Niezwykły pamiętnik hrabiny Ewy Dzieduszyckiej
W wydawnictwei Literackim ukazały się właśnie wspomnienia z podróży hrabiny Ewy Dzieduszyckiej z Koziebrodzkich pt. "Podróżniczka. Autobiograficzna opowieść ",
Bogatym życiorysem hrabiny Ewy Dzieduszyckiej można by obdzielić co najmniej kilka nietuzinkowych postaci. Miłośniczka górskich wędrówek, zapalona globtroterka i pisarka.
W czasach, kiedy wśród podróżników niewiele było kobiet, zwiedziła północną Afrykę, Indie, Palestynę, Grecję, Rumunię. To pierwsza Polka, która udokumentowała swoją podróż do Indii w formie książki (wydanej w 1912 roku). Europę miała w zasięgu ręki, jeździła na ważne przedstawienia do Lwowa i Wiednia czy wystawy do Paryża.
Jej wspomnienia to nie tylko reminiscencje z tych wojaży, trafne obserwacje obyczajowe i fascynujący dokument minionej epoki. To także barwna galeria sławnych postaci, a także ekscentrycznych członków jej najbliższej rodziny. Na kartach książki pojawiają się takie nazwiska jak: Tytus Chałubiński, Adam Asnyk, Sabała, Pawlikowscy, Sarah Bernhardt, Karol Estreicher czy Karol Brzozowski z egzotyczną żoną.
Ze sprawami dnia codziennego przeplatają się wielkie wydarzenia polityczne, zapis dawnych obyczajów, przenikliwe obserwacje i znakomite anegdoty – wszystko to składa się na porywającą biografię. Zarówno miłośnicy urokliwych opowieści rodzinnych, jak i czytelnicy zainteresowani historią będą zachwyceni.
Fragment wspomneiń:
Dowiedziałam się od znajomych, że już we Lwowie pokazały się pierwsze rowery damki i że już ktoś próbował na nich jeździć. Dotychczas były znane tylko jakieś dziwaczne bicykle o ogromnym kole, na którym jeżdżący sięgał głową prawie do pierwszego piętra kamienicy Taki wehikuł wcale mnie nie nęcił. Ale zaręczano mi, że rowery, które obecnie się pokazały, nie są tak dziwaczne i mają normalne koła tej samej wielkości. To mnie zachęciło do sprawienia sobie takiego cuda.
Znalazłam we Lwowie przedmiot moich marzeń, który zaraz sobie kupiłam. Zostałam parę dni w mieście, aby się nauczyć jeździć i nie sprawiać skandalu, gdy się będę z początku przewracać. Kupiec, który mi ten rower sprzedał, obiecał mi wypożyczyć swego pracownika na dwie godziny każdego ranka, zaręczając, że za parę dni nauczy mnie jeździć perfect. Wychodziłam z domu jak najwcześniej i czekałam na mego nauczyciela w Stryjskim Parku. A wszystkie te eksperymenty musiałam trzymać w najgłębszej tajemnicy, aby mnie ktoś ze znajomych, broń Boże, nie zobaczył, bo byłabym już na zawsze w opinii ludzkiej zgubiona. Ponieważ noszono wówczas bardzo długie suknie, w których nie mogłam w żaden sposób wsiąść na rower, musiałam spinać je agrafkami i — o zgrozo! — pokazywać nogi, czego żadna szanująca się kobieta nie robi. I w ogóle rower to był sport nieprzyzwoity. Konno jechać, i tylko w damskim siodle, to uchodzi, ale na rowerze? Co za skandal!
Ale, niestety, musiała mnie jakaś plotkarka zobaczyć i powiedzieć babci, bo napisała do mnie z ogromną burą. A już byłam parę lat mężatką! Z wywołanego skandalu jednak nic sobie nie robiłam i wróciwszy do domu, codziennie skoro świt siadałam na rower i grzałam kilometrami do rzeki, do lasu, w pole. Ale okazało się, że nie tylko we Lwowie „siałam zgorszenie”. Mój biedny rower wzniecał też popłoch na wsi. Wszystkie kury, gęsi, kaczki uciekały, gdacząc, kwacząc, gęgając. Psy wylatywały z chat i łapały mnie za łydki. Konie się płoszyły, stawały dęba, rwały uprzęże i wlatywały wraz z furami do rowu. Nawet ludzie wybiegali z chałup, pędzili w pola, wprost na mnie krzycząc, że diabeł jedzie. Raz baba z przerażeniem zastąpiła mi drogę, klęknęła na gościńcu i zaczęła się żegnać. Te wszystkie objawy strachu, przerażenia i zgorszenia trwały dopóty, dopóki inni obywatele naszego miasteczka nie sprowadzili sobie rowerów, idąc za moim przykładem. Z czasem przywykły kury, gęsi i ludzie do tego „diabła” i mogłam już spokojnie uprawiać mój sport, który dopiero druga wojna przerwała za zawsze.
Kilka słów o autorce:
Ewa z Koziebrodzkich Dzieduszycka
Urodzona w 1879 r., córka Władysława, polityka i dramaturga, współzałożyciela Towarzystwa Tatrzańskiego. Wychowana w surowej, „klasztornej” dyscyplinie i kształcona przez prywatnych nauczycieli w zamożnym domu ciotecznej babki w Kozłowie pod Milatynem, gdzie trafiła po przedwczesnej śmierci matki. Jej mąż Władysław Dzieduszycki, ziemianin i polityk, prowadził w rodzinnym majątku w Jezupolu koło Stanisławowa sławną stadninę koni arabskich (które były przodkami janowskich arabów). Po najeździe Sowietów na Polskę w 1939 r. Dzieduszyccy zbiegli do Lwowa, gdzie Władysław został zamordowany przez Rosjan, a ich córka Aniela z dziećmi została wywieziona do Kazachstanu. Ewa cudem się uratowała. Po wojnie, zamieszkała z synem Wojciechem (znanym śpiewakiem operowym) we Wrocławiu.