Krzysztof Sawicki, "Diady, kliki, gangi"

Krzysztof Sawicki, "Diady, kliki, gangi"

Musimy pamiętać, że ani terapia ani normatywny, oparty na sankcjach rytualizm nie zastąpią relacji wychowawczych" - rozmowa z Krzysztofem Sawickim, autorem książki "Diady, kliki, gangi" wydanej w krakowskiej Oficynie Wydawniczej "Impuls"

Udostępnij

Prezentujemy Państwu rozmowę z autorem bardzo ciekawej książki zatytułowanej "Diady, kliki, gangi. Młodzież nieprzystosowana społecznie w perspektywie współczesnej pedagogiki resocjalizacyjnej", autorstwa Krzysztofa Sawickiego - adiunkta w Katedrze Pedagogiki Specjalnej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, członkiem Zespołu Pedagogiki Resocjalizacyjnej oraz Zespołu Pedagogiki Młodzieży przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN. Jego zainteresowania naukowe oscylują wokół pedagogiki resocjalizacyjnej, nieprzystosowania społecznego nieletnich, grup subkulturowych, wykluczenia i marginalizacji. 

Gabriel Leonard Kamiński: Co to znaczy według Pana "młodzież niedostosowana społecznie"? Czy to ci którzy idą na "wagary", nie chcą realizować nudnego programu, czy ci którzy należą do młodzieżowej subkultury? A może to zupełnie ktoś inny?

Krzysztof Sawicki: Skoro użył Pan terminu „niedostosowana” to przypuszczam, że nie jest Pan z Warszawy (śmiech). Na poważnie, tak się składa, że osoby skupione przy środowisku warszawskiej szkoły resocjalizacji preferują termin „nieprzystosowanie”, użyte przez Pana pojęcie jest właściwe dla środowiska krakowskiego. 

Poruszany termin jest bardzo obszerną kategorią, do której są przypisywane osoby ze względu na dwa czynniki. Pierwszym jest ich specyficzne funkcjonowanie w społeczeństwie osób, które jest inne, problemowe, wybiegające poza przyjęte reguły współżycia społecznego: bycia w roli dziecka rodziców, ucznia, kolegi itp. Z drugiej strony, w zależności od tego, kto posługuje się tym terminem zależy, co tak naprawdę będzie osią, wokół której zostanie skonstruowane znaczenie terminu. Osoby preferujące podejście oparte psychologii będą zwracały szczególną uwagę na zaburzenia emocjonalne czy w zachowaniu młodego człowieka. Będą interesowały się tym, co określa się mianem zachowań ryzykownych, będą starały się sprawdzić czy młody człowiek jest niedostosowany / nieprzystosowany starając się zmierzyć / zważyć skalę i częstotliwość symptomów. Z kolei dla osób preferujących podejście socjokulturowe to skutek takiego rozwoju społecznego młodego człowieka, wzrastanie w takiej kulturze, które są w efekcie problematyczne zarówno dla niego jak i środowiska, w którym funkcjonuje (np. w sytuacji, w której reguły współżycia społecznego w rodzinie czy środowisku zamieszkania, diasporze odbiegają od tych uznawanych w szkole). Z kolei dla osób preferujących przesłanki prawne to osoby, która łamią obowiązujące normy, przejawiają symptomy demoralizacji. Powracając do pytania: dla kogoś, kto walczy z wagarami będą one symptomem nieprzystosowania. Otwartą kwestią pozostaje w tym przypadku,co jest przyczyną wagarów: biopsychiczna konstrukcja nieletniego, konflikt z nauczycielem,problemy w relacjach z rówieśnikami (albo presja grupy, która wymusza ucieczkę z lekcji)), wzrastanie w środowisku, w którym nauka w szkole jest postrzegana z dziada pradziada jako źródło opresji a być może kumulacja kilku czynników.

Gabriel Leonard Kamiński: Jak młody poeta dałem swój zeszyt z wierszami psycholog w Poradni Społeczno -Zawodowej. To był rok 1973. Nie wiedziała co z nimi zrobić, nie rozumiała ich. Postanowiła zatem zbadać mnie za pomocą testów. Wyszło jej, że jestem matołem - fizyka, chemia, matematyka in minus i skierowała mnie do  zawodówki. Na szczęście Związek Literatów Polskich który opiekował się  Kołem Młodych Poetów załatwił mi przeniesienie do liceum o profilu  humanistycznym! Uratowano mnie przed systemem. Czy teraz taki wrażliwy, piszący, twórczy młody człowiek ma szansę na podobne rozwiązanie?


Krzysztof Sawicki:  Z tej krótkiej historii wnioskuję, że miał Pan szczęście. Po pierwsze, prawdopodobnie urodził się Pan jako osoba (jakkolwiek to zdefiniujemy) normalna: nie jest Pan nadpobudliwy, agresywny ani nadmiernie wycofany, innymi słowy nie reagował Pan nietypowo na typowe bodźce. Po drugie, kiedy zderzył się Pan edukacyjną rzeczywistością (przedstawicielem tak zwanego systemu) miał Pan wsparcie ze strony wspomnianej organizacji; przypuszczam, że również rodzice nie byli obojętni na diagnostyczną dezynwolturę pani z poradni, a więc nie był Pan osamotniony w swoim „problemie”. Po trzecie, mając na względzie Pana wrażliwość, swobodę operowania piórem oraz poszukiwanie rozwiązania umożliwiającego nie „korekcję” braku wiedzy z wymienionych przedmiotów trafił Pan do miejsca, które umożliwiło rozwinięcie predyspozycji i uzdolnień, dzięki czemu jest Pan dzisiaj tym, kim jest. Innymi słowy sprzyjała Panu fortuna, gdyż we właściwym czasie spotkał Pan właściwych ludzi, znalazł się Pan we właściwym miejscu. Proszę teraz sobie wyobrazić, że natura zrobiłaby Panu psikusa i oprócz wspomnianej wrażliwości miałby Pan wrodzoną skłonność do nieadekwatnych zachowań, że nie byłoby Koła Młodych Poetów i opiekującego się nim Związku, że rodzice zamiast wspierać i walczyć o Pana poddaliby się twierdząc że jest Pan do niczego albo że na podstawie własnych doświadczeń z dzieciństwa stwierdziliby, szkoła jest dla dzieci z dobrych domów (dodatkowo załóżmy, że urodziłby się Pan na socjokulturowych peryferiach, z których jest wszędzie daleko). Z każdym z wymienionych przeze mnie czynników wzrasta ryzyko niepowodzenia, porażki, rozwiązań nieadekwatnych do problemu.

Teraz wyobraźmy sobie, że mamy do czynienia z Gabrielem Kamińskim urodzonym np. w 2003 roku. Mógłby Pan skorzystać oferty jednej z wielu instytucji (zazwyczaj komercyjnych), dodatkowych zajęć lub korepetycji. W zależności od zasobów finansowych rodziców mógłby Pan skorzystać z ogólnodostępnych (albo elitarnych) usług edukacyjnych czy diagnostyczno-terapeutycznych. Koło byłoby prawdopodobnie społecznością internetową, być może objętą patronatem jakiejś organizacji (ale raczej o lokalnym charakterze). Powracając do diagnozy, być może stwierdzono by u Pana jakąś dysfunkcję, dzięki czemu nie byłby Pan „matołem” a takie pomówienia ze strony nauczyciela byłyby naruszeniem praw ucznia. Być może trafiłby Pan do młodzieżowego ośrodka socjoterapii. Gdyby potrzebował Pan konsultacji psychiatrycznej to musiałby się Pan uzbroić w cierpliwość: zazwyczaj czeka się na nią kilkanaście miesięcy.

Reasumując: byłoby Panu równie trudno, choć jakość doświadczeń byłaby całkowicie odmienna.


Gabriel Leonard Kamiński: Czy w Polsce doczekaliśmy się kompleksowego systemu pomocy młodzieży  niedostosowanej społecznie?


Krzysztof Sawicki:
Użył Pan pojęcia system. Większości kojarzy się on z systemem np. w komputerze, a więc wzajemnie powiązanymi aplikacjami sterującymi dźwiękiem, grafiką, zabezpieczającymi przed wirusami etc. Proszę zauważyć, że bez względu na system operacyjny co i rusz jest on uaktualniany bądź też jest pisany praktycznie od nowa. Jeżeli mówimy o systemie pomocy młodzieży to obecną sytuację można porównać do starego systemu operacyjnego komputera, który od dłuższego czasu nie jest nawet uaktualniany, w efekcie nie potrafi odczytać niektórych plików, pracuje ślamazarnie, nie radzi sobie z wirusami czy cyberatakiem. Uruchomienie aplikacji ciągnie się w nieskończoność. Taki jest właśnie system pomocy nieletnim: działa, ale nieadekwatnie do problemów, zbyt wolno, nie jest komplementarny.

Mówiąc o systemie mówię przede wszystkim o obowiązujących rozwiązaniach formalnoprawnych będących podstawą organizacji oddziaływań resocjalizacyjnych. Czasami można odnieść wrażenie, że system budują przede wszystkim osoby rozkochane w teorii prawa. W niewielkim stopniu uwzględniają one w stanowionych dyrektywach tak zwany czynnik ludzki, konkretnego człowieka i jego problemy. Kładzie się w nich nacisk przede wszystkim na procedury - bezduszny czynnik regulujący relacje między ludźmi uwikłanymi w relacje instytucjonalne. Gwoli ścisłości – nie jestem wrogiem legalizmu, tylko nieadekwatnych proporcji między podejściem jurydycznym a humanistycznym w stanowionych regułach, braku arystotelejskiego złotego środka. Przemawiają za tym reakcje moich zagranicznych kolegów, którzy słysząc o tym, jak wygląda wspomniany system robią wielkie oczy i mówią: „U was jest ważne, ile miał lat sprawca, jak długo należy obejmować go oddziaływaniami, a gdzie w tym wszystkim jest czynnik ludzki?”.

Problemów z systemem pracy z nieletnimi jest wiele, pozwolę sobie zwrócić uwagę na trzy kluczowe. Pierwszym z nich jest zapobieganie nieprzystosowaniu, przez które należy rozumieć działania minimalizujące demoralizację oraz ryzyko popełnienia czynów karalnych. Proszę zauważyć, że system funkcjonowania instytucji (a zwłaszcza szkoły) na tak zwanej dobrej i złej dzielnicy jest (ze względów formalnoprawnych) praktycznie identyczny, tymczasem mając na względzie czynnik ludzki powinny różnić się od siebie, np. liczbą pedagogów wspierających oddziaływania wychowawcze i profilaktyczne, ofertą zajęć pozaszkolnych. Dzieci i młodzież z takich peryferiów mają naprawdę dalej do fajnych nauczycieli, wychowawców czy szkół. Mając ofertę nieadekwatną do potrzeb nie korzystają z niej. Czasami można odnieść wrażenie, że system niemal wyczekuje, kiedy w majestacie prawa będzie mógł „przywalić” nieletniemu umieszczając go w placówce resocjalizacyjnej, co budzi w społeczeństwie poczucie rozwiązania problemu, niestety iluzoryczne.

Drugi problem dotyczy rozumienia resocjalizacji przez decydentów, establishment. To zagadnienie jest zdominowane w wymiarze teoretycznym i metodycznym przez stosowanie form o charakterze instytucjonalnym, izolacyjnym, utożsamianym powszechnie z tak zwanym poprawczakiem. Drugoplanową rolę odgrywa w nim resocjalizacja w środowisku otwartym. Ta w znacznej mierze kojarzy się z pracą kuratorów sądowych. Proszę z ciekawości zapoznać się z wymogami dotyczącymi aplikacji kuratorskiej. Dotyczą przede wszystkim prawa, nie znajdzie w nich Pan informacji na temat tak zwanych kompetencji miękkich, kooperacji, współpracy z podmiotami w środowisku. Zgodnie z etymologią terminu służby kuratorskie mają służyć, tylko komu? Sądom czy obywatelom?

Trzeci problem dotyczy oddziaływań następczych podejmowanych na przykład po opuszczeniu zakładu poprawczego. Można odnieść wrażenie, że system o którym mówię wychodzi z założenia, że oddziaływania podejmowane podczas izolacji przygotowują do życia w środowisku otwartym. Nie trzeba być biegłym w wiedzy na temat resocjalizacji, żeby zauważyć logiczną sprzeczność i falsyfikację takiego założenia. Można ją porównać do sytuacji, w której ktoś uczy się teoretycznie zasad ruchu drogowego, testuje poruszanie się samochodem po placu manewrowym a następnie, o skończonym kursie, rozpoczyna samodzielną jazdę po drogach publicznych. To musi skończyć się kraksą, pytanie dotyczy tego, jak szybko i jak bardzo dotkliwą zarówno dla kierowcy jak i współuczestników. Teraz sobie uświadomiłem, że w większości krajów o niskim współczynniku wypadków (a także przestępczości nieletnich – być może ta zbieżność nie jest przypadkowa) pierwsze kilka, kilkanaście miesięcy świeżo upieczony posiadacz prawa jazdy spędza za kółkiem wyłącznie w towarzystwie starszej, doświadczonej osoby (zazwyczaj rodzica). Pół żartem, pół serio: być może w braku takich właśnie rozwiązań należy upatrywać w znacznej mierze źródło oraz skalę problemów społecznych, związanych nie tylko z bezpieczeństwem na drogach?

Warto dodać, że system to także ludzie. W każdej instytucji znajdzie Pan wychowawców, którzy stają na głowie, aby stworzyć ludzkie warunki do pracy resocjalizacyjnej z nieletnimi, nie tylko w wymiarze materialnym. Bez odpowiedzi pozostawiam pytanie o ich samozaparcie, chęci, możliwości, energię do realizowania jurydycznych procedur w ludzkiej formie, o to, czy i kiedy poddadzą się.

Nie jest im łatwo, choćby z powodu dostrzeganej w ostatnich kilkunastu latach deprecjacji profesji wychowawcy. Z jednej strony jest ona powodowana stosunkowo łatwym w praktyce stosowaniu reguł legalistycznego wdrażania przepisów i regulaminów, ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów zawierających sankcje. Gdyby zwolennicy podejścia opartego na karach sięgnęli po opracowania z teorii wychowania to zauważyliby, że już dekady temu stwierdzono, że takie oddziaływania są w znikomym stopniu skuteczne, prowadzą do napięć, frustracji, wzrostu agresji i przemocy. Co więcej, bazując na karach zapominają o fundamentalnych kryteriach warunkujących ich skuteczne stosowanie: adekwatności do czynu, konsekwencji, uwzględnienia okoliczności, w których incydent miał miejsce no i przede wszystkim: poszanowania godności osoby karanej, natychmiastowości oraz tego, że sankcja ma być dla nieletniego zrozumiała. Gwarantuję Panu, że większość obraźliwych dla policji napisów na murach w gorszych dzielnicach to nie tylko wybryk chuligański, ale także efekt nieadekwatnego stosowania prerogatyw przez funkcjonariuszy najróżniejszych służb, że agresywna postawa nieletniego wobec wychowawców to bardzo często (jak to określił Robert Merton) normalna reakcja normalnych ludzi na nienormalną sytuację społeczną.

Kontynuując wątek kryzysu wychowania i zawodu wychowawcy warto zwrócić uwagę, że żyjemy w czasach, których bycie jakkolwiek bądź dookreślanym terapeutą, choćby samozwańczym, zajmującym się najbardziej osobliwą formą oddziaływań budzi zaciekawienie i zainteresowanie. Tymczasem bycie wychowawcą jest postrzegane jako coś zwykłego, przaśnego. Musimy pamiętać, że ani terapia ani normatywny, oparty na sankcjach rytualizm nie zastąpią relacji wychowawczych, a niestety da się dostrzec taką właśnie tendencję.


Gabriel Leonard Kamiński:
Patrząc z Pańskiej perspektywy, pracownika naukowego, autora bardzo ciekawej książki "Diady, kliki, gangi. Młodzież nieprzystosowana społecznie w perspektywie współczesnej pedagogiki resocjalizacyjnej , czy uważa Pan, że praktyka pedagogiki resocjalizacyjnej nadąża za teorią naukową?

Krzysztof Sawicki: Trudne pytanie. Praktyka jest integralną częścią pedagogiki resocjalizacyjnej, wraz z jej podbudową teoretyczną, zatem pozwoli Pan, że spróbuję odpowiedzieć odwołując się do tych elementów łącznie. Moje koleżanki i koledzy z Zespołu Pedagogiki Resocjalizacyjnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN starają się być jak najbardziej na bieżąco z literaturą przedmiotu oraz rozwiązaniami metodycznymi realizowanymi za granicą. Dokonują ich twórczych adaptacji na grunt polski. Starają się (często z pozytywnym skutkiem) zaistnieć ze swoimi artykułami na tak zwanej liście filadelfijskiej. Pomimo tych ograniczeń starają się być na bieżąco, zarówno poprzez zdobywanie wiedzy jak i publikowanie wyników swoich badań w czasopismach zagranicznych.

Gorzej jest z aplikowaniem wiedzy na grunt praktyki. Odwołując się do współczesnych, opisywanych w naszej literaturze koncepcjach bazujących nie tyle na karaniu co na założeniach choćby psychologii pozytywnej, strategiach odstąpienia od przestępczości, probacji mówimy o rozwijaniu pozytywnych potencjałów i niwelowaniu niedoborów nieletnich a nie korekcji i karaniu. Kładzie się w nich nacisk na ścisły związek nauki z praktyką. W mikroskalach podejmuje się fantastyczne działania w różnych placówkach resocjalizacyjnych, o makroskali możemy jak na razie niestety zapomnieć. Można czasami odnieść wrażenie, że establishment nie chce słuchać propozycji pedagogów.

 

Gabriel Leonard Kamiński: Dlaczego do dzisiaj wg. Pana nie zlikwidowano "poprawczaków", które podobnie jak więzienia są rozsadnikiem przemocy, pierwszych doświadczeń z osobami ze światka tzw. przestępczości zorganizowanej mam tu na myśli osiedlowe bandy?  Przecież to spadek po PRL-u. Pytam o to, gdyż miałem kolegę, który  pochodził jak to się teraz mówi z tzw. dysfunkcyjnej rodziny, wylądował w poprawczaku, potem w więzieniu. Teraz już nie żyje, odebrał sobie życie (zaćpał się) Nikt mu  wcześniej nie pomógł!...chociaż wszyscy zarzekali się, iźż próbowali?


Krzysztof Sawicki:
Też miałem kilka bliskich mi osób (w tym wychowanków) które również spotkał tragiczny finał. Myślę, że zarówno w ich przypadku jak i w przypadku Pana przyjaciela można stwierdzić, że spotkały one w swoim życiu ludzi, którzy starali się im pomóc, były przekonane o słuszności podejmowanych działań, ale pomoc była niewystarczająca, nieadekwatna do problemu. To sytuacje, w których jako jednostki oni i my zderzyliśmy się z urzędniczym, instytucjonalnym Lewiatanem i tę walkę przegraliśmy. Przypomina mi się moje osobiste poczucie bezradności w sytuacjach, w których decyzje sądów w sprawach nieletnich były niewłaściwe, nieadekwatne, kiedy kostyczność systemu uniemożliwiała zindywidualizowanie oddziaływań. Niestety, z prawnego punkt widzenia nie podlegają one dyskusji, gdyż takowa stałaby w sprzeczności z zasadą niezawisłości sędziów.

Powracając do pytania, być może Pana zaskoczę, ale likwidacja poprawczaków nie jest rozwiązaniem. Jest nim zmiana formuły, zgodnie z którą funkcjonują. Większość ośrodków resocjalizacyjnych w których byłem za granicą to instytucje, w których izolację traktuje się jako ostateczność, w których kładzie się nacisk na dynamikę zmian umożliwiających możliwie szybki powrót do środowiska otwartego. Pierwszy dzień pobytu nieletniego w instytucji izolacyjnej to zarazem początek myślenia o jego readaptacji i reintegracji. Czas bezwzględnej izolacji to kwestia tygodni, pierwszych kontaktów ze środowiskiem otwartym (a więc także uczęszczanie do normalnej szkoły) to kwestia miesięcy. Jest to zatem model zorientowany na progres, oddziaływania o charakterze interwencyjnym i krótkoterminowym. Oczywiście, musimy być realistami i pamiętać, że (niestety) ten model nie zawsze zadziała a bezpieczeństwo obywateli jest przecież priorytetem. Wówczas w grę wchodzi specjalistyczne leczenie poza placówką resocjalizacyjną.

Tak więc w grę wchodzi nie tyle likwidacja poprawczaków co ich gruntowna reforma. Metodyczne przesłanki do takiego ujmowania resocjalizacji można znaleźć choćby w uchwalonych w 1990 regułach hawańskich czy liczącej ponad dziesięć lat temu rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie przestępczości nieletnich. Należy je tylko gruntownie przestudiować i wspólnie z naukowcami zastanowić się nad ich aplikacją.


Gabriel Leonard Kamiński: Nawiązując do problemów jakie Pan porusza w swojej książce, jakie powinno być według Pana optymalne rozwiązanie sytuacji tzw.trudnej młodzieży. Czy np. wzorem USA powinniśmy budować tzw. świetlice osiedlowe, środowiskowe? Czy też szkoły z internatem, gdzie młodzi ludzie mogą się zresocjalizować mając np. styczność ze światem i ludźmi bez barier ośrodka zamkniętego? Czy są w Polsce podobne rozwiązania?

 

Krzysztof Sawicki: Wydaje mi się, że dysponujemy stosunkowo rozbudowaną infrastrukturą organizacji pozarządowych oraz instytucji które pracują z dziećmi, z pewnością brakuje nam jednak miejsc do pracy z młodzieżą. Proszę zerknąć choćby na stronę Europejskiej Konfederacji Klubów Młodzieżowych (ecyc.org), są w niej zrzeszone organizacje reprezentujące kraje od Islandii po Azerbejdżan, nie znajdzie tam Pan żadnej organizacji z Polski.

Co do przeszczepiania pomysłów zza granicy na grunt polski mamy choćby wielu fantastycznych streetworkerów, jak wspomniałem nie mamy zbyt wielu miejsc dla młodzieży, w których można w czasie wolnym pobyć ze znajomymi, które nie będą infantylną świetlicą – w miejscu które będzie alternatywą dla przebywania na ulicy, poza kontrolą, Myśląc o młodzieży trudnej pamiętam problemy jednej z zaprzyjaźnionych organizacji która otwierała w Warszawie hostel dla nieletnich podejmujących ryzykowne zachowania seksualne. Magistrat twierdził, że i owszem, wesprze ich działalność, ale pod warunkiem, że będzie prowadzona szczegółowa ewidencja osób korzystających z hostelu (a przecież te osoby nie są zainteresowane ujawnianiem swoich danych!). To kolejny przykład na to, jak urzędnicza władza pozbawiona wiedzy generuje reguły komplikujące pracę z osobami potrzebującymi wsparcia i pomocy.

Odwołując się do rozwiązań amerykańskich z pewnością brakuje nam rzetelnej ewaluacji podejmowanych działań. Mamy liczne inicjatywy, projekty podejmowane z myślą o młodzieży, zwłaszcza w obszarze profilaktyki zażywania substancji psychoaktywnych. Poświęcamy na nie mnóstwo zasobów materialnych, ludzkich czy finansowych, jednak tak naprawdę chyba nikt nie jest w stanie stwierdzić miarodajnie i wiarygodnie jakie są mocne i słabe strony realizowanych inicjatyw. Gotowym rozwiązaniem z USA, które aż się prosi o wprowadzenie w naszym kraju jest funkcjonujący przy University of Colorado Boulder serwis Blueprintprograms, będący nieprawdopodobnie szczegółową bazą danych na temat programów profilaktyczno-wychowawczych dla młodzieży, uwzględniającą mnóstwo czynników: wiek, płeć, grupę etniczną, problem, miejsce zamieszkania itp. Co najważniejsze, każdy opis programu zawiera informacje na temat jego mocnych i słabych stron stwierdzonych podczas ewaluacji. Na szczęście zmierzamy w podobnym kierunku, czego przykładem jest system rekomendacji programów profilaktycznych wdrażanych między innymi przez Ośrodek Rozwoju Edukacji przy Ministerstwie Edukacji Narodowej.

 

Gabriel Leonard Kamiński: Co może, a raczej powinien nauczyciel obserwując klasę, w której panuje "układ silniejszego", silny prowodyr będący nieoficjalnym przywódcą  takiej grupy?


Krzysztof Sawicki:
Przeformułowałbym to pytanie, zapytałbym nie o fakt a przyczyny, o to, ja to się stało, że w klasie mamy symptomy drugiego życia, konflikt na linii nauczyciel-uczniowie. Proszę zauważyć, że tak zwani przedmiotowcy mają ogromną wiedzę z obszaru, którego nauczają, nie przebijemy polonisty w wiedzy o jerach, historyka w wiedzy o wojnie trzydziestoletniej. Wszak to ludzie, którzy studiowali dziedzinę wiedzy, którą w mniejszym bądź większym stopniu byli zainteresowani. Decydując się na nabycie kwalifikacji pedagogicznych decydowali się zarazem na przyswojenie wiedzy traktowanej drugoplanowo, co więcej, sprowadzającej się do konstrukcji jednostki dydaktycznej. W niewielkim stopniu byli świadomi, że poza transmisją wiedzy i jej egzekwowaniem ważne są inne elementy: dostrzegania i rozwiązywania sytuacji problemowych, umiejętność takiego mówienia, aby uczniowie chcieli słuchać oraz takiego słuchania, aby chcieli mówić. W efekcie dochodzi bardzo często do niepotrzebnych napięć, sankcji które prowadzą do eskalacji niepotrzebnych emocji, swoistej wojny. Niestety, nauczyciel, który nie posiada przygotowania w zakresie wspomnianych kompetencji miękkich nie może za bardzo liczyć na pomoc i wsparcie starszych koleżanek i kolegów, a jeżeli już to zazwyczaj dowiaduje się, że zastraszanie i dyscyplina to najlepsze środki wychowawczych oddziaływań. Ponadto proszę zwrócić uwagę, że priorytetem jest w szkole realizacja obligatoryjnego programu nauczania z klasą a nie to  aby konkretny Jaś czy Staś uporał się z fobią szkolną która utrudnia mu zdobywanie wiedzy.

Kiedy wiele lat temu po raz pierwszy byłem w duńskiej szkole i zapytałem dyrektora o problem drugoroczności, to ten zrobił zdziwioną minę po czym odpowiedział, że coś takiego nie może się zdarzyć, gdyż świadczyłoby o tym, że nauczyciel nie radzi sobie z obowiązkami. To dowód na to, że system ma się dostosować do wymogów i problemów ucznia, umożliwić mu poznanie smaku sukcesu, choćby najdrobniejszego. Niestety, kiedy słucham opowieści mojego dziesięcioletniego syna o jego przygodach z edukacją w wymiarze instytucjonalnym odnoszę wrażenie, że w polskiej szkole mamy bardzo często do czynienia z sytuacją odwrotną. Pokłosiem tej swoistej wojny są wspomniane przez Pana struktury nieformalne, przejawiające się w szeregu rytuałów opisywanych w literaturze przedmiotu jako przejawy edukacyjnego oporu. Wyjściem z tej sytuacji byłoby wparcie pedagogiczne wspomnianych przedmiotowców. Nie ma sensu ich zmieniać, niech dalej dzielą się z uczniami wiedzą, którą posiadają, ale w sytuacjach trudnych niech będą świadomi kto i jak może im pomóc w konstruktywnym rozwiązaniu problemu i niech nie boją się po taką pomoc sięgać.



Gabriel Leonard Kamiński: Jaka nas czeka perspektywa? Czy mamy przed sobą czasy jak niektórzy  mówią - społecznej degradacji młodego pokolenia, szczególnie w małych i  średnich miastach (niskie płace,brak perspektyw, brak możliwości rozwoju własnych zainteresowań), czy też nie jest jeszcze tak źle, bo....?


Krzysztof Sawicki:
Bo pomimo utyskiwania, narzekania, biadolenia jesteśmy krajem w miarę sprawnie rozwijającym się. Kiedy niedawno prowadziłem polsko-bułgarskie spotkanie osób pracujących z młodzieżą ze środowisk zmarginalizowanych polska część zespołu zwracała uwagę podczas rozmów kuluarowych (po prezentacjach bułgarskich koleżanek i kolegów) jak wiele osiągnęliśmy po wejściu do Unii a zarazem jak innym daleko do nas.

Niestety, musimy pamiętać, że są również kraje, do których nam jest daleko (przywołam rozmowę z dyrektorem duńskiej szkoły). Wspomniane przez Pana rozwarstwienie społeczne to fakt, któremu nie sposób zaprzeczyć. Musimy pamiętać, że peryferia, tak zwany" margines", to bardzo często matecznik problemów społecznych. Brak działań minimalizujących rozwarstwienie (albo podejmowanie działań o małej skuteczności) jest generowaniem problemów społecznych, w tym nieprzystosowania.

Z drugiej strony, należy dążyć do minimalizacji dystansu społecznego wobec osób z peryferiów. Mam nadzieję, że słowa takie, jak „wieśniak” czy „wiocha” albo „bieda” zatracą wkrótce swój wybitnie pejoratywny charakter, że osoby wykonujące proste prace fizyczne będą traktowane z należytym szacunkiem przez osoby ubrane w ciuchy warte kilka tysięcy złotych. Mam też nadzieję, że osoby opuszczające placówki resocjalizacyjne nie będą w przyszłości stygmatyzowane, że przestaną doświadczać dystansu społecznego utrudniającego powrót do  społeczeństwa. Wszyscy jesteśmy mieszkańcami tego samego kraju, których nie powinnno się degradować ze względu na status majątkowy, pochodzenie albo niechlubną przeszłość. Proszę zauważyć, jak często pracodawcy wymagają od nowo zatrudnianych pracowników zaświadczeń o niekaralności. To argument świadczący o braku wiary w skuteczność resocjalizacji. Trudno zrozumieć ten mechanizm w kraju, który można określić mianem chrześcijańskiego. Przecież w tej doktrynie przebaczenie, darowanie win, miłosierdzie to kluczowe pojęcia regulujące relacje międzyludzkie. Integracja społeczna i wzajemne zrozumienie są kluczem do lepszego wzajemnego zrozumienia, minimalizacji barier społecznych oraz panaceum umożliwiającym efektywną reintegrację wychowanków placówek resocjalizacyjnych.

Bardzo dziękuję Panu za rozmowę!

 Gabriel Leonard Kamiński


Z autorem książki "Diady, kliki, gangi. Młodzież nieprzystosowana społecznie w perspektywie współczesnej pedagogiki resocjalizacyjnej"Krzysztofem Sawickim, adiunktem w Katedrze Pedagogiki Specjalnej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, rozmawiał red. Portalu księgarskiego i  Fundacji Libroskop Gabriel Leonard Kamiński.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się