Recenzja

Wołyń zdradzony

Czy można zaleczyć ranę, która jest raną żywą i niezaleczoną do dnia dzisiejszego? Którą od samego początku źle zdiagnozowano, źle opatrzono. Ranę jątrzącą się w ludzkiej pamięci. A pamięć jest nierozerwalnie z nami związana. Towarzyszy nam od początku narodzin, selekcjonuje zapamiętane obrazy, sytuacje, na te dobre, pozytywne, budujące i te złe, destrukcyjne, siejące w nas strach i zwątpienie.

 

Wołyń, to nazwa wzbudzająca w każdym, od młodego człowieka począwszy, a na starszym pokoleniu skończywszy bardzo niepokojące konotacje. Dla młodych niezrozumiała rzeź dokonana przez sąsiadów zza miedzy, a przy tym nieusprawiedliwiona bierność mieszkających tam Kresowian. Dla starszego pokolenia ciągle świeże tkwiące w pamięci cierniem pytanie: dlaczego? Przez wieki żyli w jako takim pojednaniu, łączyły ich trudy życia, trudne warunki w jakich przyszło budować im swoje własne szczęście. Dzieliły zadawnione spory, niezagojone traumy w traktowaniu  przez władze polskie ukraińskich sąsiadów, awans społeczny i możliwości samorealizacji.

Wołyń – kraina historyczna w dorzeczu górnego Bugu oraz dopływów Dniepru: Prypeci, Styru, Horynia i Słuczy, obecnie część Ukrainy – obwody wołyński i rówieński, zachodnia część żytomierskiego oraz północne części tarnopolskiego i chmielnickiego”. Tyle Wikipedia, ale dla każdego mieszkańca tej krainy znaczył co innego. Dla mieszkających tam Ukraińców ojcowiznę, dla polskich osadników możliwość życia na swoim, uprawy ziemi, spełnienia marzeń o własnym
domu, chociażby tu na peryferiach Rzeczypospolitej.
Wszyscy w miarę zespoleni trudami dnia codziennego. Prymitywna infrastruktura powodowała, że życie tam nie należało do baśni z tysiąca i jednej nocy. Aż pewnego dnia, mimo wcześniejszych oznak w zachowaniu ukraińskich sąsiadów zostali napadnięci, w nocy, znienacka, zdradziecko sąsiad zabijał sąsiada, polsko -ukraińskie rodziny też szły pod nóż/ Nie oszczędzono nikogo, przede wszystkim kobiet, dzieci, młodzieży szkolnej. To było jak określili to później historycy, zwykłe ludobójstwo, pierwsze z takim bestialstwem przeprowadzone czystki etniczne. No może wcześniej z takim okrucieństwem Turcy mordowali Ormian.

Przez długi czas temat tabu, tak jak Katytń nieistniejący w polskim piśmiennictwie i publicystyce historycznej. Później w miarę upływu czasu ukazywało się coraz więcej publikacji na ten temat., że wspomnę zasługi wrocławskiego wydawnictwa Nortom, a tam książki Edwarda Prusa Taras Czuprynka.Hetman UPA i wielki inkwizytor OUN”, „Stiepan Bnadera 1909- 1960. Symbol zbrodni i okrucieństwa”, „Holocaust po banderowsku”, „Banderomachia- łże-rząd Stećki na tle rzeczywistości”,” „UPA - armia powstańcza czy kurenie rizunów?, „Operacja „Wisła”, „Szatańskie igrzysko: historia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN)”, „SS-Galizien. Patrioci czy zbrodniarze?”. A także Stanisława Jastrzębskiego „Samoobrona Polaków na Kresach Południowo-Wschodnich II RP w latach 1939 -1946”, Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939-1947”, „ Oko w oko z banderowcami. Wspomnienia małoletniego żołnierza Armii Krajowej”, Andrzej Kornatowski „O płonącym Wołyniu. Wspomnienia Kresowiaka, Andrzeja Kormana „Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Dokumentacja fotograficzna”, czy Stanisława Sosenkiewicza, Norberta Tomczyka -”Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich na polskich leśnikach w latach 1938-1948”. Stanisława Żurka „Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939-1948”. Ale żadna książka, choćby oparta na faktach nie odda cierpienia jakiego doświadczyli mieszkańcy tamtych stron w nocy z 21 na 22 kwietnia 1943 r. (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek). Oprawcy wyszli z lasów, otaczali wsie, tak, aby nikt nie mógł uciec z matni, przed oprawcami. Zwykle było to tak, iż najpierw wychodzili uzbrojeni UPA-wcy, a potem wiejska „czerń” uzbrojona w pałki, siekiery, kosy, noże, styliska, widły itp. Nie będę cytował z książki Zychowicza przytoczonych relacji cudem ocalonych. Ale niezbitym dowodem tego co się stało, jewst ich pamięć, ciągle żywa i sny, w których powracają tamte dantejskie sceny.

Celem jaki sobie obrał autor „Wołynia zdradzonego” jest nie geneza zaplanowanego z całą bezwzględnością ludobójstwa, lecz jako jeden z nielicznych zajął się diagnozą: „Dlaczego polskie władze państwa podziemnego, dowództwo Armii Krajowej, Delegaci na kraj, specjaliści od Kresów, zostawili Wołynian samych sobie, porzucili ich, jakby tą postawą sankcjonując to czego dokonali Upowcy spod znaku tryzuba.

Sprawa podziałów w polskiej organizacji podziemnej była historykom znana, ale zdrada z jaką spotkali się mieszkańcy głównie wsi wołyńskiej wymaga szerszego namysłu. Piotr Zychowicz bazując na bardzo rzetelnych przekazach: dokumentach, relacjach, listach, stenogramach rozmów stara się rozplątać tej polski węzeł gordyjski, który dodatkowo zacisnął się na szyi Wołynian przypieczętowując ich los. Spotkałem się także z opinią jednego z moich kolegów historyków wrocławskich, iż słabo wykształceni, często niepiśmienni chłopi byli balastem dla II Rzeczypospolitej, i przy okazji rozwiązano ich problem, jako spauperyzowanej grupy społecznej zamieszkującej Polskę kat. nie B lecz C., jaka obciążałaby po wojnie nową Polskę, o którą stojące w odwodzie głównego dowództwa oddziały AK miały walczyć z Niemcami do ostatniej kropli krwi.

A propos Niemców. Okazało się, z czego nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, iż to właśnie stacjonujący na wschodnich peryferiach Polski Weh
rmacht pomagał pozostawionym sobie Wołyniakom uzbrajać miejscowe grupy samoobrony. Oczywiście, jak w każdej historii, tu też mamy do czynienia ze światłymi postaciami wywodzącymi się tak z władz lokalnych, jak i Akowców. Ale ogólnie relacja Zychowicza otwiera nam szerzej już otwartą pamięć, na masę błędów jaką popełniono, w większości świadomie, realizując zdane na klęskę, lansowane pierwotnie założenia walki z wycofującymi się wojskami niemieckimi, a później z nadchodzącym wojskiem radzieckim. Pomiędzy tym zawieszono w powietrzu los ponad trzystu pięćdziesięciu tysięcy chłopów, leśników, ziemian, osadników, którzy niepomni warunków jakich przyszło im żyć nigdy nie opuścili Ojczyzny w potrzebie, przyjmując na siebie odium walki z najeźdźcami nadchodzącymi zza wschodnich granic. Okazuje się, że wówczas nikt o trym nie pamiętał, i rzadko podnosił to w swoich listach do władz londyńskich na uchodźstwie.

Książka gorzka w swojej wymowie, ale prawdziwa, szczera do bólu i próbująca raz na zawsze odbrązowić politykę polską wobec Kresów i zamieszkujących ją Polaków.Pokazująca naszą polską cechę, która przykrywa nasze zwycięstwa czarnym kirem, to wewnętrzne kłótnie i podziały, które zamiast scalać naszą rozproszoną, przetrzebioną przez okupana nację, jeszcze bardziej wpływa na jej destrukcyjne działania i zachowania. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Recenzowana książka

  • Tytuł: Wołyń zdradzony
  • Podtytuł: czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA
  • Seria/cykl: Historia
  • ISBN: 978-83-8062-564-8
  • EAN13: 9788380625648
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 464
  • Format: 15.0x22.5 cm
  • Okładka: Miękka
  • Autor: Piotr Zychowicz
  • Tłumacze:
    • Gatunek: Literatura faktu
    • Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
    • Miejsce wydania: Poznań

    Poinformuj Redakcję

    Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

    Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

    Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

    Zaloguj się


    Zarejestruj się

    Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

    Zarejestruj się

    Wyloguj się