Wiecie państwo sami, iż koty od tysięcy lat dopełniają z nami ich własną historię; od starożytnego Babilonu, Egiptu, aż po eliotowskiego Maksa Absenta. Elke Heidenreich autorka tej przemiłej kociej opowieści swojego literackiego bohatera nazwała, a wybranie imiona dla kota wcale nie jest łatwym zadaniem, o czym też wspinał Eliot - Nero Corleone:
„imię kota to sprawa, wbrew pozorom, niełatwa,
Toteż w dłoni długopis mi drży,
Gdy mam wskazać, jak bardzo całą kwestię nam gmatwa
Fakt, że kot ma imiona aż Trzy”.
Nasz koci narrator ma ich dwa Nero Corleone, a z przydomkiem don ma ich aż trzy Don Nero Corleone, tak brzmi jego pełne rodowe nazwisko. Nie mógł się nazywać inaczej, gdyż we Włoszech piątek siedemnastego, to tak jak u nas trzynastego. A to oznacza same pechowe zbiegi okoliczności. Rozzłoszczony gospodarz w którego gospodarstwie się urodził z matki Madonniny przezywał go z włoska: „Diavolo nero” - czyli Czarny diabeł. A pasowało to jak ulał do jego krnąbrnej i wojowniczej natury. Nic sobie bowiem Nero nie robił z starszymi od niego kocurami, ani ze szczekającymi psami. Rósł i rządził jak na dona przystało nie tylko gospodarstwem, ale terenami do niego przylegającymi.
Jakie jest kocie życie to sami wiecie, oczywiście mówię tu nie o udomowionych pluszakach, ale o wiejskich kotach, które muszą pracować na swoje utrzymanie doglądając inwentarza, pilnując zagrody, walcząc z intruzami, za całą przyjemność mając łapanie myszy. Przy tym muszą bez przerwy okrążać swoje włości zaznaczając wyraźnie swoją nad nimi władzę.
Ale jak zawsze w takich historiach następują nagłe zwroty akcji. Do wsi przyjeżdża małżeństwo z Niemiec. Nie będę wam opisywał jak Nero wraz z siostrą Rosą oplótł ich wokół swojej białej łapy, bo to cały koci majstersztyk. Przekonajcie się sami, bo ta historia podobna do tych, które koci Sherlock Holmes mógłby wpisać do swojego notesu.
Wyjazd do Niemiec zdawałoby się diametralnie zmieni jego położenie, ale okazuje się, że toskańskie kocury z przydomkiem Don Diavolo Nero nie od parady potrafią wybrnąć z każdej sytuacji i podporządkować sobie drobnomieszczańskie koty z niemieckiej Kolonii. A jest o czym czytać, bo Nero jako na szefa z uprawnieniami do zarządzani sytuacjami kryzysowymi, potrafi wywinąć takie numery o jakich nie śniło się jego włoskim rodzicom.
Świetnie napisana, przetłumaczona i zoilustrowana kocia historia, która na dlugo pozostanie w naszej pamięci. Jestem od zarania psiarzem, ale od tej pory będę bacznie przyglądał się czarnym kotom przebiegającym po dachu mego domu...
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.