"Moje pisarstwo jest wizualne i kinematograficzne: zawsze potrzebuję precyzyjnie określonego miejsca, aby posuwać akcję do przodu" - rozmowa z Bernardem Minierem
Dom Wydawniczy REBIS z Poznania prezentuje wywiad ze znakomitym francuskim autorem kryminałów i thrillerów Bernardem Minierem.
Twój nowy thriller rozpoczyna przejmująca scena: z lasu wynurza się istota, która wygląda jak jeleń, ale ma oczy człowieka... Czy jest to sposób na zasygnalizowanie czytelnikowi, że będzie miał do czynienia z tajemnicą?
Bernard Minier: Szczerze mówiąc, taki prolog jest typowym zabiegiem, jaki stosuję w moich powieściach. To swego rodzaju rytuał, rodzaj liturgii: scena, która natychmiast przyciąga pełną uwagę czytelnika, która zarówno wzbudza niepokój, jak i zapowiada tajemnicę. Pozwala czytelnikowi zrozumieć, że wkracza na wyboistą drogę, że autor nie da mu ani chwili na spokojny oddech, to sposób na powiedzenie: „Zapnij pas, ponieważ właśnie rusza emocjonalny rollercoaster”.
Bez wątpienia wcześniej nie posunąłeś się aż tak daleko, opisując choroby toczące obecnie wiele społeczeństw, na przykład nadużywanie władzy – szczególnie przez policję – powrót do ideologii nacjonalistycznych, konspiracje i zwyczajny rasizm. Czy nasze społeczeństwo wzbudza w tobie aż taki niepokój?
Bernard Minier: Ten trend zapoczątkowałem już w Na krawędzi otchłani, a potem kontynuowałem w Dolinie. Chcę opowiadać o naszych czasach, o społeczeństwie, w którym żyjemy, o wszystkich jego chorobach i czyhających na niego niebezpieczeństwach. I chcę mówić o tym w sposób przyciągający uwagę. Martwi mnie, że społeczeństwo jest podzielone, rozdarte i agresywne jak nigdy dotąd...
Żyjemy obecnie w kulturze systemowej konfrontacji. Coraz więcej ludzi nie wierzy już w nic i nie widzi wartości, które wskazywałyby im, jak żyć. Zatracają się w teoriach spiskowych, nienawiści, mentalności, która krzyczy: „wypierdalać”. Istotne jest także pytanie o relacje policji z systemem wymiaru sprawiedliwości, a nawet o relacje pomiędzy demokracją a wymiarem sprawiedliwości. Grupy przestępcze próbują zamienić ten kraj w narkopaństwo – a działaniom tym towarzyszą przemoc i korupcja. Tylko w Tuluzie w wyniku porachunków przestępczych zginęły w ciągu dwóch lat 32 osoby. Stajemy także przed problemem rasizmu.
Czy możemy dzisiaj odpowiedzieć „tak” lub „nie” na pytanie, czy francuska policja i społeczeństwo są rasistowskie? Ja nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na te pytania, staram się jednak pokazywać konkretne fakty, które umożliwiają analizę: czasami są to zdumiewające, ale prawdziwe dane oraz zeznania, które znajdują równie mocne oparcie w faktach. Ostatnio za każdym razem, kiedy włączam telewizor, natrafiam na wiadomości, które odzwierciedlają to, co dzieje się w mojej powieści – to jest wręcz niewiarygodne! Oczywiście, wplatam do książek te elementy, które – mam nadzieję – przyciągną uwagę czytelnika, i powiem nieskromnie, że nie obawiam się, że Polowanie go znudzi.
W swoim śledztwie Servaz kładzie na szali zarówno honor, jak i życie. Czy musi walczyć o tak wysoką stawkę na własnym terytorium?
Bernard Minier: Tak. I jest to, mówiąc ogólnie, jeden z wielkich tematów książki: obecny stan policji. Wiemy, że siły stojące na straży prawa i porządku znajdują się u kresu wytrzymałości – są przemęczone i przygniecione ogromem wyzwań, przed jakimi stoją. A muszą się z tym mierzyć, nie mając na to wystarczających środków. Ich przedstawiciele także popadają w depresję, czasami nawet prowadzącą do samobójstwa. Servaz znajdzie się w sytuacji, w której będzie musiał ścigać swoich kolegów, co rodzi wzajemną wrogość w służbie, gdzie i tak wszystko stoi na ostrzu noża. Jak sam mówi: „Cokolwiek się wydarzy, to śledztwo wybuchnie nam prosto w twarz”. Niezależnie od tego, czy oskarża funkcjonariuszy policji, czy też przekonuje się o ich niewinności, zyskuje wrogów w jednej lub drugiej z tych grup, a może nawet w obu...
Nie ujawniając zbyt wiele z akcji książki: zagadnienie walki dobra ze złem przewija się w niej od początku do końca. Czy stanowi ono odzwierciedlenie tego, co obserwujesz w realnym życiu?
Bernard Minier: To jasne, że system wymiaru sprawiedliwości jest bezsilny w obliczu pewnych zjawisk: przestępczości nieletnich (która także jest ważnym tematem książki) czy na przykład wpływów, jakie dilerzy narkotyków mają na niektórych obszarach, korupcji itd. W tych warunkach ludzie będą odczuwać silną pokusę samodzielnego wymierzania sprawiedliwości albo obalania demokratycznie wybranych rządów. Mogą to być zwyczajni ludzie, policjanci, sędziowie, a nawet żołnierze. Inny temat tej książki to pewne operacje, które armia francuska prowadzi w Afryce. Jest niemal nieuniknione, że będą się tam formować tajne grupy zamierzające zastępować słabe elity w zarządzaniu bezpieczeństwem i sprawiedliwością. Kiedy zająłem się tym zagadnieniem, odkryłem ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, że niektórzy ludzie, już się przygotowują na dzień, w którym zapanuje powszechny chaos – koncentrują swoje siły i gromadzą uzbrojenie. I nie mówię tutaj o szalonych jednostkach spod znaku obozów przetrwania...
Powiedziałeś przed chwilą, że funkcjonujemy w kulturze systemowej konfrontacji. Naprawdę uważasz, że w społeczeństwie francuskim jest coraz więcej przemocy?
Bernard Minier: Liczba zabójstw wzrosła od 914 w 2014 roku do 1219 w roku 2019, a liczba usiłowań zabójstw z 1175 w 2000 roku do niemal 3000 w 2019! A jak wszyscy wiemy, rok 2020 ze wszystkimi lockdownami i ograniczeniami przyniósł nasilenie przemocy, porachunki pomiędzy różnymi grupami i walki, w których śmierć poniosło wiele ofiar. Morderstw jest u nas dwa razy więcej niż u naszych niemieckich, hiszpańskich a nawet włoskich sąsiadów – tym ostatnim gratuluję serialu Gomorra.
Wiemy, że zawsze starasz się umieszczać akcję swoich powieści w precyzyjnej lokalizacji geograficznej. Skąd u ciebie taka potrzeba? Jak zdefiniowałbyś swój świat, ty, czyli człowiek, który uwielbia zarówno architekturę, jak i otwarte przestrzenie?
Bernard Minier: W rzeczy samej, już jako dziecko i nieopierzony nastolatek uwielbiałem książki, których akcja skoncentrowana była na określonej mapie i terytorium. Kiedy miałem dziesięć, dwanaście lat były to Wyspa skarbów i Tajemnicza wyspa, a później Władca pierścieni...
Akcja mojej pierwszej książki, Bielszego odcienia śmierci, rozgrywa się w miejscu, które może zostało wymyślone, jednak zostało też precyzyjnie zdefiniowane i ukształtowane w mojej głowie – właściwie wahałem się wówczas, czy do książki nie dołączyć mapy. Uczyniłem to później, w Paskudnej historii, no i ostatnio w Dolinie. Aż takiej dokładności nie ma w Polowaniu: wybrałem Ariège, region czarująco piękny chociaż słabo zaludniony (bo przecież jego największe miasto liczy zaledwie 15 tysięcy mieszkańców), a także Tuluzę – jej centrum i dzielnice robotnicze w zachodniej części miasta. Moje pisarstwo jest wizualne i kinematograficzne: zawsze potrzebuję precyzyjnie określonego miejsca, aby posuwać akcję do przodu. Lubię dbać o szczegóły i pamiętać o nich, nawet jeśli nie pojawiają się w książce. Często opowiadam, że powieść jest górą lodową – ma część widoczną, i to o niej opowiadam czy-
telnikowi, oraz część zanurzoną pod wodą, której czytelnik nie widzi, ale która istnieje i jest znana autorowi. Często też mówię, że jestem reżyserem, autorem zdjęć, scenografem i producentem w jednym, i dysponuję dla tej produkcji nielimitowanym budżetem, co jest bardzo pomocne...
Jedna z postaci Polowania bardzo się wyróżnia. To Esther Kopelman, dziennikarka z „La Garonne”.
Bernard Minier: Z rozkoszą nadałem życie Esther Kopelman jako postaci i myślę, że jeszcze się z nią spotkamy. Jest połączeniem kilku osób, które znam, jednak ostatecznie jest wytworem wyobraźni, ponieważ – jak powiedział Nabokow – pisarz stara się przede wszystkim kreować nowy świat. Esther jest uparta jak diabli, pali jak komin, a fizycznie jest malutką kobietą, która uparcie brnie do przodu. Ma także odporne nerwy i „lubi bijatyki”. Esther jest niesłychanie wścibska i nieustępliwa, nie znosi amatorszczyzny ani bezmyślności. To jasne, że w wieku, w którym rządzi Internet i błyskawicznie przekazywane wiadomości, prasa nadal pełni – i to prawdopodobnie nawet bardziej niż w przeszłości – rolę kontrolera, korektora i pewnego rodzaju zapory, rolę niezwykle istotną dla tworzenia poważnych, udokumentowanych wiadomości, analiz i poszukiwania prawdy. Mark Twain powiedział, że „kłamstwo potrafi obiec pół świata, zanim prawda zdąży włożyć buty”. Dzisiaj, w erze portali społecznościowych, teorii spiskowych i fałszywych informacji to stwierdzenie jest jeszcze bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek, a my wszyscy jeszcze bardziej potrzebujemy wiarygodnej prasy, dziennikarzy, którzy mają doświadczenie i wiedzę o tym, jak odróżniać prawdę od fałszu i odnajdywać wiarygodne ścieżki w gąszczu nieprawd. Na podobnej zasadzie potrzebujemy ducha powieści, stojącego w opozycji do uproszczeń, które spotykamy na każdym kroku – ducha, który nie sprowadza wszystkiego do stopnia podstawowego, lecz, wręcz przeciwnie, oddaje szacunek ich bohaterom w całej ich złożoności.
Porozmawiajmy o Martinie Servazie, znanym już tysiącom czytelników, który starzeje się jak wszyscy, ale który także wydaje się człowiekiem coraz bardziej pogodzonym z samym sobą. Czy pisarz, również się rozwija, tworząc kolejne książki, czy z upływem czasu zmienia codzienne wybory i swoje codzienne życie?
Bernard Minier: Chcesz zapytać: czy Servaz starzeje się razem z autorem? Cóż, tak, właśnie skończyłem sześćdziesiąt lat, a Martin jest ode mnie o osiem lat młodszy. Miał czterdziestkę w Bielszym odcieniu śmierci, kiedy rozpoczynały się jego przygody... To nieuniknione, że się zmienił. Jego wielka zmiana od czasu Doliny polega na tym, że nie jest już mizernym samotnikiem. Obecnie ma partnerkę o imieniu Léa, która jest pediatrą na oddziale dziecięcym szpitala w Tuluzie, która dodaje mu siły i zapewnia stabilizację. Jest zrównoważona, silna, inteligentna i empatyczna. Jednak w powieści sprawy nie rozwijają się zgodnie z planem. Tutaj także sytuacja zmierza ku gorszemu, ku degeneracji. Jest tu także Gustav, syn Martina, którego Hirtman powierzył mu w Nocy, i który szybko dorasta. Jako autor nie przepadam za opowiadaniem o sobie. Na targach książki i spotkaniach czytelnicy zawsze pytają mnie o Servaza – i to jest dla mnie źródłem wielkiej przyjemności, ponieważ zdaję sobie sprawę, że widzą w nim żywą osobę, a nie banalną postać z zadrukowanego papieru. Czy twórcę postaci może spotkać większa nagroda niż możliwość obserwowania, jak nabiera ona życia, porusza się i wkracza do świadomości czytelników, którzy traktują ją jak kogoś znajomego? A dzieje się tak bez wątpienia dlatego, że rozpoznają w niej samych siebie, ponieważ nie jest banałem albo wydmuszką, stworzoną po to, aby akcja toczyła się naprzód, lecz kimś skomplikowanym, kto może być przyjacielem, kuzynem, wujkiem, sąsiadem, kochankiem... Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego. Jeśli chodzi o mnie, powiem, że tak,owszem, trochę się zmieniłem. Mniej wątpię, jestem bardziej skuteczny, bardziej bezpośredni, bardziej pewny siebie – ale wciąż piszę przez siedem dni w tygodniu.
Wraz z poprzednią powieścią, Doliną, wkroczyłeś do ekskluzywnego klubu dziesięciu najchętniej czytanych pisarzy francuskich. Jest to dla ciebie nagrodą? Osiągnięciem?
Bernard Minier: Słyszałeś kiedykolwiek o Frédéricu Soulié? Ten facet był w swoim czasie bardziej popularny od Balzaca, Dumasa... Albo o George’u Williamie MacArthurze Reynoldsie, najbardziej popularnym pisarzu swojego okresu, który sprzedał więcej książek niż Dickens? Albo o Victorze Margueritte, autorze La Garçonne, książki, która odniosła wielki sukces w 1922 roku, którą czterokrotnie zaadoptowano na potrzeby kinematografii, a potem jeszcze powstał z niej film telewizyjny? Oni wszyscy popadli w zapomnienie...
Każdy ma swoje marzenia. Moim było zarabianie na życie pisaniem. Osiągnąłem to. Nawet nie śniłem o tym, że będę czytany na całym świecie, że będę miał czytelników na pięciu kontynentach. Dzisiaj marzę o ponownych spotkaniach z nimi, jak dawniej: od Wrocławia po Medelin, od Pragi po Kapsztad, od Madrytu po Mar del Plata, od Frankfurtu po Bratysławę. A jeśli chodzi o inne sprawy, kto to wie.