Polskie kryminały współczesne chyba dostały w tym czasie epidemii koronavirusa lekkiej zadyszki. Przeczytałem z racji swoich recenzenckich obowiązków kilka i powiem, że daleko im do doskonałości warsztatowej. Wysaje się, że autorki koniecznie chcą zainstnieć w tym gatunku, który wydawcy wydają często "w ciemno", na zasadzie, kryminał nawet niech będzie choćby poprawny sprzeda się, bo moda na nie trwa.
„Śmierć i Małgorzata”, kryminał psychologiczny, debiut w tym gatunku Joanny Łopusińskiej zaczyna się mocną sceną, kiedy to młody lekarz Henryk Wieroński, wezwany mailem przez byłą narzeczoną Małgorzatę Detman do jej domu, znajduje ją nieżywą, z licznymi obrażeniami świadczącymi o śmiertelnym pobiciu, gwałcie, który potwierdzą biegli sądowi. Śledztwo prowadzi kobieta, młoda prokuratorka Maja Roch, ze swoim współpracownikiem, inspektorem Molskim.
Akcja potem zwalnia, dowiadujemy się bardzo wiele o Henryku, jego środowisku lekarskim znajomym lekarzu Toku i jego dziewczynie Lilce. Poznajemy też bogate życie towarzyskie jego byłej Małgorzaty; dziwną zażyłą przyjaźń z Tadeuszem Hodlerem i jego niedorozwiniętym emocjonalnie synem Danielem. Później romans z młodym developerem Chanuszko, by w międzyczasie rozszyfrować w scenach retrospektywnych jej skomplikowany związek z Henrykiem, narzeczeństwo i jego kuluminację przyjęcie na którym się zaręczyli.
Młoda atrakcyjna Małgorzata wzbudza zainteresowanie licznych mężczyzn, komplikuje to nawet śledztwo, gdyż jak się wkrótce okaże, przed Henrykiem, który ją odnalazł, odwiedziło ją tamtego dnia jeszcze trzech innych.
Do połowy książki autorka jakby nie mogła się zdecydować w którą stronę pójść, czy w stronę kryminału obyczajowego, a może psychologicznego, bo na pewni nie jest to thriller, o czym zapewniam recenzentów zamieszczających swoje recenzje na stronie lubimyczytac. Nie mamy tu do czynienia z mroczną atmosferą strachu unoszącego się w ślad za bohaterami. Nie mamy nagłych zawrotów akcji, oprócz wątków prywatnego śledztwa podjętego przez Wierońskiego, który chce przy okazji policzyć się z tymi, którzy zabrali mu narzeczoną, przynajmniej, tak to sobie tłumaczy.
Jeśli, ktoś lubi kulisy śledztwa podobne do filmowych kryminalnych zagadek, chce poznać pracę biegłego anatomopatologa sądowego, to faktycznie, od połowy książki tematy te wypełniają kolejne krótkie rozdziały. Kompletnie nieudanym zabiegiem są zamieszczone kursywą fragmenty pamiętnika Małgorzaty. Nic nie mówią o niej, oprócz tego, iż szukała prawdziwej miłości, takiej o jakiej piszą w książkach, a to wnosi o niej niewiele informacji. Szkoda, bo biorąc jej decyzję o usamodzielnieniu się o zerwaniu z Wierońkim, aż się prosiło żeby pójść tym tropem i pokazać jej niełatwe relacje np. z rodzicami, siostrą Zosią, znajomymi.
Zdecydowanie można było skondensować wiele wątków pobocznych, tak aby pokazać np. jej zażyłość z ojcem Daniela Tadeuszem Hodlerem, czy Danielem, który był częstym gościem w jej domu, a z tego wynika też, iż w jej pokoju.
Rozwiązanie końcowe, będące wynikiem sekcji i wyciągnięte z tego wnioski nie do końca mnie jako czytelnika satysfakcjonują. Ale zdecydowanie druga połowa książki, skupiająca się na prywatnym śledztwie Henryka, a także jego chodzenie tropami jakie wcześniej zaistniały w śledztwie prokurator Mai Roch wydają się najbardziej dopracowane. Akcja nabiera tempa, ale jest ono nierówne, a przy thrillerze psychologicznym, jak reklamuje ją wydawca powinna wyczerpywać chociaż kilka cech tego gatunku.
Starała się Łopusińska odmalować atmosferę niepokoju zamieszczając w powieści warszawskie dzielnicowe pejzaże, ale można było pójść ciut dalej, ale myślę, że jej kolejna książka będzie jednoznacznie czarno-biała, lub czarno-czarna.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.