• Nagrodę główną: honorarium w wysokości 5000 zł oraz wydanie książki – Damianowi Kowalowi za tom Pieśni wtóre
  • Wyróżnienie: honorarium w wysokości 3000 zł oraz wydanie książki – Łukaszowi Barysowi za tom Słoneczne
  • wyróżnienia dodatkowe – honorarium w wysokości 200 zł:
    • Paulinie Cedlerskiej za wiersze pętla; pozycjonowanie
    • Barbarze Gruszce-Zych za wiersze stukanie; a jednak na tę chwilę; jakim tego nie wiesz
    • Aglai Janczak za wiersze Moloch; Przed
    • Natalii Kubicius za wiersze Pod poziomem troficznym; W ramach protestu przeciwko władzy dokonam aktu samospalenia; Kiedy wspięłam się na Statuę Wolności
    • Krystynie Lenkowskiej za wiersze Stacha niech ją diabli; Szyna
    • Annie Piliszewskiej za wiersze Badylarka; Tabun
    • Bogumile Salmonowicz za wiersze Zgniły po przekątnej; Więdnę; Szyja
    • Annie Marii Wierzchuckiej za wiersze martwią się martwią zmartwychwstałe marchwie; du hast miś; yeshua ben nun
    • Małgorzacie Zagajewskiej-Wójcińskiej za wiersze Musieliśmy urodzić za nią.; Mówią, że zaczęto mnożyć byty.; Mąki, kasze, otręby, minuty.
    • Rafałowi Baronowi za wiersze Warstwy; Z dziennika ucieczki: Skóra. Lśnienie; Trzecie fundamentalne pytanie
    • Pawłowi Bieniowi za wiersze Miejsce po zdjęciu…; Im więcej dotykamy nieobecnych…; Internet czasem zadaje pytanie…
    • Pawłowi Bilińskiemu za wiersze bezsynność; czterdzieści stopni; 31 sierpnia
    • Wojciechowi Brzosce za wiersze *** [w palcach pamiętasz moje ciało…]; Piosenka o twoim bólu i moich lękach; Martwy sygnał
    • Łukaszowi Gamrotowi za wiersze Głód; Czysta ziemia; Dym rósł w błękicie bzu
    • Kajetanowi Herdyńskiemu za wiersze Plakat to rodzaj wyrobu poligraficznego zaliczany do akcydensów; Nic tu po nas; O trybach uśpienia i bezczynności
    • Waldemarowi Jocherowi za wiersze e) EfeDycea szuka starcia, dostarcza śladów i izoluje się niedokończeniem; g) i w byle co się przemienia ryk prostopadłych obrazów – w zaduchu skrzepów tętni EfeDycea, odwodniona
    • Tomaszowi Krasińskiemu za wiersze Pasja; Matka Natura, Bóg Ojciec
    • Czesławowi Markiewiczowi za wiersze polsko online; ja się na świat nie prosiłem; iron maiden
    • Mateuszowi Melanowskiemu za wiersze Początek; A potem pójdziemy spać; Ślady
    • Patrykowi Nadolnemu za wiersze bezkrólewie; ciemna materia
    • Tomaszowi Ososińskiemu za wiersze Stary Bóg; Lotnisko; Lato
    • Marcinowi Pierzchlińskiemu za wiersze Loop; Error; Splin
    • Kacprowi Płusie za wiersze Rys(unek) psychologiczny; Krzyk oniryczny; Wiersz niemy
    • Wojciechowi Roszkowskiemu za wiersze Świniobicie; Obecność; Gorzkie gody
    • Tomaszowi Smogórowi za wiersze połów; mój język to wrak; weird fiction

 

Wybór nie należał do najłatwiejszych: poziom tegorocznej edycji konkursu w kategorii liryka był wyrównany, a w przypadku rozpatrywanych do nagrody i wyróżnienia propozycji –dość wysoki. Ale mogliśmy wybrać jedynie dwie pozycje, z co najmniej dwudziestu dziewięciu wartych uwagi i uważnej lektury. Tyle nam się udało, co stwierdzamy z bólem, ale i satysfakcją.

Postawiliśmy na dynamikę i świeżość. Na poetyki, które wynikają nie tylko ze sprawnego warsztatu, techniki, mechaniki i optyki, wprawnego żonglowania cytatami i nawiązaniami, modnej i po szpanersku wyzyskiwanej erudycji, elokwencji, ekologii i echolokacji, ale coś ustanawiają same w sobie. Które po odarciu z bieżączki pandemicznej i politycznej mają do zaoferowania coś więcej, głębiej i mocniej niż tylko zaangażowanie w dobre lub złe zmiany, nową lewicę i stare dychotomie, Sodomy, Gomory i Nowe Huty. Które wyzyskują coś oryginalnego i indywidualnego; prywatnego, ale już o słusznych aspiracjach do ponadczasowości. I nawet jeśli jeszcze zgrzytają, piętrząc się na naszych oczach w poszukiwaniu precyzji i (nie)bezpiecznej przystani puenty, to przynajmniej potrafią pięknie i bezpretensjonalnie płynąć. Urzekać w obrazach, dźwiękach i rytmach, niczego sobie nie roszcząc w polu poezji, krytyki i życia literackiego.

Dlatego nagrodę główną otrzymuje Damian Kowal za projekt książki Pieśni wtóre, natomiast wyróżnienie – Łukasz Barys za projekt książki Słoneczne. Powtórzmy: to dwa silne i oryginalne, niezwykle plastyczne i melodyjne głosy.

Łukasz Barys, dla którego Słoneczne będą debiutancką książką poetycką, wybrał dość znamienną strategię łączenia tradycji z nowoczesnością i klasyki z awangardą, co już sygnalizuje na poziomie mott, wykorzystując w nich cytaty z Czesława Miłosza i Andrzeja Sosnowskiego. I zaraz niespiesznie uruchamia metodyczne serie fraz, z których buduje logiczne koncepty, przełamując je surrealistycznymi wtrętami i ontologicznymi pytaniami o śmierć i miłość. Przewrotnie: jakby podmiot tych wierszy nie miał innego wyjścia, a był pogodzony z brakiem i nadmiarem jednocześnie. Barys, podobnie jak konkursowi koledzy, nie stroni od plastycznych opisów przyrody i przeżyć wewnętrznych. Tylko już teraz ich przerasta: robi to jakby od niechcenia, niespiesznie, a z niezwykłym wyczuciem i klarownością, jakby – po poznaniu i oswojeniu wszystkich chwytów literackiego rzemiosła – jego imperatyw poetycki próbował je rozsadzać od środka. Subtelnie niczym Buñuel, który z pozoru klasyczne fabuły rozbijał kilkoma sprytnie przemyconymi kadrami i motywami. Bez wchodzenia w szczegóły, ponieważ to ich nieuchwytność, a może i nawet niewyrażalność decyduje o wyjątkowości takiego przepisu na wiersz. Zresztą, jak sam Barys konstatuje w Mieście: „Na tym polega pisanie wierszy, że się lepi / z dzieckiem miasto i opowiada o śmierci w piasku, // ludziach zasypanych żywcem, którzy wcale się ruszać / nie mogą i w kąciku oka widzi się babkę, zasypaną / innym piaskiem”. W ten sposób możemy sypać sobie piaskiem w oczy, a potem spać spokojnie.

Damian Kowal, który debiutował Najmniejszymi przebojami z Tristan da Cunha w 2016 roku, w Pieśniach wtórych kontynuuje muzyczno-poetyckie poszukiwania. Jest nawet bardziej muzyczny i rytmiczny: nie stroni od regularnych form ani od piosenkowości, idealistycznie wierząc, że dobry wiersz nie tylko wychodzi z domu i nigdy nie wraca, ale – po wyjściu – spotyka niekoniecznie jedynie środowiskowych, poetyckich znajomych. Ale przecież forma jest tutaj wyłącznie pretekstem do snucia opowieści o korpo- i kapitałorzeczywistości, która zamyka się nie tylko w openspace’ach, biurach i na halach produkcyjnych; w rytmie protestów ulicznych, emigracji zarobkowych i wewnętrznych, ale też historii chorób i afektów, trochę jakby rzadziej zwanych miłością. Kowal gra przede wszystkim przemyślane akordy, a do polifonicznych chórków zaprasza ulubionych artystów, ale także i ptaki (już nadobecne w debiucie), uosobienie wysokich lotów i przestrzenności tej wartkiej dykcji. Rozważa wyłącznie poważne propozycje melodii, bo przecież (cytat) „nikt nie będzie za dwa czterysta robił z siebie durnia”. Drzewa są ścinane, by postawić płot. Ofertę trzeba dopasować, a za udział w rekrutacji serdecznie się dziękuje. A wszystko to przy wykorzystaniu języka z pogranicza hiphopowej nawijki, hipsterskiej piosenki post- i lirycznego wiersza zaangażowanego: pewnie, ale przecież też – kiedy trzeba – skromnie, kolokwialnie, a nawet deklaratywnie, ponieważ najważniejsze rzeczy, by nie straciły rangi i ładunku emocjonalnego, można powiedzieć tylko wprost. Przy tym wszystkim Kowal bardzo zręcznie manewruje między nowoczesnością i tradycją. Widać to już w tytule zestawu – Pieśni wtóre – nawiązującego do idącej co najmniej od Kochanowskiego (czerpiącego z dorobku poetów antycznych) linii tytułowania zbiorów poezji. Jeszcze wyraźniej widać to jednak w sferze genologicznej, gdzie w sposób swobodny i naturalny potrafi on połączyć w jedno stricte współczesną tematykę (na przykład kolejkę w Biedronce) z klasyczną formą poetycką. Co, nawiasem mówiąc, wychodzi tylko z korzyścią dla formy. Co też warto podkreślić w ramach szerokiego marginesu społecznego tej krótkiej wypowiedzi o charakterze krytycznym – Kowal potrafi kuć rymy, nie tylko póki gorące; jedzie tak również na zimnej fali. I takiego orzeźwienia życzymy każdemu, nie tylko podczas pandemii.

dr hab. Roman Bobryk

Rafał Gawin

Kategoria epika

Jury w składzie dr Ewa Bartos, dr hab. Katarzyna Szewczyk-Haake, dr Małgorzata Peroń oraz dr Katarzyna Trzeciak po zapoznaniu się z 308 propozycjami książek postanowiło przyznać

  • Nagrodę główną: honorarium w wysokości 5000 zł oraz wydanie książki – Pawłowi Hohmannowi za tom Iskra i kamień
  • Wyróżnienie: honorarium w wysokości 3000 zł oraz wydanie książki – Marcie Kozłowskiej za tom Bomb
  • wyróżnienia dodatkowe – honorarium w wysokości 300 zł:
    • Ani England za opowiadanie Stolik Pani Bogumiły
    • Joannie Jagiełło za opowiadania Na plaży w Helu; Próba
    • Małgorzacie Kulisiewicz za opowiadania Garb; Rozbójnik R-Zeta
    • Anecie Pondo za opowiadanie Tabletka
    • Alicji Wilczewskiej za opowiadanie Zupa z zebry
    • Mariuszowi Kaźmierczakowi za zbiór opowiadań Bestiariusz piastowski
    • Krzysztofowi Rudominowi za opowiadanie Mężczyzna o stalowych dłoniach
    • Tymoteuszowi Skibie za opowiadania Kto napisał Brunona Schulza; Rozmowy ze Spamem
    • Ireneuszowi Staroniowi za opowiadania Butelkowa zieleń; Jednośladówka dziadka Józefa

Iskra i kamień jest książką, która nie pozostawia obojętną. Ujęła nas – ba, podbiła! werdykt wydany został w trybie aklamacji – niezwykle zręczna polifoniczna budowa, chciałoby się powiedzieć – stosowana ze znakomitym efektem „zmienna ogniskowa”, pozwalająca zbliżać się do głównego bohatera, artysty i bawidamka, w sposób zawsze zapośredniczony: poprzez relacje, recenzje jego prac, opinie jego przyjaciół i ludzi mu niechętnych. Całość portretu, podana w mikropowieściach, tworzy nie tylko niejednoznaczny i intrygujący konterfekt fikcyjnego artysty, lecz także ułamkowy, ale w tej ułamkowości wyjątkowo trafny obraz sztuki popularnej XX wieku, świata podzielonego żelazną kurtyną, wyobraźni kultury masowej i pytań o sztukę jako (nie)zdolną do opowieści prawdziwych o prawdziwych ludziach.

Ta opowieść o frapującej – nie szkodzi wszak, że zmyślonej – tyleż typowej, co wyjątkowej postaci dwudziestowiecznej kultury ma jednak jeszcze drugiego bohatera: narratora. Ten – z pozoru obiektywny niczym badacz – snuje opowieść o Piotrze Kłosowskim w mrówczym wysiłku dogonienia cudzego życiorysu, który okazuje się (ale czy to jest zaskakujące?) nieuchwytny, bo opowiadany zawsze czyimś nieczystym głosem. Narrator ten, znawca sztuki filmowej, w trakcie lektury coraz silniej fascynuje, ale i wzbudza antypatię, przyciąga do siebie i opowiadanej historii, a jednocześnie prowokuje do dystansowania. Czy jest tylko kolejnym besserwisserem, czy też raczej dąży do spełnienia swej inicjalnej obietnicy: „Nie jestem kłamliwym narratorem, jak moi mało chwalebni poprzednicy. Zapewniam, że pozostała część tej historii nie tylko nie będzie dramatyczna, ale co osobliwe, pełno odnajdziecie w niej łagodnych wzniesień i malowniczych widokówek”? Tego także próbuje dowiedzieć się odbiorca tego osobliwego kolażu, zafrapowany tyleż osobą kontrowersyjnego reżysera, co i jego (nie)wiernego biografa.

Cóż zatem może czytelnik? Błądzić niepewnym krokiem, słuchać kolejnych głosów, rozumieć z wolna, że wszelkie przekonania, jakie w sobie z biegiem czasu wytworzył, kruszeją pod naporem nowych danych, a jednocześnie pojmować, że wobec faktu istnienia Piotra Kłosowskiego i chimerycznego narratora zająć musi jakieś, zupełnie własne i prawdopodobnie niemożliwe do obrony, stanowisko. Na tym polega bowiem czytanie, a może nawet życie: na nieustannym odcyfrowywaniu tego, co zapisane, i ustalaniu z samym sobą wiecznie niezadowalającej wykładni – jedynej, którą mamy.

Iskra i kamień to tryumf prozy literackiej. Zmyślenie, które lepiej komentuje rzeczywistość niż niejedna książka o realistycznym zacięciu, opowiada bowiem o niedoskonałej naturze poznawania świata i niejasnej naturze wszelkich o nim opowieści.

 

B. Bomb to powieść Marty Kozłowskiej, którą z przekonaniem uznaliśmy za godną wyróżnienia. Autorka nawiązuje w niej do tradycji antywojennej satyry, aktualizując ją zagadnieniami o istotnym znaczeniu dla dzisiejszej wyobraźni społecznej. Nie nośność tematu podnosi rangę fikcji, ale właśnie literackie możliwości pisarki. Pokazują one złożoność i nieoczywistość znanych skądinąd zagadnień. Autorka stawia sobie i czytelnikom pytanie o miejsce sacrum we współczesnym świecie. Nie udziela na nie prostej odpowiedzi. Pyta o to, co dzieje się w momencie, w którym klasyczne rozpoznanie Eliadego uznającego jednostkę za homo religiosus przestaje mieć rację bytu. Marta Kozłowska wie, że natura nie znosi pustki, dlatego też z ironią przygląda się temu, jak ludzie radzą sobie z nową sytuacją egzystencjalną.

B.Bomb to także powieść o rozpadzie tożsamości i próbach jej ponownego wykreowania z tego, co oferuje współczesność, a raczej tylko jej skarlałe, zanurzone w mass mediach niskie formy. To świat czytany na opak, w którym bohaterstwo zastępuje śmieszność, wiarę i tradycję wypierają stereotypy, a celowość i sensowność działań znika w morzu absurdalnych zachowań.

Wykreowana przez Autorkę przestrzeń fabularna zaskakuje czytelnika nie tylko konkretnością i bogactwem szczegółów, ale także otwieraniem jej granic na światy fantastyczne. Jest w nich miejsce na groteskę, czarny humor i grę z konwencją baśni.

Złożone sylwetki opisywanych bohaterów sprawiają, że odbiorca może przyglądać się różnym formom wyobraźni religijnej. Przemyślana kompozycja, brak patosu, a przede wszystkim lekki, wręcz kuglarski język uwodzi czytelników. B. Bomb to powieść intelektualnie odważna, o wyrazistym przekazie.

dr Ewa Bartos

dr hab. Katarzyna Szewczyk-Haake

dr Małgorzata Peroń

dr Katarzyna Trzeciak

 

Kategoria esej

Jury w składzie dr Paweł Armada oraz prof. dr hab. Michał Januszkiewicz po zapoznaniu się z 40 propozycjami książek postanowiło nie przyznawać nagrody głównej oraz przyznać wyróżnienia dodatkowe – honorarium w wysokości 300 zł:

  • Czesławowi Markiewiczowi za tom Europolska
  • Christianowi Wojtyńskiemu za tom bez tytułu

 

Książka Czesława Markiewicza Europolska nie tylko znakomicie spełnia wymogi tak nieostrej konwencji gatunkowej, jaką jest esej, ale jest tej formy znakomitą, by nie powiedzieć, wzorcową, egzemplifikacją. Celem, jaki sobie postawił Autor, jest wyniesienie tego, co incydentalne, czy szczegółowe, do tego, co w polskiej i europejskiej literaturze uniwersalne, czy, przynajmniej, rozpoznawalne.

Markiewicz z wielką swobodą porusza się po bogatej i różnorodnej mapie polskiej literatury XX wieku oraz początku wieku XXI, sięga też do kontekstów literatury obcej (np. Houellebecqa). Czyni to jednak nie jak badacz-literaturoznawca: student polonistyki nie będzie miał z tej książki wielkiego pożytku, o ile pożytek definiować w kategoriach jakiejś wiedzy przedmiotowej i rzeczowej. Książka Markiewicza jest bowiem książką eseistyczną, w której miejsce szczególne zajmuje osobisty stosunek do interesujących go spraw. Słowa „osobisty” używam tu w pozytywnym znaczeniu. Rzecz bowiem nie w jakichś idiosynkrazjach czy subiektywnych impresjach, ale w obecności czegoś, co można by nazwać narracją autorsko zaangażowaną. Opowieść Markiewicza o literaturze to opowieść o szczególnym literackim, często też krytycznym nacechowaniu. Markiewicz nie jest, jak powiadam, naukowcem-badaczem. Stąd jego opowieść wydać się czasem może w swych stylistycznych zabarwieniach hermetyczna. Jest to jednak hermetyzm wynikający z literackiego skrótu albo ekspresji. I jeśli nawet czytelnik-laik nie zawsze potrafi wychwycić „rzeczowość” tej narracji, to potrafi docenić jej literackość. Krótko mówiąc: książkę czyta się świetnie – jak literaturę, którą właśnie jest. Z całym przekonaniem twierdzę więc, że należy się tej książce wyróżnienie.

prof. dr hab. Michał Januszkiewicz

 

Nadesłany tekst, mimo iż niedoskonały, zasługuje na wyróżnienie. Decydują o tym dwie kwestie. Po pierwsze, autorowi zdecydowanie o coś chodzi. Mamy do czynienia z żywo pracującym umysłem i autentyczną chęcią wypowiedzenia się – lub raczej: mądrego wypowiedzenia się – w sprawach niecierpiących zwłoki. Christian Wojtyński nie przekazuje nam bynajmniej jakiegoś rodzaju wyciągu z wieloletnich zapisków pamiętnikarskich czy blogowych. Otrzymujemy natomiast intensywną, ale i przemyślaną reakcję na konkretne zagadnienia (np. wykorzystywanie utworów muzycznych do celów walki politycznej) w połączeniu z próbą całościowej oceny zjawisk. Poglądy autora, o podłożu sentymentalno-chrześcijańskim, mogą uchodzić za naiwne bądź wciąż nieuformowane. Nie ma tu jednak ani grama „zmęczonej” obojętności, pseudorealizmu czy cynicznej rezygnacji. To wielki plus. Po drugie, należy docenić wartość poznawczą tego tekstu. Autor opisuje, jakkolwiek fragmentarycznie czy pod pewnym kątem, rzeczywistość A.D. 2020. To najwyraźniej jego świat – na pewno nie jest emerytem, a zapewne człowiekiem bardzo młodym (choć sam pisze o sobie, że ma wśród znajomych „opinię tetryka i pesymisty”) – i ten świat stara się zrozumieć, przy okazji udzielając swoim czytelnikom prawa wglądu w nastroje i oczekiwania tych, którzy słuchają (na poważnie) utworów hip-hopowych i dla których najoczywistszą formą przekazu jest przekaz internetowy. Aktualność wypowiedzi Christiana Wojtyńskiego jest na tyle duża, że obejmują one kwestie – nadal bieżące – związane z epidemią koronawirusa. Całość stanowi interesujący, gdyż pełen świeżego materiału, dokument – z punktu widzenia badacza społeczeństwa czy, ogólnie, osoby zainteresowanej współczesną kulturą czy przemianami świadomości. Tym lepszy jest to dokument, że jego lektura nie sprawia większych trudności.

W całym tekście można wyróżnić fragmenty, w których szczególnie uwidaczniają się intencje autora i możliwości jego pióra (m.in. Nieobecny Gospodarz, Rap to też sztuka). Poza wszystkim, jak się zdaje, jest to zapowiedź przyszłych osiągnięć intelektualnych, których urzeczywistnienie będzie jednakowoż wymagać od Christiana Wojtyńskiego mnóstwa pracy, wewnętrznego skupienia, krytycyzmu i niegasnącego zapału.

dr Paweł Armada