Jedna z tych książek, którą gdy tylko zobaczyłam, powiedziałam: chcę ją! No i mam :). "Ginekolodzy" to pierwsza książka wydawnictwa Marginesy, którą miałam w rękach. To dosyć dziwne, bo w swojej ofercie mają naprawdę sporo świetnych pozycji, między innymi jakiś czas temu wydana powieść "W dół", która prześladowała mnie przez kilka miesięcy, a w sumie której i tak nie kupiłam z powodu braku funduszy (Boże, jak dobrze, że nie pracuję w księgarni) :D.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Jürgena Thorwalda pozostawi na mnie ogromne piętno i już szykuję się do nabycia "Stulecia chirurgów". Żałuję jedynie, że "Ginekolodzy" zostali wydani dopiero 10 lat po jego śmierci i nie mógł zobaczyć sukcesu swojej książki, bo niewątpliwie go osiągnął. Każdy, kto zaznajomi się z tą lekturą wyniesie z niej ogrom wiedzy. Przyznam szczerze, że po kilkudziesięciu stronach odechciało mi się posiadania dziecka raz na zawsze, a po setnej stronie zaczęłam dziękować (no nie Bogu, tylko prekursorom ginekologii), że żyję w dzisiejszych czasach, a wypad do lekarza od spraw kobiecych jest najwyżej niekomfortowy.
Przyznać muszę także, że spodziewałam się trochę innej konstrukcji książki. Bardziej lekkiej i "rekreacyjnej" jak ja to nazywam, a tu dostałam podręcznik historii ginekologii, uzupełnionego bogatym komentarzem z nutą sarkazmu. Nie znajdziemy tu ocenzurowanej powiastki o trudach kobiecego życia, o nie, ta książka to kompendium wiedzy o torturowaniu, mękach a nawet morderstwach dokonanych na przedstawicielkach tzw. "słabej płci". Całość jednak napisana jest niezwykle przystępnie i zrozumiale dla zwykłego, niewtajemniczonego czytelnika. Jedynym problemem może tu być po prostu bilion nazwisk, którymi byłam wręcz bombardowana.
Najgorszy zdecydowanie był początek tej książki. "Najgorszy" w tym sensie, że najbardziej krwawy. Co robiono z kobietami nie mieści mi się w głowie.
Badanie kobiety po ciemku, w ubraniach, pod pościelą, gdzie mężczyzna szumnie zwany ginekologiem, ma zawiązaną na oczach przepaską jest jakąś parodią kompletną. Ten cyrk trwał przez długi, długi czas. Wcześniej było jeszcze piękniej, łono kobiety traktowano jak ucieleśnienie grzechu, "coś" czego broń Boże nie wolno nawet dotknąć, a gdzie tu dopiero zbadać.
W czasach tego ciemnogrodu, gdy podczas porodu pojawiły się komplikacje, np. dziecko źle się ułożyło i kobieta nie była w stanie naturalnie go urodzić, bądź była zwyczajnie zbyt wąska w biodrach, zgadnijcie co robiono?
Nic.
To znaczy nie- modlono się w jej intencji. Pozostawiano kobietę i czekano aż umrze. Dziecko najwyżej było chrzczone, aby mogło trafić do nieba.
Nie myślcie jednak, że dosłowne "wyjście z cienia" ginekologów i rozpoczęcie badań kobiet w negliżu było szczytem marzeń. Tutaj dopiero zaczęła się masakra. Zaczęto badać i wymyślać jak można niewiastę "wyleczyć" z danego schorzenia.
Zawody w wycinaniu macicy na czas (rekord wynosił koło 5 minut) czy wypalanie raka szyjki macicy rozgrzanym do żywego żelazem były na porządku dziennym. Zaznaczę tylko, że wówczas nie znano narkozy, czy nawet środków przeciwbólowych, o antyseptyce nie wspominając.
Lekarz, który chwilę wcześniej dokonywał sekcji zwłok i biegnie do porodu nie myjąc nawet rąk nikogo nie dziwił. Obrzydlistwo.
Ogromna liczna kobiet, naprawdę kolosalna umarła przez konowałów dlatego, że po prostu nie myli rąk. Czasami dziwiłam się, że nasza płeć zwyczajnie przez te wszystkie zabiegi nie wyginęła.
Pierwszy zabieg wycięcia łechtaczki wiecie dlaczego wykonano?:
"jako lekarstwa przeciw masturbacji, nadmiernej kobiecej chuci i chorobom psychicznym"
I wszystko jasne. Mamo! Pamiętaj, jeżeli kiedyś oszaleję, to dlatego, że mi jej nie wycięli.
Jak widzicie moja recenzja wygląda dziś trochę inaczej niż zwykle, ponieważ opowiadam wam sporo ciekawostek, ale naprawdę jestem wstrząśnięta tym, co się działo jeszcze nawet 100 czy 200 lat temu.
Zazwyczaj też staram się nie poruszać kwestii religijnych w moich opiniach. Dziś trudno, zaryzykuję, ale po prostu muszę wylać swoje żale do kościoła. Sama wierzę w Boga i jestem chrześcijanką, ale to, co wyrabiał Kościół kilkaset lat temu przechodzi ludzkie pojęcie.
Wyobraźcie sobie, że jesteście w ciąży, lub wasza kobieta nosi pod serduchem wasze dziecko, przychodzi czas porodu i niewiasta okropnie cierpi, przeżywa niewyobrażalne katusze, bo czuje tak ogromny ból, żądacie od ginekologa, żeby chociaż obłożył ją ciepłymi ręcznikami, czy gorącego mleka, aby go złagodzić (przyjmijmy sytuację, że nie było jeszcze środków przeciwbólowych) a ginekolog czy nie daj Panie Boże akuszerka (taka kobita, która zajmuje się porodami, a która wie o tym tyle, ile przeciętny jednokomórkowiec) mówi, że absolutnie nie ma takiej opcji, w końcu w biblii napisane jest: "W bólu będziesz rodziła dzieci" i tyle, nie ma gadania.
Kobieta była tylko narzędziem do rodzenia dzieci, niczym więcej, a ginekolog mając na szali jej życie i utrzymanie jej możliwości dalszej prokreacji, to niech umiera, trudno.
"Pacjentki, którym udaje się ujść z życiem, są jak wisielcy, pod którymi przypadkowo urwał się stryczek"
Nie wspomnę już o lekarzach-szaleńcach, którzy wynajdowali (ich zdaniem) cudowny zabieg, a którzy po drodze zabijali kilkanaście-kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset kobiet. Nikt nie pociągnął ich do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Przypominam sobie przykład, gdzie ginekolog (nie pamiętam nazwiska) ubzdurał sobie, że w magiczny sposób wyleczy mięśniaka i sobie próbował na pacjentkach. Zabił 16 kobiet pod rząd i nikt sobie z tego nic nie robił.
Jedno słowo: masakra i to dosłowna.
Książka opisuje jednak o wiele więcej niż tylko nieudane, krwawe operacje kobiet. Przybliża nam historię wynalezienia wziernika, operowania macicy przez brzuch, leczenia raka promieniowaniem i wiele wiele innych. Jakieś dwie godziny skończyłam czytać tę książkę i czuję się naprawdę douczona, to naprawdę niesamowita odskocznia od beletrystyki.
Ten podręcznik, bo myślę, że właśnie tak go mogę nazwać to naprawdę świetna pozycja, absolutny "must have" każdego książkoholika. Żeby nie było tak bajecznie powiem, że niestety jeden rozdział zwyczajnie pominęłam, bo był nudny i ciągnął mi się jak flaki z olejem. Biję się w pierś i błagam o wybaczenie. Wiem, że jestem okropna, ale najbardziej podobało mi się pierwsze 2/3 książki, bo właśnie ta część była najbardziej krwawa i czasem nawet mnie, żołądek wywracał się na lewą stronę.
Komu polecam?
Wszystkim kobietom- żeby zobaczyły, że dzisiejsza służba zdrowia naprawdę nie jest taka nagorsza,
Wszystkim mężczyznom- żeby zobaczyli, co musiała przeżywać tzw. "słaba płeć" i jak naprawdę silne są kobiety.
Ogólna ocena: 8,5/10.
Tytuł oryginalny: „Die Frauenärzte"
Wydawnictwo: Marginesy
Cykl: -
Kategoria: literatura faktu (medycyna)
Liczba stron: 392
Cena okładkowa: 39,90 zł
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.