"To Tadeusz Kantor zaczepił w Igorze ideę piękna nieidealnego, nieharmonijnego, ale ułomnego..." - rozmowa z Agnieszką Stabro, autorką biografii Igora Mitoraja
Redakcja Portalu Księgrskiwego www.ksiazka.net.pl przedstawia rozmowę z Agnieszką Bryndzą-Stabro, autorką pierwszej biografii wybitnego rzeźbiarza Igora Mitoraja pt."Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu".
Gabriel Leonard Kamiński: Opisała pani w swojej biograficznej książce "Igor Mitoraj. Polak o włoskimsercu", artystę, rzeźbiarza, ale także grafika, malarza, scenografa. Wcześniej zajmował się ceramiką? Skąd właśnie wybór Mitoraja na bohatera Pani książki? I ile czasu zajęło Pani zbieranie materiałów i pisanie?
Agnieszka Stabro: Z tego co mi wiadomo, Igor Mitoraj nie zajmował się ceramiką, natomiast prawdą jest, że w początkach swojej kariery artysta dużo czasu poświęcał tworzeniu małych form, zwłaszcza różnych elementów biżuterii z kamienia. Chętnie obdarowywał nią swoich przyjaciół.
Pomysł na biografię Igora Mitoraja podsunął mi przyjaciel. Sama jestem wielbicielką twórczości mistrza, jego wrażliwość artystyczna bardzo do mnie przemawia, w zasadzie od pierwszego zetknięcia się z jego sztuką, jednak nie myślałam o Igorze nigdy w kategorii bohatera biografii. A to dlatego, że byłam pewna, że takowa już istnieje i że nie jest możliwym, aby o tak wielkim artyście nie powstała żadna książka biograficzna. Szybko okazało się, jak bardzo się myliłam i że oprócz rozrzuconych w internecie artykułów i oczywiście albumów, nie ma żadnej książki o życiu i twórczości artysty. I właśnie z tego braku zrodziła się biografia „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”, będąca pierwszą próba podsumowania życiowej i artystycznej drogi rzeźbiarza.
Zbieranie materiałów i pisanie zajęło mi około trzy lata.
GLK.: Wspominała Pani we Wstępie, o gronie przyjaciół, polskich i włoskich. W tym artystach,którzy towarzyszyli Pani w czasie pracy, pomagali zbierać materiały, kontaktować się z instytucjami i ludźmi,znającymi go. Co było dla Pani najtrudniejsze w tamtym czasie, a co sprawiało najwięcej satysfakcji?
Agnieszka Stabro: Najwięcej satysfakcji sprawiało mi stopniowe odkrywanie życia Igora Mitoraja, jego trudnych początków i późniejszych sukcesów. Dzięki otwartości przyjaciół Igora mogłam poznać go nie tylko od strony zawodowej, artystycznej, ale i prywatnej. Zrozumieć, jakim był człowiekiem i dlaczego dokonywał takich, a nie innych wyborów. Właśnie to poznawanie mistrza, możliwość zanurzenia się w jego świecie, a także odkrywanie różnych ciekawostek, szczegółów z jego życia, było najbardziej satysfakcjonujące, podobnie jak docieranie do kolejnych osób, chętnych porozmawiać o artyście.
Niewątpliwie ogromnym sukcesem była również możliwość rozmowy z Jean Paul Sabatie, wieloletnim partnerem Igora, jego menadżerem, a obecnie prezesem Atelier Mitoraj, zajmującym się spuścizną po rzeźbiarzu. Nie jest łatwo umówić się na spotkanie w Atelier, zaskarbić sobie przychylność Jean Paula i namówić go na rozmowę o Igorze, mi to się udało, częściowo dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności. Spotkanie z Jean Paulem sprawiło mi wielką satysfakcję.
Obyło się raczej bez większych trudności. Niełatwe było zgromadzenie materiału, dotyczącego dzieciństwa Igora, głównie dlatego, że sam niechętnie o nim mówił i niechętnie dzielił się wspomnieniami, nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Pewną początkową trudnością była również niewielka ilość źródłowych materiałów pisanych, a także liczne nieścisłości, dotyczące szczegółów życia Igora, które się w istniejących materiałach pojawiały. Szybko jednak udało się uporządkować kalendarium i przezwyciężyć trudności.
GLK.: Tak się zastanawiam, czy Mitoraj ze swoją osobną, oryginalną drogą twórczą nie wpisuje się w to nasze "polskie piekiełko", które stara się eliminować, umniejszać dorobek twórczy artystów odrębnych. Idących swoją własną niezależną ścieżką. Stąd m.in. emigracja Lebensteina, wcześniej Balthusa, ale i sytuacja w Polsce Hasiora, Beksińskiego czy Siudmaka? Co Pani o tym myśli?
Agnieszka Stabro: W pełni się zgadzam, dlatego też uważam, że w jakiejś mierze emigrancki los Igora Mitoraja wpisuje się w figuratywny los polskiego emigranta inteligenta. Przy czym Beksiński i Hasior, w przeciwieństwie do Igora Mitoraja, doczekali się uznania w ojczyźnie w zasadzie nie tylko po śmierci, ale bardzo wyraźnie już za życia. Byli wystawiani i promowani, podczas gdy o Igorze w latach 90-tych czy początku dwutysięcznych jeszcze nadal było cicho.
Warto też zaznaczyć, że Igor doskonale zdawał sobie sprawę z dysproporcji między uznaniem, z jakim jego twórczość spotykała się za granicą, a jakim w Polsce. Bardzo go to bolało, bo chociaż opuścił kraj w 1968 roku, tęsknił za ojczyzną. Była to jednak miłość trudna. Igor mówił, że jego „sprawa z Polską kończy się na lotnisku” i były to słowa, podyktowane rozgoryczeniem i rozczarowaniem, podobnie zresztą jak wypowiedź, którą znajdziemy w wywiadzie, udzielonym tygodnikowi „Polityka”: „To takie typowe dla Krakowa, lokalne piekiełko, zapyziała zawiść, chęć utrącenia kogoś, komu się udało. Kocham to miasto, ale nie wszystko mi się w nim podoba”.
Z pewnością oryginalność sztuki Igora, jej nowatorstwo, niezależność, odrębność, a także fakt, że wszystkie te cechy dość szybko zostały zauważone i docenione na tzw. Zachodzie, wzbudzała zazdrość, żeby nie powiedzieć zawiść środowiska i w efekcie ostracyzm. Mam jednak nadzieję, że, między innymi dzięki biografii „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu” to się zmieni i Igor odzyska należne mu miejsce w historii polskiej sztuki.
GLK.: W swojej książce porównuje Pani paralelne losy Michała Anioła i Mitoraja. Czy nie jest tak, że losy genialnych artystów, nie waham się określać tak twórczości Mitoraja, nakładają się na siebie jak macierz, tworząc pewną ciągłość w tak pojmowanej kongenialności. Jeden, jak i drugi mieli trudne dzieciństwo, delikatne charaktery, wrażliwość, ale i stalową wolę i upór by robić to co sobie zamierzyli. Jeden, jak i drugi otaczali się "uczniami", pomocnikami, tworząc rodzaj autorskiej pracowni. Czy byłoby to możliwe w Polsce?
Agnieszka Stabro: Tak, to prawda, co więcej, kongenialność, o której Pan wspomniał, widać na przykładzie paralelnych losów nie tylko Igora Mitoraja i Michała Anioła, lecz również Igora Mitoraja i Tadeusza Kantora. Wiele ich różniło, chociażby charakter czy temperament, ale dużo więcej łączyło. Trudne dzieciństwo, naznaczone brakiem ojca oraz późniejsze wykorzystywanie motywu nieobecnego rodzica w sztuce. Trauma II wojny światowej, niesiona w zasadzie przez całe życie i również przetwarzana w twórczości. To właśnie Tadeusz Kantor zaczepił w Igorze ideę piękna nieidealnego, nieharmonijnego, ale ułomnego i niepełnego. Oboje żyli sztuką, nie rozgraniczając jej od tzw. prawdziwego życia, umieszczając pracownie w przestrzeniach mieszkalnych. W końcu oboje otaczali się chętnie uczniami i pomocnikami.Obu cechowała determinacja i niespotykany upór w dążeniu do celu.
Osobiście uważam, że stworzenie takich warunków do pracy, jakie Igor stworzył sobie w Paryżu, a później we Włoszech, nie byłoby możliwe w Polsce, rozpoczynając od powodów czysto praktycznych, takich, jak brak materiałów, przestrzeni czy miejsca, kończąc na braku odpowiedniej, twórczej atmosfery, braku możliwości wymiany myśli i doświadczeń z twórcami z zagranicy czy pewien rodzaj polskiego braku otwartość na oryginalność w sztuce. Kantorowi do pewnego stopnia to się udawało, jednak wiemy, z jakimi trudnościami się zmagał i czym stworzenie autorskiej pracowni i teatru było okupione. Wiemy też, ze bardzo często Kantor był również bardziej doceniany oraz goszczony z dużo większymi honorami za granicą, niż w kraju.
GLK.: Wydaje mi się, że po jakiejś chwili zainteresowania Jego twórczością ze strony władz, czy to miejskich czy państwowych (ustawienie rzeźb w przestrzeni miejskiej czy architektonicznej),ciekawość jego twórczością jakby wygasła? Nikt nie proponuje galerii jego prac, czy też powstania modnego u nas ostatnio - autorskiego muzeum? Jak Pani myśli dlaczego tak się dzieje? Czyżby rządzący nami nie szanowali sztuki jako takiej, i nie uważali jej jako coś ważnego dla człowieka w jego ziemskiej wędrówce?
Agnieszka Stabro: To bardzo dobre pytanie, na które jednak trudno jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź. O Igorze w Polsce naprawdę głośno zrobiło się w zasadzie dopiero w 2003 roku, gdy otrzymał doktorat honoris causa na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i gdy w związku tym przygotowano trzy wystawy: jedną na krakowskim rynku, drugą na Placu Zamkowym w Warszawie oraz na Starym Rynku w Poznaniu. Wówczas Igor mógł cieszyć się olbrzymim zainteresowaniem nie tylko władz, ale i odbiorców sztuki, którzy często pierwszy raz zetknęli się z jego rzeźbami, podczas gdy, co warto zaznaczyć, we Włoszech czy Paryżu cieszył się powszechnym z uznaniem od niemal 30 lat. Były to pierwsze tak duże wystawy sztuki Igora w Polsce, wcześniej zorganizowano pokaz prac Mitoraja w 1993 roku min. na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, jednak było to wydarzenie bardzo środowiskowe, które w zasadzie nie odbiło się szerszym echem.
Po „boomie” na prace Igora w 2003 roku rzeczywiście zainteresowanie artystą zaczęło przygasać. We włoskim Pietrsanta, gdzie spędził ostatnie 30 lat swojego życia, istnieje Atelier Mitoraj, powstaje fundacja Igora Mitoraja oraz trwają prace nad wielkim, miejskim muzeum jego prac, podczas gdy w Polsce większość rzeźb znajduje się jedynie w kolekcjach prywatnych, a także w kilku miejscach w Krakowie, Warszawie i Poznaniu.
Trudno jest mi znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Myślę, że częściowo kluczem może być fakt, iż rządzący nie tyle nie szanują sztuki jako takiej, i nie uważają jej jako coś ważnego dla człowieka w jego ziemskiej wędrówce, ile nie doceniają potęgi rzeźby. W ogóle, mam wrażenie, że rzeźba w naszej tradycji i kulturze, zajmuje drugorzędne miejsce w stosunku do np. malarstwa czy grafiki, a to wielka szkoda. Być może również sztuka Igora nadal jest, zdaniem rządzących, zbyt oryginalna, zbyt nowatorska, zbyt osobna, jak na nasze polskie, moim zdaniem, nadal dość wciąż zachowawcze standardy. Pomijanie jednak Igora w oficjalnej narracji przynosi, według mnie dużą szkodę. Z horyzontu polskiej twórczości znika postać fundamentalna, którą powinniśmy „się chwalić”. Mam nadzieję, jak już mówiłam, że to się pomału zacznie zmieniać.
GLK.: Czy pozycja Mitoraja jako outsidera, nie tylko artysty ale iczłowieka, nie wynikała, z tego, że to "Polak o włoskim sercu"? Że osiągnął sukces na obczyźnie, a nie w kraju?
Agnieszka Stabro: W pewnym stopniu tak. Trzeba pamiętać, że Igor wyjechał z Polski dość wcześnie, bo już w 1968 roku. Szybko zaczął karierę, jednak, między innymi ze względu na panujący w Polsce ustrój, niewiele informacji o nim przedostawało się do polskich odbiorców. Poza tym to właśnie za granicą miał warunki, aby zrealizować swoją wizję sztuki i wcielić w życie swoje ideały. To za granicą jego prace zostały docenione i szybko stał się rozpoznawalny. Z pewnością był „Polakiem o włoskim sercu”; jego wolą był wieczny spoczynek w Pietrasanta we Włoszech, posiadał on honorowe obywatelstwo tego miasta, często mówił, że to jest jego miejsce na ziemi. Jednak nigdy nie zapomniał o Polsce. Był rozgoryczony tym, jak traktowała go ojczyzna, ale to nie oznacza, że za nią nie tęsknił. W każdą podróż zabierał grafiki, ofiarowane mu przez Tadeusza Kantora. Gdy nachodziła go nostalgia za krajem, przygotowywał typowo polskie potrawy, np. uszka. Był bardzo „włoski” i bardzo utożsamiał się z krajem, w którym zamieszkał, ale przecież był Polakiem. Warto o tym pamiętać.
GLK.: Żyjemy w czasach nieustannej reklamy wszystkiego. Pisarze nie są od tego wolni, taki mamy syndrom naszych czasów. Gdyby pokusiłasię Pani o małą autoreklamę, i poleciła w kilku zdaniach swoją książkęnaszym czytelnikom, co by im Pani powiedziała?
Agnieszka Stabro: Gorąco zachęcam do lektury książki „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”, która zabierze Państwa w fascynującą podróż śladami jednego z największych rzeźbiarzy XX wieku, Polaka, którego Włochy traktowały jak swojego krajana. To propozycja nie tylko dla osób, interesujących się historią sztuki. Na kartach biografii „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu” znajdą Państwo malownicze opisy różnych, mniej znanych zakątków Polski, związanych z życiem Igora Mitoraja, a także porywającą historię włoskiego Pietrasanta oraz Paryża, widzianego oczami artysty. Książka „Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu” pozwala zrozumieć geniusz artysty i zarazem poznać jego charakter ciepłego, skromnego człowieka, którym, mimo sławy, zaszczytów i pieniędzy, pozostał do końca życia, naznaczonego śmiertelną chorobą.