Jesteśmy przyzwyczajeni do wielu stereotypów, które wbijają nam do głowy media, usłużni autorzy, którzy nie do końca odsłaniają przed nami historyczną prawdę. Jednym z takich stereotypów jest teoria, że to Rosjanie są naszym głównym wrogiem, no bo wiadomo, zabór rosyjski, rusyfikacja, tłumienie wyzwoleńczych buntów, zsyłka. Kulminacja tej opinii nastąpiła w momencie przejęcia przez bolszewików władzy, a właściwie sprawnie przeprowadzonego puczu. Wtedy narodził się mit krwiożerczego bolszewika, który uosabiał wszelkie przejawy zła i degeneracji. Ale niewielu z nas kojarzyło te wszystkie fakty ze zbrodniczym sowieckim systemem, który łamał jak wyczytamy w książce Zychowicza nawet najbardziej twardych i niezłomnych ludzi. A doskonalszy był niż ostrze gilotyny i skuteczniejszy niż najbardziej ostre więzienie jakie można sobie wyobrazić.
Zbiór artykułów, wywiadów z historykami Rosji i Związku Radzieckiego tamtego okresu jest aż nadto dobitnym potwierdzeniem tego, że to nie rosyjscy ludzie byli wrogiem Polski i Polaków lecz system w którym przyszło im żyć. Wpierw carskiej Rosji a później czerwonej Rosji Związku Sowieckiego. Przy czym carska Rosja miała aparat opresji kierujący się jakimiś urzędniczymi zasadami, jak pisze Zychowicz zsyłani na katorgę mogli zabrać ze sobą rzeczy osobiste, mogli kontynuować swoje badania naukowe jak Dybowski Czerski, Czekanowski i wielu innych. Machina zbrodni opracowana przez Lenina, Dzierżyńskiego, Trockiego, Stalina, który ją tylko udoskonalił i oparł na totalitarnych zasadach wszechobecnego strachu, skrytobójczej zbrodni, terrorze indywidualnym i zbiorowym.
Jak to możliwe, żeby dziewięćdziesięcio milionową rzeszę robotników i chłopów dało się tak łatwo zapędzić do katorżniczej pracy za marne wynagrodzenie przez aparat przemocy, który w pierwszych latach budowania sowieckiego reżimu liczył sobie niespełna milion osób. Upadek Rosji carskiej, która posiadała sporą grupę wykształconej inteligencji, rozbudowaną sieć uniwersytetów odbywał się stopniowo. Pierwsze lata terroru, to była tylko czysta kosmetyka stosowana przez młodych czekistów. Aparat przemocy zaczął pracować pełną parą w momencie, kiedy Stalin po śmierci Lenina skomasował w swoich rekach pełnię władzy.
To co nastąpiło później nie śniło się nawet najstarszym bolszewikom siedzącym w carskich więzieniach, deportowanym za granicę czy zesłanym na Syberię. To symfonia zagłady dokładnie dyrygowana zza drzwi kremlowskich gabinetów przez Stalina i ścisłe kierownictwo. Każdy z nich musiał podpisać cyrograf, każdy z nich wiedział, że za cenę przeżycia bierze udział w zbiorowej eksterminacji narodu rosyjskiego, a także narodów ościennych. Totalitarny charakter państwa sowieckiego po śmierci Dzierżyńskiego umacniali jego współpracownicy i następcy, część jak i on polskiego pochodzenia Stanisław Messing, Józef Unszlicht czy Wiaczesław Mienżyński. Ale dopiero za Jagody, Jeżowa i Berii aparat zagłady stał się w rękach ludzi Stalina najlepiej naoliwionym mechanizmem zagłady. To z ich doświadczeń korzystali faszyści budując własny aparat represji i zagłady.
Te dwa zbrodnicze totalitaryzmy narodziły się w XX wieku, wieku najkrwawszej hekatomby w dziejach nowożytnych ludzkości, kiedy to łącznie z ofiarami stalinizmu i hitleryzmu życie oddało ponad 85 mln ludzi. Najgorsze, że to my Słowianie zabijaliśmy Słowian robiąc przysługę cywilizacji anglosaskiej w gospodarczym i ekonomicznym podboju Europy Środkowo Wschodniej.
Nigdy nie udało się po tym doświadczeniu eksportu sowieckiej ideologii i polityki krajom tej części Europy odbudować swoich elit, pozycji i znaczenia.
Taka konstatacja nasuwa mi się po dokładnym przeczytaniu tego zbioru najbardziej smutnych i tragicznych w swojej narracji artykułów, wywiadów, esejów historycznych. To my ludzie ludziom zgotowaliśmy ten los. Wykształcone elity poddane zdegenerowanym ideom budowy nowego bezwyznaniowego, bezklasowego pseudo społeczeństwa, biernego, zgadzającego się za cenę własnego marnego życia na powszechny indywidualny i zbiorowy terror., bo może uda się, że jego ostrze przejdzie bokiem, że nie przebije serca, lecz tylko tkankę miękką. Cóż, trudno zostanie blizna, ale nikt nie przewidywał, iż najgorsza rana i blizna pozostanie w naszych umysłach i świadomości. A także świadectwa - bezimienne zbiorowe mogiły, obozy pracy, wyspy ludożerców, miliony umarłych z głodu.
Ta książka, to przestroga głównie przed systemem, w którym człowiek nic nie znaczy, bo jest tylko zastraszonym wrakiem człowieka, obozowym numerem lub bezimiennym grobem taką jeszcze jedną „czerwoną” łączką.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.