Goście trzeciego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich: Michał Havran ze Słowacji i z Gruzji poeta Paata Shamugia
Jak co roku możemy na spotkaniach popołudniowych poznać oprócz polskich autorów, również pisarzy z Czech, Ukrainy i Słowacji.
Wczorajszym naszym gościem był prozaik z Bratysławy Michał Havran, autor bestsellerowego „Analfabety”. Powieść pisana kwiecistą językowo barokową frazą zdobyła sobie uznanie nie tylko słowackiej publiczności. Już niedługo ukaże się jej austriacki przekład. Ale jak na razie mogliśmy poznać jej fragmenty w tłumaczeniu Tomasz Grabińskiego. Spotkanie prowadziła Katarzyna Dudzic-Grabińska.
Michal Havran
Słowacki autor zaproponował, żebyśmy przenieśli spotkanie z podziemi biblioteki do ogródka przed Mediatekę, ale ze względu na telebim z tłumaczonym tekstem poddał się tradycji. Odczytał dwa fragmenty swojej debiutanckiej powieści "Analfabeta" (wcześniej w 2012 roku razem z Marošom Hečkom wydał książkę o manipulacji medialnej pt. „Kandydat” (2012, sfilmowana w 2013).
Skwer przed Mediateką: Tomasz Grabiński, Michal Havran i Katarzyna Dudzic-Grabińska
Michał Havran urodził się w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim roku w Bratysławie. Ukończył teologię protestancką na Uniwersyteci Marca Blocha w Strasburgu, obronił doktorat na École Pratique des Hautes Études w Paryżu. Teolog, publicysta, redaktor naczelny lewicowego portalu Jetotak.sk. W słowackiej telewizji prowadzi program pt. „Kolacja z Havranem”, chciaż jak wspomniał po osiemnastej już nie je. Opublikował zbiór esejów, znany jest jako kontrowersyjny publicysta nie stroniący od mocnego języka i wulgaryzmów. Prowadzi na Googlach swojego bloga gdzie „na gorąco” komentuje słowacką i bratysławską rzeczywistość: https://www.sme.sk/aut/419/michal-havran.
Katarzyna Dudzic-Grabińska i Michal Havran
Jak mówi, jest chory na Bratysławę, która od podziału Czechosłowacji na Czechy i Słowację uzyskała rangę stolicy, ale też mnóstwo problemów, w tym jakiś czas była głównym ośrodkiem produkcji, dystrybucji i konsumpcji narkotyków, między innymi zaopatrywała niedaleki Wiedeń.
W międzyczasie Dunaj odzyskał swoją rangę; pojawiły się nadrzeczne bulwary, turyści i sporo emigrantów zarobkowych z Hiszpanii, Portugalii, którzy pracowali tu głównie jako informatycy. Ten europejski sznyt i narodowościowy koktajl zeuropeizował to miasto, kiedyś leżące ponad 200 km od Pragi, ówczesnej stolicy, 67 km od Wiednia i ponad 100 km od Budapesztu. Bratysława zatoczyła koło i w niespełna dwadzieścia lat przeszła międzynarodową transformację. Już nawet Niemcy i Austriacy nie mówią na nią Preszburg tylko Bratysława.
Michal Havran czytał swojego "Analfabetę" jak widać z humorem, ale co chwila sprawdzał zgodność tekstu z tłumaczeniem
Jego książka znalazła się w finale najważniejszej nagrody literackiej Magnesia Litera i opowiada o pokoleniu lat dziewięćdziesiątych, które musiało sobie jakoś poradzić z przejściowym okresem po upadku socjalistycznej Czechosłowacji i narodzinach niepodległej Słowacji. Nazwano ten okres „Translacją imperii” czyli wszystko to co było przedtem państwo, policja, partie polityczne upadło, a na ich miejsce musiało się narodzić nowe.
Jak mówił Havran tytuł „Analfabeta” nie wskazuje żadnego konkretnego środowiska ani osoby, lecz bardziej metaforycznie odnosi się do jego osoby. Gdyż to on czuje się coraz bardziej w tym tyglu kulturowym jak analfabeta. Zmieniająca się rzeczywistość, emigracja Słowaków do pobliskiej Austrii, gdzie wykupują nieruchomości, a z drugiej strony napływ młodych europejczyków szukających lepszych warunków pracy powoduje wymianę kulturową.
Bohater jego powieści nazywa się Rochátschek. udaje barona. Drugim jej bohaterem jest Kalman, bratysławski okultysta i erotoman, który spędza całe dnie nas odwzorowaniu starej kartografii Bratysławy. Jak powiedział Havran interesuje go „formalizm miejski” czyli to, co wyprawiają z miastem historycy, politycy, architekci. Kiedy to stawiają nas przed faktami dokonanymi i jak za „komuny” praktycznie nie mamy na nic wpływu.
Fragmenty Michal Havran, Analfabeta, przełożył Tomasz Grabiński
Rochátschek zdjął okulary, jego oczy całkiem zniknęły. Wyglądał, jakby chciał wykonać jakiś radykalny gest, ale jego konstrukcja fizyczna to wykluczała. Przetarł sobie oczy, jakby czuł, że zapadły się zbyt głęboko i musi je wydobyć, bo bez „skupionego wzroku” jego słowa tracą na autorytecie.
– No, nie wiem – powiedział Michal.
– Kim pan jest? – powtórzył Rochátschek i ponownie włożył okulary. Michal chciał zaprosić go na café do Kastelána, ale bał się,że spotka tam Kalmana, więc nadal stali przed budynkiem wydziału teologii. W świetle przyjrzał się lepiej baronowi.Był mały, zbyt mały na to, żeby się go bać. I szczupły. Być może musi kupować sobie dziecięce ubrania, pomyślał. Na głowie miał kapelusz, w ciemności go nie zauważył. Spod niego opadały mu na policzki warkocze, wyglądał jak rastafarianin z Lubawiczy. Wszystko na nim było niedojrzałe, nawetmalutkie buty z dwoma dziurkami.
– Odziedziczyłem mieszkanie na Dunajskiej. Remontuję je. Potem otworzę w nim prywatną jesziwę i bibliotekę. Książki z magazynu pójdą tam. Miejscowi Żydzi nie zasługują na nie. W jesziwie będzie też kawiarnia. Kawę będę miał od Arabów z Jerozolimy. Normalną kawę. Nienawidzę Julius Meinl i Eduscho.
– Jest pan Żydem? – spytał Michal – znów jak „popierdolony” – i przypomniał sobie, jak pojechał na wycieczkę do Kieżmarku z dwoma kolegami. Na Dechtárach zamówili haluszki. Jeden z nich spytał, czy te skwarki są z wieprzowiny.
– Dlaczego,czy pan raczy być Żydem? – skontrował kelner.
– Niech pan sobie zapamięta. Nie Rohácek. Baron Rochátschek. Tch jak »Tichuana«. Michal nie umiał błyskawicznie zareagować podczas konwersacji, co u innych wywoływało wrażenie, że jest arogancki, lub też „popierdolony”, jeśli łączyło się to z „popierdolonymi” pytaniami. Próbował coś z tym zrobić,w miarę możliwości, o ile w ogóle można było coś zrobić z czymś takim, starał się pokazywać swoją arogancję jako błyskotliwość, odpowiadając na przykład krótkimi aforyzmami, sprawiać wrażenie człowieka, który „sprowadza rzeczy do właściwego poziomu”, zna cenione w towarzystwie anegdoty, baskijskie i argentyńskie przysłowia oraz analogie z mitologii. Było to zbędne. Szyderczy chłopięcy uśmieszek pojawiał się zawsze na jego twarzy, kiedy miał coś powiedzieć. »Tch« i »ju« to nie jest dobry przykład. A ma to znaczenie?
Przez chwilę patrzył na niego i zdał sobie sprawę, że Rochátschek to istota aseksualna. Mistyczny hermafrodyta z zamkniętym kręgiem bodźców emocjonalnych, autonomiczny agregator rozkoszy i jego jedyny odbiorca. Człowiek zamknięty we własnym pragnieniu samego siebie, ale bez narcystycznego promieniowania na otoczenie. W rzeczywistości sprawiał odpychające wrażenie,jego delikatne, zadbane dziecięce rączki nie miały nic wspólnego z palcami wirtuoza fortepianu, choć nawet nie umiał sobie wyobrazić takich palców, zakładał jednak, że są one zawsze nakremowane, bez martwego naskórka, z przyciętymi paznokciami, ponieważ jego siostra pianistka zawsze myła ręce przed grą dłużej niż chirurg przed operacją a Kalman przed seksem inkantacyjnym – to znaczy, gdy wietrzył szansę na seks inkantacyjny – kremowała je, czekała aż wyschną, dezynfekowała i czyściła paznokcie, być może wierzyła, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent bakterii, znikających wraz z należytą dezynfekcją, może rozstroić tony, objawić się w muzyce jak gwary regionalne w języku i skontaminować harmonię myśli organiczną nieczystością.
Ręce Rochátschka wyglądały jak przestrzeń życiowa tego jednego procenta bakterii, który bezlitośnie zabija wszystko co żywe, giętkie i miękkie – jak ognisko zgnilizny. Wyobraził sobie, że tak wygląda pierwsze stadium trądu w społeczeństwach z ciepłą wodą i żelem pod prysznic do cery ekstra delikatnej.
Kalman siedział przy swoim biurku. Miał przed sobą rozłożone szkice miasta, na nich leżały cyrkiel, zielona przezroczysta linijka, której brakowało trzech centymetrów, i ołówek. Już drugi tydzień pracował nad tajną kartografią miasta – jedną ręką, druga od czasu do czasu zajmowała się symultaniczną masturbacją. Pod wpływem lektury Orceta nabrał wrażenia, że Bratysława nie jest taka, jaką się wydaje, ale jeszcze wcześniej zaczął myśleć tak samo zapiski oraz linię prostą prowadzącą od jednego punktu do drugiego, tworzącą pierwsze tajne „limes” miasta, po których wiruje grawitacja. Wypił kieliszek białego wina z Racy, które podarowano mu w winiarni na Obchodnej i zanotował coś na marginesie jednego ze szkiców. Z pracy wyrwała go matka, zawołała na kolację, na halászlé. Kalman nie był głodny, po drodze do domu zjadł w kawiarni Lýcejka pagacze z cygańskimi uczniami konserwatorium i teologami, nie chciał psuć sobie smaku drożdżowego ciasta śmierdzącą zupą z ryb rodzących się w bagnie, żyjących w bagnie, żrących bagno i umierających w bagnie. Ale wina się napije. Wstał, ruszył w stronę kuchni, kiedy coś przyszło mu do głowy, powrócił do szkiców i zrobił linię od studni na Zamku w stronę kościoła koronacyjnego. Patrzył na szkic i poczuł, że zaczyna mieć silną erekcję.
Nienawidził wyobrażenia, jak z „tego całego“ – jak mawiał,żeby nie musiał wypowiedzieć słowa „żydostwo“ – stała się – fasada, alternatywa religijna na poziomie Hare Kriszna,jak adepci wykorzystywali judaizm jako talizman i żeby się „rozluźnić“, nienawidził, jacy byli głupi, jak nie wiedzieli nic o pracy z językiem, jakby mogli zrozumieć, ale nie chcieli, chociażby tyle, że hebrajski nie jest językiem religii,ale jej przedmiotem, że Izrael kłania się czasownikom i przymiotnikom, ponieważ wierzy, że język stworzył człowieka, dzięki językowi pasterze z Mezopotamii mogli wspominać swoich przodków, a ich przodkowie swoich przodków, którzy w jaskiniach od Anatolii po pustynię Gobi stwierdzili, że zmarli nie mówią i wywnioskowali z tego, że język stanowi istotę życia, że życie nie powstało w ciszy, ale we wrzasku, że kiedy Bóg próbował pierwsze spółgłoski, wykręcał nimi przestrzeń, łamał kontynenty jak hostię, otwierał oceany, że stworzenie wyglądało jak koncert Jimiego Hendrixa, stadion wypełniał się stopniowo wraz z tym, jak Wielki Solista powoływał słowami życie, wyrywał się z pustki ciszy, ciszy, której szukali koledzy Dworkina z małymi golemami na kluczach i błyskającym tetragramem, koledzy, którzy skarżyli się, że boli ich czasem głowa, że świat jest szybki i głośny, że wszyscy dużo mówią. Dworkinowi nie chciało się słuchać ani mówić, myślał o Wielkim Recytatorze, niebiańskim Ginsbergu, który stworzył świat, bo nienawidził ciszy...
Po wysłuchaniu fragmentu "Analfabety" rozmawialiśmy o przyjaźni polsko-słowackiej wyrażonej już w czasie powstania warszawskiego, kiedy to po stronie polskiej walczył z Niemcami oddział słowacki. Ale pomimo to bliżej nam Słowakom do austriackiego Wiednia, czy wegierskiego Budapesztu. Na koniec odrzekł, że często na Słowacji rozpatruje się jego książkę jako współczesny pamflet na słowacką rzeczywistości i bratysławską metropolitalność.
Wieczorem gościliśmy w podziemiach Mediateki gruzińskiego poetę Paata Shamugię.
Paata Shamugia
Urodził się w 1983 w Abhazji. Miieszka obecnie w Tbilisi i jest sławną osobą w świecie gruzińskiej poezji. Autor stał się znany w szerokim kręgu czytelników dzięki swej książce „Anty-Tqaosani” (tytuł stanowi grę słów i nawiązuje do średniowiecznego gruzińskiego poematu epickiego „Rycerz w Skórze z Pantery” znany w Polsce pod tytułem „Rycerz w tygrysiej skórze”). Jego kontrowersyjna interpretacja wywołała spore zamieszanie i była szeroko omawiana w gruzińskiej prasie i telewizji. Zajęto się nią nawet w gruzińskim parlamencie.
Przez jakiś czas był młodszym diakonem w cerkwi, dzięki temu pozostał mu z tego czasu śpiewny i bardzo uduchowiony przekaz swojej poezji. Ale teraz określa siebie jako ateistę, ale bliżej mu do poszukującego wyższych wartości duchowyxch agnostyka.
Irina Teszelaszwili i Paata Shamugia
Poeta po tym krótkim wstępie przeczytał pierwszą porcję swoich wierszy :5 haiku”, w tłumaczeniu z języka angielskiego przez Jarosława Witolda Rybskiego:
***
Zawsze chciałam pisać złe wiersze,
Ale to wymaga tytanicznej pracy,
Zmuszona więc jestem pisać jedynie arcydzieła.
Mój tato
Wtedy bardzo wyłysiał,
Można dostrzec jego myśli w głowie.
Moja mama
Więc wyrwała sobie wszystkie smutki
I zostawiła tylko te najlepsze – bolesne.
***
To miał być wiersz,
ale zanim dotarłam do biurka,
Zapomniałam go.
***
Piszę
ten
Wiersz
Pionowo
żeby
zostawić
miejsca
na
jaskółcze
gniazda.
Po tej serii wierszy został spytany, co go porusza najbardziej? I dlaczegho pisze taką właśnie poezję? Jakie tematy są mu najbliższe?
Shamugia odpowiedział, iżwcześniej pisał bardziej klasyczną poezję, ale po lekturze poezji Ginsberga, Whalta Whitmana, Ezry Pounda stwierdził, że jest mu bliżej do nich, gdyż
obecny świat jest bardziej destrukcyjny
Praktyczny poeta
W języku mam ruch bezwizowy,
Tworzę umowy czasownikami i rzeczownikami,
Kreuję antrakty wtrąceniami,
Praktyczny ze mnie poeta.
Prowadzę negocjacje dyplomatyczne opozycjami binarnymi.
Wstaję po przedrostku – jak prawdziwy dżentelmen,
ale przymykam oko na przeszły prosty – czysta bezczelność!
Sprawdzam podstawę – muszę stać krzepko.
Praktyczny ze mnie poeta.
Ćwiczę formy koneksji - jestem w dobrej formie.
Buduję drobną infrastrukturę
mego ciała – biegam.
Dla relaksu, inwestuję w hormony
u pierwszej spotkanej dziewczyny – uups!
Nic osobistego, to tylko poezja.
Praktyczny ze mnie poeta.
Uwalniam wszystkich
którzy żyli w więzieniu gotowych odpowiedzi,
Czas, żeby nas skazać na pokój!
Czas, żeby nas skazać na miłość!
Zasłużyliśmy sobie!
Zero tolerancji dla błahych obsesji!
Praktyczny ze mnie poeta.
Staram się eliminować separatyzm –
Rozdział języka
Od ludzi:
Ten, kto się odzywa, zawsze kłamie.
Ten, kto pisze, zawsze jest
podatny na kłamstwa, które pisze.
Moje kłamstwo jest zwykłe,
Mój wiersz niezwykły.
Praktyczny ze mnie poeta.
Pytano o przestrzeń jego poezji, skąd czerpie natchnienie? Jako pilny czytelnik Allena Ginsburga i pokolenia bitników uważam się za człowieka zbuntowanego, Co do ironii, a może nawet autoironii to przyznaję się , iż jest mi bliska, a nawet lubię cynizm. Piszę o tym wszystkim z czym się nie zgadzam. Jako były diakon jestem nie tylko przeciwny religii ale instytucji i hierarchii kościoła, obojętnie czy to będzie cerkiew czy tradycyjny kościół, bowiem wiara, to sprawa, tu pokazał na głowę – umysłu.
Pytany „czy jest zadowolony ze swojej poezji”, odpowiedział, że kiedy dostrzeże u siebie taki objaw, to będzie musiał niestety postawić ostatnią kropkę nad i.
Po tej wypowiedzi Shamugia przeczytał nam kolejną garść swoich wierszy:
Alibi
Przesłuchajmy słowa
Znaczenie każdego to fałszywe alibi
Skrywa krew
Na końcu akapitu widać ogon zbrodni
Pancerz ma przetykany krwią
Wystarczy odsłonić skamieniałe znaczenia jak kurtynę
I odkryje się słowo TRUP w słowie SZAFA
Albo słowo ZWĄTPIENIE wrośnięte w słowo MIŁOŚĆ
Albo tchórza skrytego za słowem WOLNOŚĆ
Gorąca składnia już nie scala fragmentów wyobraźni.
Przesłuchajmy słowa,
Fałszywych świadków,
Zacierających ślady tak
Że na zawsze gubimy się w otchłani sprzeczności.
Bo widzisz:
Słowo NAJMNIEJSZY jest większe niż DUŻY
Czarna skrzynka jest pomarańczowa
A MIŁOŚĆ ... och, cóż mogę powiedzieć...
Kiedyś znałem znaczenie tego słowa
Ale teraz skądkolwiek bym nie skoczył
Spadam na dno języka.
Kompromis
Myślę, że widziałem Boga
jak stał przed pocztą,
trzymał moją książkę i butelkę wódki.
Myślę, że to wszystko nie ma znaczenia
i porządek tematów pozostanie niezmieniony.
Myślę, że poezja
stanie się chroniczną zbrodnią
i na koniec wiadomości
prezenter będzie rymował relację z napadu na bank
albo morderstwa z zazdrości
albo o podejrzanym zachowaniu Justina Biebera
i jeszcze bardziej podejrzanej karierze tegoż
i prognoza pogody
stanie się zręczną bukoliką
Myślę, że miłość,
czasami naprawdę istnieje,
tak jak wtedy, kiedy twój pocałunek wzbogaca
historię mego ciała na wyłączność
Myślę, że w naszych czasach
złe uczynki
są nudne
i doceniają je jedynie bankierzy w depresji.
Myślę, że człowiek może
umierać po kilka razy na dzień
(bez widoków na zmartwychwstanie),
co nie jest honorowym zachowaniem.
Myślę, że śmierć jest wstydliwym kompromisem,
i dlatego nie wierzę w tych,
którym udało się umrzeć.
Jak mówił, pisze ponieważ wiele rzeczy i sytuacji go denerwuje i złości, a to wywołuje w nim odruch pisania. Uważa siebie za poetę lewicowego, ale nie w takim sensie jak za poprzedniego ustroju, tylko uważa, że poezja współczesna powinna pisać o człowieku, być przy nim, towarzyszyć mu w jego zmaganiu z losem. Przytoczył powiedzenie młodego rosyjskiego poety Julianowa, który powiedział, że „obraz, który nie strzela, nie jest potrzebny”, a Paata strawestował to mówiąc: „Poezja, która nie lubi ludzi nie jest potrzebna”.
Publiczności podobał się bardzo jego wiersz „Geniusz”. Jak skomentował jego powstanie w przypisie Shamugia, iżprzy jego pisaniu współpracowali z nim Franz Kafka i Salvador Dali.
Geniusz [1]
Pewnego ranka, kiedy obudziłem się z przykrego snu
Zobaczyłem, że zmieniłem się w łóżku w straszliwego geniusza
Pod względem psychologicznym od zawsze byłem na to
gotowy
Ale i tak sprawdziłem
Gapiłem się na siebie w lustrze:
Bez wątpienia, jestem geniuszem!
Nawet ramiona mi opadły
Jak u tytana
Nie wspominając o uniesionych brwiach.
Wybiegam z domu
I próbuję odpędzić legion dziewcząt zakochanych wemnie na zabój.
Mój Boże! Ileż ich jest!
Jakie to ciężkie życie!
Jakże mam znieść takie pokłady miłości!
Nagle zatrzymuje się tu prezydencka kawalkada.
PIERWSZY OBYWATEL mojego kraju wysiada z samochodu.
A ja całuję go wprost w jego PIERWSZE OBYWATESTWO
On ze swej strony całuje moje skandalicznie utalentowane dłonie
Nie pozwalam, żeby padł na kolana – jestem pokornym
geniuszem, sami wiecie.
Patriarcha Gruzińskiego Kościoła błogosławi mnie.
Księża modlą się przed mą świętą ikoną.
Kobiety noszą moje zdjęcia schowane w biustonoszach.
Więc, na co mogę ponarzekać?
Cóż... gdybym miał wybór
Wybrałbym sobie piękniejsze ciało,
Bardziej muskularne czy nawet męskie.
I mój NOS – długi niczym fraza u Faulknera,
Byłby krótszy i nie tak bardzo powykrzywiany...
Ale niestety, jestem... tylko GENIUSZEM.
Na koniec poproszony o to by zaśpiewał nam coś swoim głosem Shamugia, a capella zanucił jedną z pieśni śpiewanych rano w cerkwi z samego rana. Gdyby nie późna pora poeta chętnie odpowiedziałby jeszcze na wiele pytań, które w międzyczasie padły z sali. Wyszliśmy już z podziemi, gdy na zewnątrz było zupełnie ciemno. To ona stanowiła oryginalną codę całego spotkania z młodym lecz znakomitym poetą gruzińskim Paatą Shamugią. Zapamiętajcie Państwo to nazwisko!
Na koniec wiersz w którym autor odpowiedział nam na wswzystkie pytania dotyczące, tego dlaczrego pisze?
Dlaczego piszę
Często zadaję sobie to pytanie
Jednak nigdy nie usłyszałem odpowiedzi
I zawsze kiedy nie mam odpowiedzi
Piszę.
Tym samym, piszę, bo nie mam odpowiedzi
To mogłaby być odpowiedź na to pytanie -
To podstępny kamyczek rzucony
do ogródka jednocześnie pytającego i odpowiadającego
Mam nadzieję, że mój następny wiersz
Zacznie się od opisu pięknego krajobrazu
Gdzie dzieciaczki drepczą na zielonym
Cisza, spokój
Totalna cisza
Wpuszczę tam słodkiego pieska
Do wiersza dla wzmocnienia efektu
(to popularny symbol oddania,
I w końcu, wpływa na pozytywne emocje)
A wiersz będzie skazany na odpowiedź,
Wiarygodny jak świadek
Dowodem będzie poezja
Cała poezja i tylko poezja
Ale wciąż pytany
Dlaczego dalej piszę
Z trwogą wpatruję się w garbatą otchłań
Między pytajnikiem i mym ciałem.
Na koniec zacytuję Paata Shamugię: "Zawsze chciałem pisać złe wiersze, ale to wymaga tytanicznej pracy. Jestem zmuszony pisać wyłącznie arcydzieła”
Niech to będzie odautorska puenta tego spotkania.
Zobacz film na Youtube.com
Zdjecia: Rafał Kmorowski
Relacja: GLK