Tomasz Burek

Tomasz Burek

Zmarł Tomasz Burek. Mistrza wspominają K. Koehler i M. Urbanowski

Udostępnij

Odszedł od nas jeden z wielkich, zmarł Tomasz Burek, przenikliwy krytyk literacki, wspaniały człowiek. Należał do generacji tych twórców, którzy mieli ogromny wpływ na funkcjonowanie niezależnego życia literackiego w okresie PRL-u.

Na Jego kolejne książki, z czasem publikowane coraz rzadziej, czekało się z ogromnym zainteresowaniem: Burek miał nie tylko rewelacyjny styl, ale tak samo niezwykle trafne i zapadające w pamięć rozpoznania krytyczne. Nic więc dziwnego, że już w latach 70. uzyskał najważniejsze nagrody literackie przyznawane autorom piszącym po polsku, m.in. Nagrodę  Fundacji im. Kościelskich w roku 1973, a pod koniec życia zasłużył sobie na nagrodę o wielce wymownej nazwie „Mistrz” przyznawanej przez środowisko sopockiego „Toposu”.

W pełni sił twórczych współpracował stale z takimi czasopismami jak „Twórczość”, „Nowy Wyraz”, „Tygodnik Kulturalny” czy „Więź”. W 1976 roku jako pracownik naukowy Instytutu Badań Literackich podpisał protest przeciwko planowanym zmianom Konstytucji PRL-u i związał się z niezależnym życiem literackim. Był jednym ze znaczących redaktorów wydawanego poza cenzurą pisma „Zapis”. Współorganizował Towarzystwo Kursów Naukowych, wykładał w Uniwersytecie Latającym. Przez lata związany był z II Programem Polskiego Radia, gdzie – jak zawsze przenikliwie – recenzował nowości wydawnicze.

Jego dzieło, format intelektualny, niekłamana charyzma, erudycja i takt pisarski powodują, iż należy Burek do grona krytyków absolutnie kluczowych dla XX wieku. Nie bez kozery wymienia się Jego nazwisko obok takich wielkości naszej literatury jak Stanisław Brzozowski, Karol Irzykowski, Andrzej Kijowski czy Jan Błoński. Mówił cicho, powoli, zwykle z lekko przymkniętymi oczami. Niezwykle jednak precyzyjnie. Budował zdania wielokrotnie złożone, które potrafił kończyć zaskakującą pointą.

Od lat 90. Tomasz Burek coraz krytyczniej przypatrywał się modnym literackim zjawiskom czy trendom intelektualnym. Publikował raczej w „Arcanach” czy w „Gazecie Polskiej” niż w czasopismach związanych z mainstreamem. Jak twierdzi inny wielki krytyk współczesny, Krzysztof Dybciak, interesowała Burka „metafizyczna problematyka obecna w aktywności  twórców kultury, a szczególnie dramaty wiary i poszukiwanie Boga w dziełach wybitnych pisarzy ostatniego stulecia”.

Odszedł od nas jeden z wielkich.

Nie tak dawno dzwoniłem do Pana Tomasza, próbując Go namówić do wykładu podczas Światowego Kongresu Tłumaczy w Krakowie, który zacznie się już za miesiąc. Mistrz, bo tak o Nim między sobą – tymi, którzy z obcowania z Nim czerpali ogromną satysfakcję –  mówiliśmy, zapalił się do idei. Martwił się tylko, czy zdrowie wytrzyma. W końcu zrezygnował z wykładu: „Nie czuję się, Panie Krzysztofie, dobrze. A nie chciałbym zawieść. Jak tylko zbiorę siły, spotkamy się i ustalimy jakieś wspólne działanie”.

Nie udało się, ale wierzę, że się jednak jeszcze spotkamy, Panie Tomaszu. Nie tutaj, ani nie teraz.

Teraz i tu zostały nam Pana książki. I pamięć. Bo:

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,  

Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...

 

 

Krzysztof Koehler

 

* * * * * * * * * * * *

 

Arcykrytyk

Zmarł Tomasz Burek. Odszedł od nas w nocy z 30 kwietnia na 1 maja w szpitalu w Pruszkowie. Jest tu jakaś dziwna symbolika, bo przecież przed 106 laty, także 30 kwietnia, zmarł Stanisław Brzozowski, wielki patron pisarstwa krytycznego Tomasza Burka. Autor Dziennika kwarantanny był chyba ostatnim u nas „brzozowszczykiem”. Znaczy to: wnikliwym czytelnikiem pisarstwa Brzozowskiego, jego komentatorem i edytorem, ale przede wszystkim znakomitym, twórczym kontynuatorem jego metody krytycznej. Kimś, dla kogo krytyka miała być „nieustającym aktem rozumienia i sądem, poprzez interpretowaną książkę, nad epoką, co tę książkę wydała”.

Zadziwiające też, jak paralelna do Brzozowskiego była biografia intelektualna Burka. Od wczesnych fascynacji marksizmem, nieortodoksyjnie rozumianym, zbuntowanym przeciw PRL-owskiemu status quo, krytycznym wobec współczesnej „połaniecczyzny”, przez fascynację „Solidarnością” i jej ethosem, na apologii chrześcijaństwa i Kościoła skończywszy. Od fascynacji nowoczesnością do rozczarowania i krytycyzmu wobec jej osiągnięć. Znamienne: jesienią zeszłego roku przygotował radiową adaptację Quo vadis. Powiedział wtedy: „Miałem poczucie, że jest to świetna książka i praca nad nią nie będzie jakimś wielkim wysiłkiem. Tu się myliłem, ale był to wysiłek, który przyniósł mi wiele korzyści”.

Jak Brzozowski był też Tomasz Burek jednym z polskich „niepokornych”, a więc tej części polskiej inteligencji, która sens swojego istnienia widziała w buncie przeciw wszelkim postaciom zniewolenia narodowego i społecznego. Stąd tak ważna była dlań lekcja Października 1956 i Marca 1968, jego współudział w tworzeniu sławnego „Zapisu”, jednego z pierwszych i najciekawszych pism drugiego obiegu lat 70. XX wieku, stąd wreszcie jego świadomy sprzeciw wobec rozmaitych form politycznej poprawności po 1989 roku. Nie przypadkiem jeden z pierwszych szkiców w jego ostatniej książce poświęcony został Żeromskiemu.

Dlatego książki krytyczne Tomasza Burka zawsze były czymś więcej niż zwykłymi zbiorami recenzji. Od Zamiast powieści począwszy na Niewybaczalnych sentymentach skończywszy stanowiły wyrazisty, trudny do podrobienia, a zarazem osobny głos w sprawach dla Polaków najważniejszych. Pisał przede wszystkim o prozie, ale świetne były także jego szkice o wierszach Herberta albo uwagi o filmach Wajdy czy Antczaka. Najwięcej napisał o literaturze polskiej, ale odkrywcze eseje poświęcił powieściom Roberta Musila, Hermanna Brocha czy – ulubionego – Alberta Camusa. Subtelnie, wnikliwie opisywał przemiany nowoczesnej prozy, oczekiwał od powieści polskiej, aby była – bagatela – „preceptorem epoki, wychowawcą całego pokolenia, orężem umysłu i pochodnią rozświetlającą drogę ku przyszłości”. Nieznużony szukał „arcyksiążki”, ukrytej w eseistyce, pamiętnikach, listach czy dziennikach polskich. Był przekonany o istnieniu „duchowej substancji” literatury polskiej. Pod koniec życia tu i ówdzie publikował fragmenty swego arcyciekawego dziennika.

Dla mnie, studenta polonistyki w latach 80. XX wieku, Tomasz Burek był już postacią na poły legendarną. Czytałem wówczas z przejęciem Dalej aktualne, a także wydany już w drugim obiegu zbiór Żadnych marzeń. Książki te budziły apetyt na literaturę, ale też na krytykę, bo i o niej – na przykład polemizując z Arturem Sandauerem czy wskazując na jej „żywotne tradycje” – Burek pisał fascynująco. Jego teksty wyróżniały się językową maestrią i gatunkowym zróżnicowaniem. Daleko im było do akademickiej poprawności, sztywnego obiektywizmu, ugrzecznionego lukru. Były pełne żaru. Umiał świetnie, dowcipnie, czasem złośliwe posługiwać się pamfletem, ale też nie krył swego zachwytu dla dzieł przez innych lekceważonych lub przemilczanych, jak to było z powieścią Nie wierz nikomu Czycza albo z tetralogią Janusza Krasińskiego.

„Legendarnego” Tomasz Burka poznałem osobiście w 1998 roku. Razem z Cezarym Michalskim odwiedziliśmy go w Podkowie Leśnej, aby zrobić wywiad do „Arcanów” na 60-lecie urodzin krytyka. Pamiętam nieduży dom wypełniony książkami, drobną, szczupłą postać gospodarza, i długą, niesamowitą rozmowę, w której krytyk nieco ściszonym głosem, od czasu do czasu parskając śmiechem, opowiadał o swoim życiu, o rodzinie, książkach – cudzych i własnych. Planował napisanie czegoś, co będzie porachunkiem ze swoimi wcześniejszymi złudzeniami i nadziejami, a zarazem stanowić będzie diagnozę nowoczesności. Mówił o swoim rozczarowaniu – literaturą, krytyką, polityką. Ale był również ciekaw nas, młodych, tego, co czytamy, jak myślimy.

Gdy chciałem, aby rozmowę zatytułować cytatem z Bolesława Micińskiego: „Rzeczywistość przecieka nam przez palce…”, zaproponował inny, „Dogrywki starych partii”, w duchu, jak powiedział,  Karola Irzykowskiego, którego cenił na równi z Brzozowskim.

Wywiad odbił się głośnym echem. Potem, w Wydawnictwie ARCANA, Burek wydał równie głośny Dziennik kwarantanny, zbiór felietonów krytycznych, publikowanych wcześniej w „Gazecie Polskiej”, tworzących oryginalną i sugestywną wizję literatury polskiej III RP. Nicował w nich „literaturę pomniejszoną” i rozmaite „arcydzieła z plastiku i nylonu”, przestrzegał przed kiczem, tworem „lubowników pustoty” i „etycznych nikczemników”. A zarazem sygnalizował dzieła na miarę wolnej już Polski: Madame Libery, Twarzą do ściany Krasińskiego czy wspomnianą powieść Czycza.

Potem tych osobistych spotykań z autorem Dziennika kwarantanny było znacznie więcej. Pamiętam długą podróż samochodem do Sandomierza, rodzinnego miasta Tomasza Burka. Nagrywała ją ekipa telewizyjna, by zrobić filmowy portret krytyka. Nie bardzo to wyszło, bo pasjonująca jak zawsze rozmowa w samochodzie „się” nie nagrała. Ale pamiętam, jak Burek oprowadzał mnie po swoich sandomierskich ścieżkach, opowiadając o swoim ojcu, pokazując, gdzie mieszkał tak ważny dlań Iwaszkiewicz, wspominając dramatyczne historie z lat spędzonych w stalinowskiej szkole.

Pamiętam też spotkania z Tomaszem Burkiem w trakcie obrad jury Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza, a potem w czasie jej wręczania. Warto zresztą podkreślić zasługi Krytyka jako jurora tej i innych nagród, np. Nagrody im. Andrzeja Kijowskiego czy Orfeusza. To była krytyka w innym stanie skupienia. Bardzo ważna, wzmacniająca pluralizm polskiej literatury, nagradzająca zjawiska i osoby idące pod prąd tego, co modne i oklaskiwane. Tak było też w przypadku Nagrody im. Mackiewicza. Głos Tomasza Burka zawsze był dla jej werdyktów bardzo istotny, a jego laudacje, czytane z karteczek zapełnionych starannym, wyraźnym pismem, stanowiły zwykle najciekawszych punkt uroczystości wręczenia Nagrody.

Po raz ostatni rozmawialiśmy w czerwcu minionego roku, po zakończeniu kolejnych obrady jury. W czasie długiego spaceru Tomasz Burek zachwycał się esejami Renaty Lis o Buninie, dużo mówił o wywiadzie, jakiego udzielił Przemysławowi Dakowiczowi dla „Toposu”. Nieco rozbawiony zastanawiał się, czy dobrze zapamiętał szczegóły swego tuż powojennego spotkania z Putramentem. Opowiadał o długiej podróży z Warszawy z… trumną Przybosia do Gwoźnicy Górnej.

Na egzemplarzu Niewybaczalnych sentymentów napisał mi: „myśląc o Polsce – słabnącej”.

Był wielkim polskim krytykiem.

Maciej Urbanowski


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się