Arch2pelag

Arch2pelag

Wydawnictwo Arch2pelag poleca

Udostępnij

„Archipelag” starał się obejmować emigracyjne rozproszenie, zgarniać je w teksty. Wydawany na wyspie Berlina Zachodniego był najpierw lądem dla kilku młodych rozbitków zimnej wojny, by błyskawicznie stać się terenem publikacji najwybitniejszych pisarzy polskich, jak Gustaw Herling-Grudziński, Tymoteusz Karpowicz, Witold Wirpsza, Włodzimierz Odojewski czy Henryk Grynberg, by wymienić tylko kilku z całej plejady znakomitości.

W „Archipelagu” publikowali najwybitniejsi pisarze niemieckojęzyczni, jak Günter Grass, Friedrich Dürrenmatt, Peter Schneider, Horst Bienek czy Jürgen Fuchs. Pomagali także, nie żałując wpływów, czasu i pieniędzy. Nie można tutaj pominąć szeregu akcji pomocy i wsparcia, które inicjował „Archipelag”, ani też imprez literackich, które w tamtym czasie musiały być także polityczne. Sympozjum „Szanse Kultury Polskiej” pod patronatem Güntera Grassa i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, na którym obecni byli prominentni pisarze, publicyści i politycy niemieccy z pierwszych stron gazet, a także przedstawiciele polskiej emigracji z wielu krajów, odbyło się w dniu przyznania Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla, co nadało tej imprezie szczególnego znaczenia.

O ile „Archipelag” zachodnioberliński był kiedyś działaniem przeciw emigracyjnemu rozproszeniu polskiej kultury, to teraz „Arch2pelag” jest jego dolnośląską, wrocławską kontynuacją w łączeniu wysp regionalizmu. Ta seria wydawnicza poświęcona jest dziełom, które przejawiają ambicje opisania świata z perspektywy lokalnej. Otwieranie „światowej”, globalnej perspektywy w konkrecie tego, co bezpośrednie, dotykalne, „tutaj” stworzone, zbudowane, wypracowane, wydaje się zamierzeniem szczególnie interesującym i — jak liczne doświadczenia wielu kultur pokazują — może też być zamierzeniem szczególnie płodnym. Odczytywanie palimpsestu warstw składających się na krajobraz kulturowy Dolnego Śląska, ta swoista egzegeza źródeł „tutejszej swojskości”, jest już mocno ugruntowanym procesem badania i tworzenia humanistyki, wartym wszelako wszechstronnego rozwijania i pogłębiania. Graniczność geograficzna i historyczna Dolnego Śląska wręcz nakazuje ten wskazany tutaj ogólnie kierunek poszukiwań. Poszukiwań archipelagu („Arch2pelagu”) lokalnych kultur w ich globalnym znaczeniu.

1. Henryk Waniek „Cmentarz Nieśmiertelnych”

W książce Henryka Wańka „Cmentarz Nieśmiertelnych” zebrano kilkanaście esejów dotyczących w olbrzymiej części Szklarskiej Poręby, co prawda nie w odniesieniu do prehistorii, jak miało to miejsce ponad dwadzieścia lat temu podczas sporządzania przez niego raportów z Zamku Wieczornego, lecz do ludzi, którzy kształtowali atmosferę Schreiberhau na przełomie XIX i XX wieku, czyniąc ze śląskiego kurortu miejsce wyjątkowe – kolonię artystów, wcale zresztą nie gorszą od innych, takich choćby jak ta archetypiczna w Worpswede.

Eseje Wańka kreślą jednak szlaki dalece wybiegające poza Szklarską Porębę, Świeradów-Zdrój, Jagniątków-Agnieszków, gdzie ostatecznie w dostojnym pałacu Wiesenstein zamieszkał noblista Gerhart Hauptman. (…) Mówią nie tylko o tym, co miało miejsce tu, na Śląsku, ale również w Jenie, gdzie studiował i doktoryzował się Carl Hauptmann, w tyrolskim Bozen, gdzie z kolei Gerhart bawił w towarzystwie rodziny Tomasza Manna, a tego ostatniego zainspirował, zupełnie niechcący, do sportretowania swej „bobliwej” osoby pod postacią groteskowego Peeperkorna – bohatera Czarodziejskiej góry. W ten oto dyskretny i zupełnie naturalny sposób, podążając śladami swych bohaterów i anegdot z nimi związanych, przywraca Waniek Śląskowi, a szczególnie Kolonii Artystów Schreiberhau – jak sam pisze – „łączność z ogólnoeuropejskim krwiobiegiem kulturalnym”.

Z tego właśnie powodu „Cmentarz nieśmiertelnych” Henryka Wańka będą mogli docenić nie tylko miłośnicy rozmaitych „silesiaków”, śledzący jego twórczość od bez mała początku lat dziewięćdziesiątych, urzeczonych przede wszystkim krajobrazem i duchowością Śląska, co ludzie zatopieni w całej europejskiej tradycji literackiej.

Waniek (…) opozycję „literatura lokalna” – „literatura powszechna” zdaje się likwidować. (…) Jeśli bowiem mierzyć zasoby kultury europejskiej bez apriorycznych sądów na jej temat, bez oczekiwania spełnienia wstępnych kategorii, takich jak nawiązania do spetryfikowanych toposów, historii, mitologii, tradycji literackiej, a jedynie za pomocą czytelniczych zainteresowań, dystrybucji i redystrybucji treści, problemów i form, okazuje się, że to, co poczytujemy za lokalne, staje się, jeśli nie rdzeniem, to przynajmniej niezwykle ważną całej kultury współczesnej. (Ze wstępu Jacka Grębowca)


2.Jerzy Pluta "Przecinek"

„Przecinek. Małe prozy i marginalia” liczy sobie trzynaście numerów pisma bogatego w formy i znaczenia. Ilość powiązań jawnych i dyskretnych między poszczególnymi fragmentami „Przecinków” jest ogromna. Gęsto splecione stanowią barwną materię wielowątkowej powieści.

 „Przecinki” jak sylwy staropolskie są literackimi "wirydarzami", "ogrodami", "hortulusami", w których obok prozaicznych zapisków z życia codziennego autora rękopisu (wszystko w „Przecinkach” pisane jest „na prawach rękopisu”) są wybitne wielkie małe prozy, arcydziełka literackie.

 „Przecinki” jak sylwy wzmiankują spotkania towarzyskie, drobiazgowo przepisują menu tych spotkań, recenzują książki, zamieszczają informacje wydawnicze (autor ma swoich szczególnie ulubionych autorów i grono zwolenników oraz sponsorów „Przecinka”, wyraźna w tym koteryjność środowiska przecinkowego), ogłoszenia drobne („Czekam na wielbicielki moich wierszy w każdy wtorek w Cafe de France po godz. czwartej. Autor Chińskich róż”), prowadzą przeglądy prasy i listów do redakcji, przeprowadzają wywiady, zajmują się publicystyką, szerzą kampanie na rzecz różnych spraw (między innymi na rzecz powołania Polskiej Akademii Literatury, padają propozycje nazwisk, procedur naboru członków, formy organizacyjno-prawnej), zamieszczają rękopisy pisarzy, rysunki satyryczne, są – jak oświadcza podtytuł – pismem dla zjadaczy kartofli i słow(n)ików, więc prowadzą walkę propagandową przeciwko ziemniakom, informują, że „My, jako zjadacze słowików i słowników, lubimy także kisiel porzeczkowy”, co w moim przynajmniej przypadku trafia w sedno, martwią się też, że „od kilku lat podaż słowików na rynku mięsnym coraz mniejsza”, a też „coraz więcej książek ma grube, plastykowe okładki, niestety, ciężkostrawne”, publikują „Dziennik pisany na kolanie”, który jest często relacją z podróży, no i przede wszystkim prozę właściwą, literaturę, jak to Andrzej Falkiewicz określił „wielką małą prozę”.

 „Przecinek” jest zatem najprawdziwszą silva rerum, lasem rzeczy widzianych rzadko, prawie nieznanych, choć znajdujących się przed oczami i pod ręką. „Przecinek” jest po prostu odkrywczy. Ważne jest przy tym, że sylwiczne wymieszanie form zaprzecza jakby sobie, bo one, tak różne, nie tylko stoją obok siebie (co w sylwie jest przecież nad wyraz interesujące), tylko się nawzajem wzmagają i komplementują. „Przecinek” jest powieścią, te „wielkie małe prozy” łączą się w jeden powieściowy żywioł. 13 numerów „Przecinka”, to 13 rozdziałów znakomitej, wyjątkowej powieści. (Andrzej Więckowski)

Partnerem Wydawniczym Książki jest Biuro Festiwalowe Impart 2016 w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego.


3.
Janusz Jaroszewski „&”

Powieść „&” Janusza Jaroszewskiego, pisarza i profesora malarstwa na wrocławskiej ASP, dzieje się współcześnie i bez wątpienia we Wrocławiu, i dzieje się niesłychanie wartko. Przechadzamy się po znanych ulicach, odwiedzamy znane instytucje kultury i popularne kawiarnie, spotykamy znanych wrocławian, bo w jakimś stopniu jest to również powieść z kluczen. Talent narracyjny autora, który wiąże różne wątki i plany powieściowe z wielką wirtuozerią, jest wart podziwu i podkreślenia, bo dobrze opowiedzianych powieści współczesnych nie ma przecież zbyt wiele. W realistyczne wplata się tutaj harmonijnie magiczne, tajemnicze wyrasta z pospolitego, tragiczne wypływa niezauważalnie ze zwykłości, dzieją się cuda, ale jakoś normalnie, a koincydencje przeistaczają się w koniunkcje, co oznacza, że materia powieści jest tu mocno i mądrze powiązana, a świat nie tylko w niej jest, ale się także objawia.

 Wielostronnym odniesieniem dla tej powieści jest „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa: jako wzór literatury, jako sposób rozumienia rzeczywistości i jako etyczne zobowiązanie. Przy czym Bułhakow powieści Jaroszewskiego patronuje, ale jej nie dominuje. Raczej jest tak, że zarówno Mistrz, Małgorzata, inne postaci z tej słynnej powieści oraz sam Bułhakow i jego żona są po prostu niezbywalnym, niejako stałym „wyposażeniem” świadomości narratora i postaci „&”. Zachwyt i uniesienie, jakie były udziałem większości czytelników przy lekturze „Mistrza i Małgorzaty”, należy się przecież także rzeczywistości po lekturze. I jeśli losy bohaterów Jaroszewskiego przebiegają w jakimś podobieństwie do powieści Bułhakowa, to dlatego że ukryte mechanizmy przeznaczeń są podobne w Moskwie i we Wrocławiu.

 Można przecież sobie wyobrazić, że słynna trupa, która tyle chaosu spowodowała w Moskwie, odwiedza także miasto nad Odrą, bo dlaczegóżby nie. I… No właśnie „&”.

 

 

 




Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się