Bo mnie stać na blagę” – zebrane utwory satyryczne Szpotańskiego w księgarni od piątku

Bo mnie stać na blagę” – zebrane utwory satyryczne Szpotańskiego w księgarni od piątku

"Bo mnie stać na blagę” – zebrane utwory satyryczne Szpotańskiego w księgarni od piątku

Udostępnij

„Bo mnie stać na blagę” – zebrane utwory satyryczne Janusza Szpotańskiego opracowane przez Antoniego Liberę, są dostępne w księgarniach od piątku. Całe dzieło Szpotańskiego to – parafrazując tytuł wiersza Zbigniewa Herberta „Potęga smaku” - potęga drwiny – ocenia Libera.

Janusz Szpotański (1929-2001) to poeta, krytyk i teoretyk literatury, tłumacz, szachista z tytułem mistrza krajowego; a przede wszystkim satyryk, który swą twórczością rozwścieczył Władysława Gomułkę, pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Towarzysz Wiesław, 19 marca 1968 r., w przemówieniu do warszawskiego aktywu partyjnego w Sali Kongresowej, wspomniał „niejakiego Szpotańskiego, który został skazany na trzy lata więzienia za reakcyjny paszkwil, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii i do organów władzy państwowej”. „Utwór ten zawiera jednocześnie pornograficzne obrzydliwości, na jakie zdobyć się może człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoka, człowiek o moralności alfonsa” - recenzował z trybuny „Gnom”.

„Warto docenić ten jeden z emocjonalnie najbarwniej nacechowanych zwrotów w bezdennie nudnych publicznych wynurzeniach towarzysza Wiesława. Jeśli ktoś w kraju nie słyszał wcześniej o Januszu Szpotańskim, to po tak brawurowym passusie pierwszego sekretarza KC PZPR na pewno zapamiętał personalia pisarza. Na ogół po to, aby dotrzeć do tak zareklamowanej twórczości” - napisał Janusz R. Kowalczyk na portalu Culture.pl (2018).

„Ten Szpotański to straszny świntuszek, ale niech sobie będzie” – miał powiedzieć w 1967 r. autor „Traktatu o dobrej robocie”, prof. Tadeusz Kotarbiński (cytowany przez Irenę Lasotę), który w „Cichych i gęgaczach” został sportretowany w dosyć mało wybredny sposób. „Wesolutkie są me smutki, / bo już mam rozumek krótki / i sklerozę, że aż hej, / więc się śmiej, staruszku, śmiej! / Wesołe jest życie ramola / i sprzyja mu PRL. / Gdy słabnie intelekt i wola, / socjalizm osiąga swój cel!” - wyśpiewywał „Świecki Archanioł”. „Zasady pansomatyzmu / prowadzą do ateizmu, / bo jeżeli byłby Bóg, / to czy by pozwolić mógł / na Traktat o dobrej robocie / i cały logiczny ten szmelc” - podsumowywał na melodię „Wesołego życia staruszka” z Kabaretu Starszych Panów.

„To był PRL Gomułki, PRL taniochy, małych intryg, ale też PRL, w których rodziły się nowe myśli i postawy. PRL, w którym nabierali sił późniejsi twórcy Solidarności. PRL lat 1960–1966, który jednak był tak nudny, że gdyby nie satyra Szpotańskiego, to poszedłby on prawie całkiem w zapomnienie” – pisze Irena Lasota w zawartym w „Bo mnie stać na blagę…” tekście pt. „Szpot w +słodkich latach sześćdziesiątych+”. „Wszyscy garnęli się do, nieraz podchmielonego, Szpota, a on z wielką dezynwolturą opowiadał dowcipy i wyśmiewał się właściwie z każdego i ze wszystkiego” - dodaje.

Książka została wydana nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego (PIW), z którym - jak przypomina Antoni Libera - Szpotański był związany jako redaktor w latach 50. i 60. dwudziestego wieku, i w którym (z kilkuletnim poślizgiem) zadebiutował jako krytyk literacki opracowaniem pism Karola Irzykowskiego.

„Co ważniejsze jednak, komplet utworów satyrycznych Szpota ukazuje się w szczególnej chwili historycznej” – podkreśla Libera. „Na Ukrainie toczy się okrutna wojna, rozpętana przez barbarzyńską Rosję, a na Zachodzie – szaleńcza wojna kultur, osłabiająca europejskiego ducha. Oba zjawiska zostały proroczo – wręcz kasandrycznie – przepowiedziane przez Autora w +Carycy i zwierciadle+ oraz w +Bani w Paryżu+” - wyjaśnia we wstępie autor opracowania. Jego zdaniem, „Genialny Szpot” – jak zwano go w środowisku peerelowskiej opozycji, a później w szerokich kręgach Solidarności – „zawsze tak wyczulony na powiewy Historii i bezbłędnie wyczuwający sytuację polityczną, oto zza grobu raz jeszcze daje o sobie znać jako swoisty barometr czasu, jako szyderczy, ale i pełen goryczy Stańczyk”.

„Carycę i zwierciadło”, satyryczną wizję Rosji i ZSRS Szpotański – podpisany jako Aleksander Oniegow - napisał w 1974 roku. Carycą w jego ujęciu był sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew. „Można jej nie lubić, bo jest dosadna, czasem wulgarna, ale celna i wnikliwa. Nieprawdą jest, jak mówili niektórzy, że ma formę prostackiej rymowanki. Oni nie dostrzegli wyrafinowania klasycznego wiersza” – ocenił Marek Nowakowski w „Okopach Świętej Trójcy” (2014).

Tytuł tomu został wyjęty z „Bani w Paryżu”. „Chociaż wziął mnie tu w kraju gnom na krótki łańcuch, / nie przeszkodzi fantazji mojej w dzikim tańcu. / Gdy mi z kraju nie dają wyjechać legalnie, / ja znajdę się w Paryżu, by tak rzec, mentalnie, / jak Prus, który nie ruszał się nawet na Pragę, / a opisał wszak Paryż — bo mnie stać na blagę!” - napisał Szpotański w 1978 roku. Słowa te przywołał Antoni Libera podczas uroczystości żałobnych w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie 19 października 2001 roku.

„Pomysł tego poematu wpadł mi do głowy w kilka miesięcy po ukończeniu +Carycy i zwierciadła+. Miała to być satyra na tzw. nową lewicę” – wyjaśnia w książce sam Szpotański. „Grupa ultralewicowych intelektualistów paryskich, na czele której stoją: rozszalały filozof Lew Levy-Stoss, fanatyczny ksiądz latynoski Carramba i radykalna feministka księżna de Guise, postanawia zadać decydujący cios znienawidzonej kulturze burżuazyjnej, burząc katedrę Notre-Dame i wznosząc na jej miejscu postępową banię, czyli łaźnię – olbrzymią budowlę, stanowiącą skrzyżowanie prawosławnej cerkwi z Centre George Pompidou” – opisuje Szpot, przepowiadając w pewnym sensie pożar paryskiej świątyni w 2019 roku i jego następstwa. „Wysadzenie katedry ma być połączone z wielką pompą: oto, gdy opadnie kurzawa spowodowana wybuchem, na wyspę Cité ma wkroczyć na czele barwnego pochodu małżonka filozofa Stossa, Madame Bonja, jako bogini Thermosu i Hydrosu i dokonać aktu położenia kamienia węgielnego pod przyszłą budowlę” – trudno się chyba oprzeć wrażeniu, że przypomina to z kolei „intronizację” nowej dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie we wrześniu 2022 roku. „Akcja poematu zaczyna się w momencie omawiania szczegółów tej rewolucyjnej imprezy w intelektualnym salonie księżnej de Guise. Panuje tam nieopisany harmider, wszyscy mówią jednocześnie, nawzajem się przekrzykując i kiedy wydaje się, że cała rzecz stoczy się w absurd, zabiera głos wielki przyjaciel i autorytet lewaków, pułkownik Iwan Edmundowicz Gułagow, attaché kulturalny ambasady radzieckiej” – wyjaśnia Szpotański.

"Całe dzieło Janusza Szpotańskiego to – parafrazując tytuł wiersza Zbigniewa Herberta +Potęga smaku+ - potęga drwiny" – mówi PAP Libera. "Szpot odnosił się do szaleństwa wszelkiej ideologii. Teraz znów żyjemy w takiej atmosferze. Czymże innym jest +filozofia gender+, multikulti lub wariacka i nieszczera pokuta za kolonializm – ci piłkarze klękający przed meczami? To czysty obłęd" – ocenia.

W innym miejscu książki Szpotański wspomina swój słynny proces. „Chociaż mieli mnie nareszcie już w tej ciupie, długo jednak jeszcze nie mogli udowodnić mi autorstwa Opery ani tego, że ją rozpowszechniałem. Dopomogło im w tym czy wręcz umożliwiło dopiero kilku świadków, którzy pytani na tę okoliczność, czy wykonywałem mianowicie Operę na przyjęciu w pewnym mieszkaniu, ze szczegółami potwierdzili ten fakt. Nie będę tutaj wymieniał ich nazwisk, zresztą sprawa jest powszechnie znana” – pisze Szpotański w „Jak zostałem poetą satyrycznym”, przywołując z nazwiska jedynie „pewną starszą, bardzo czcigodną damę – księżnę Radziwiłł”. „Otóż kiedy ją właśnie przesłuchiwano w mej sprawie i zadano to kluczowe pytanie, czy śpiewałem tam jakieś piosenki, to ona odpowiedziała tak: – Może on i coś tam śpiewał, ale ja nic nie zapamiętałam, bo to nie było o ludziach z towarzystwa” – relacjonuje.

„Janusz Szpotański, pseud. Władysław Gnomacki, Aleksander Oniegow, przez przyjaciół nazywany Szpotem – niem. Spott, szyderstwo, kpina – był autorem prześmiewczych poematów komicznych, w których bezwzględnie szyderczej krytyce poddawał prominentnych działaczy PZPR rządzących PRL” – przypomniał Kowalczyk.

„Świat był rzeczywiście wtedy inny niż dziś, może mniej, a może bardziej zabawny, ale człowiek z ironią i językiem Szpota miałby dziś zakaz wstępu do każdej kawiarni czy nawet baru mlecznego. Rozszarpałaby go policja poprawności politycznej i mam nadzieję, że tej książki nie wezmą do ręki ludzie, którzy wierzą, że trzy lata więzienia za takie świństwa to za mało. Szpot widział każdą rysę, a jeśli kogoś nie lubił, to rysa stawała się wielka jak przepaść, a jeśli lubił, to docinki i przezwiska owijał w rodzaj czułości” – ocenia Irena Lasota.

„Bo mnie stać na blagę…” - zebrane utwory satyryczne Janusza Szpotańskiego opracowane przez Antoniego Liberę, są dostępne w księgarniach od piątku.

Paweł Tomczyk (PAP)

pat/ skp/

źródło: https://dzieje.pl


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się