.