Recenzja

Paragnomen

Poezja, to materia coraz częściej pozbawiona tajemnicy, maestrii języka, ducha. Piszą wszyscy, marząc o swojej książce. I to z jednej strony dobrze, a z drugiej pozbawieni dobrej krytyki, mądrych recenzji dryfują nieświadomi obranej drogi. A poezja to bardzo wymagająca materia, dyscypliny,  poczucia celu, idei, zamierzenia, które stać ma się książką, czyli tomem niosącym w sobie historię, pozornie tylko oderwaną od rzeczywistości. Poeta przez wielu uważany jest za osobę zgoła jurodiwą, z innego świata, nadwrażliwą, kruchą, nieobecną duchem. W tych apoetyckich czasach jest tak jak my szarym przechodniem, człowiekiem, najczęściej pracującym, pełnym wątpliwości, lęków, niedopowiedzeń, wątpiącym, czy znajdzie swojego czytelnika i to niepewne ja odbite w lustrze.

 

Tomik Mrozka zatytułowany tajemniczo „Paragnomen” z dużą dawką dystansu i autoironii zawiera w sobie opowieść o poecie, ale również człowieku wrażliwym, niepewnym czy zostanie wysłuchany, a potem zrozumiany. Jedno jest tu ważne, autor zdaje sobie z tego sprawę:

Procurator Judei
Nie chciałem żyć w ten sposób, ale chciałem pisać właśnie
tego rodzaju poezję – poza tym życie jest tylko na próbę,
naprawdę jest jedynie śmierć i poezja. Naprawdę są wiersze,
ale nie są z prawdy i w jej świecie nigdy nie były napisane.

Poezja kładzie kładzie wierszowane mosty nad przepaścią życia,
nad urwiskiem śmierci, nad falującą urojeniami rzeką prawdy...

Z jednej strony mamy tu przekorną deklarację, że życie, te realne, jest tylko na próbę, a prawdziwe są tylko śmierć i poezja. Z drugiej strony, ta prawdziwa jak śmierć poezja nie jest z tej prawdy?  Czyli jakąś prawdę niesie ze sobą, kiedy mimo wszystko jest mostem nad przepaścią życia i urwiskiem śmierci?
I dalej Mrozek kontynuuje opowieść o sobie:

Światy urojone:

Nie należę do tych, dla których należy ten świat, nie należę też
do tych, którzy chcieliby należeć do tego świata. W zaświaty
nie wierzę niewiarą mocną leków psychotropowych. W lekach
wiarę pokładam umiarkowaną przypadku, który rokuje źle.

Historia mojej choroby jest jak choroba ludów, które wyginęły
przed powstaniem pisma, odtwarzać ją trzeba z tępych narzędzi
kamiennych, jakimi rozłupywano czaszki, by wypędzić demony.
Diagnoza jest niepewna, jak przyszłość światów…

Oto życiowe credo Mrozka; jestem kolejnym poetą (przed nim był Bursa, Wojaczek, Milczewski-Bruno, Szymanowicz, Babiński), który niewiarą leków, mocą psychotropów rozwija przed nami swoją chorobę, chorobę nadwrażliwości, na to co dzieje się w nim, ale i obok niego, na to, po czym stąpa i na to co ma nad głową – ciemne rozgwieżdżone niebo tabletek.
Właściwie nie muszę już nic dalej czytać, żeby wiedzieć, że poeta cierpi jak przed nim tysiące podobnych jemu adeptów lirycznego umierania…
Ale są w tym tomie wiersze, które mówią o Mrozku, jak o chłopaku z sąsiedniej bramy, sąsiedniego bloku:

Rzuciłem palenie:
Myślę, że szkoda by było – właśnie teraz – p;o tym jak
ocalałem z tej apokalipsy urojeń, kiedy przepłynąłem
ocean alkoholu, kiedy wydeptałem ścieżkę w śniegach
sybiru samotności, gdy pochowałem myśli samobójcze..
...
Myślę, że szkoda by było – właśnie teraz – bo nie jest
to czas dobry ani pora odpowiednia, nie sprzyjają
okoliczności przyrody, nie uwzględniają harmonogramy,
nienapisane są jeszcze – a być muszą – słowa buntu.

 

Choroba jako bunt, nadwrażliwość niczym alibi albo kategoria E – trwale niezdolny do życia, bo później w kolejnych tekstach Mrozek rozwija własną filozofię bycia w tym jednym z najbardziej  okrutnych światów, który otwiera przed nami przepaść życia:

Obym się mylił:
... Może jednak się pomyliłem, i trzeba odrzucić te odruchy
współczucia, przyznaję, czasami jestem aż nazbyt wrażliwy,
i nie mogę patrzeć na ludzi, prawie każdy z nich z jakiegoś
powodu cierpi, i z jakiegoś powodu sprawia, że inni cierpią

...I może cały czas mylę się, bo jestem tą mrówką zadeptaną
przez los,niepojmującą tajemnicy konstrukcji mrowiska
ani celu, jakiemu ma ono służyć. A mój ból jest odrębny,
stronniczy, jednostkowy, i nie potrafię objąć myślą całości.

Doświadczenie życiowe coraz częściej zastępowane jest przez fragmentaryczność istnienia. Nie mamy w sobie przestrzeni myśli jaką mieli nasi przodkowie. Nie mający tylko gadżetów, tej całej techniki, wiedzieli więcej, czuli głębiej istotę świata, chociaż żyli w niezmiernie okrutnych czasach. Z drugiej strony w naszej współczesności, my potomkowie Pana Cogito wrzuceni w zwątpienie, zalani pustosłowiem, zasypani pseudo prawdą sączącą się z gazet, mediów, sieci, mamy tak jak on w sobie nienazwaną misję poznania świata, siebie, życia, cierpienia, śmierci, czyli doświadczenia na własnej skórze, tego co ci co byli tu przed nami:

 

Reszta jest milczeniem:
reszta, którą ściskasz w garści po opłaceniu rachunków na życie,
a było ono monologiem błazna, niekiedy rozmową z duchami.
Zapłacone, przepłacone - cena zawsze okazuje się za wysoka,
życie nigdy nie spełnia pokładanych w nim nadziei, ale trzeba
przemilczeć resztę, trzymać mocno w garści, to co pozostało,
trzymać się królewsko wyprostowanym, nie upaść na kolana.

Nic nie jest do końca stracone, ani sens, ani nadzieja. Są wątpliwości, lęki, ba tabletki współczesnego Murti Binga bowiem nie obiecują szczęścia - człowiek musi albo umrzeć – fizycznie albo duchowo. Chociaż Mrozek używa biblijnych określeń Procurator Judei, Kain i Abel, Emaus, to na jego szali waży się niewiara powiązana z wiarą. Człowiek między antynomiami, człowiek podzielony, pęknięty, niedopracowane dzieło życia zmęczonego Boga:

Paragnomen:
Upiwszy się szaleństwem, zapowiedziałem:
A teraz zabawię się w Boga i będę ze słów
tworzył istoty, a każda będzie na mój wzór -
kaleka i przepełniona gniewem oraz goryczą.

Potem te wiersze porzucę na białych pustyniach
kartek, palone pogardą bezlitosnego słońca -
źrenicy mojego wszechwiedzącego spojrzenia.

Potem te wiersze powstaną, zaprzeczą mojej
boskości. Z blasku mojego talentu wytopią
złotego cielca i powędrują za nim do krainy
płynącej mlekiem i miodem mojego nieistnienia.

Poeta demiurg a rebour's tworzy kalekie istoty ze słów, a te pozbawione mistyki, ponadczasowej wiedzy są jedynie białymi kartkami zwykłej śmiertelności i za karę powędrują do krainy nieistnienia płynącej miodem i mlekiem. Wszystko poddane nihilistycznej irracjonalnej filozofii autodestrukcji i autoironii. Jest ale go nie ma. Chcąc uchwycić się rąbka nadziei, że moje jednak coś z nas pozostanie (vide przywołany przez Mrozka Borowski) poeta w kolejnej Paragnomienie pisze:

...Ej poczytalni, poczytajcie – bo niewiele mi zostało
tego wiersza, jak i perspektyw. Z całej potęgi i grozy obłędu
ostało się kilka opakowań leków psychotropowych
i po łacinie wymawiane diagnozy. Łatwo zabija się Boga.

Co może nas ocalić od tej całej sprytnej gry Boga, czasu, świata, życia, cierpienia, śmierci jak nie poezja, ale jako niesłyszalna, nieczytelna, nieistotna nie jest w stanie oddać ciężaru naszego  obłędu, ba obłędu ucywilizowanego, czyli właściwie dostępnego każdemu, kto zmaga się tu i teraz z beznadzieją tego chorego, niepoczytalnego świata, który bawi się nami, Bogiem, sacrum i profanum. A przecież możemy w końcu uznać, że to nie my mówimy, piszemy, cierpimy, ani Mirosław Mrozek tylko słowa, które bez naszego udziału, nie mając z nami nic wspólnego  opisują i mówią o czymś, czego tak naprawdę nie można nazwać. Bo to my ludzie bez właściwości,  bez sensu i świadomości bycia istniejemy tylko po to by odnawiać zadawany ból – sobie i innym.
Właściwie można by zakończyć tą recenzję tym dołującym stwierdzeniem, gdyby nie to, że Mrozek  czasem odrywa się od spraw wewnętrznych i wsobnych i pisze wiersz „Apel”, który powinien zapoczątkować w jego twórczości nową ścieżkę, o wiele bardziej otwartą na nadzieję:

Pisanie wierszy wymaga spokoju. Apeluję zatem do ONZ,
przywódców Korei Północnej, Rosji, Ukrainy, Syrii, USA,
Iraku itd., itd., itd., o pokój, który jest niezbędny do pisania.

Apeluję do wszystkich innych, którzy nie dają mi spokoju
- zwłaszcza do moich rodaków – by uspokoili się,
zaprzestali wojny polsko-polskiej i zapewnili warunki
odpowiednie do twórczej pracy. Zrozumcie, w ten sposób
dłużej nie sposób układać równych i ironicznych wersów…

Podpisuję się pod tym tekstem Mrozka, i życzę mu, by rodacy w końcu opamiętali się, wszak bowiem z czego słynie ta kraina boleści na świecie, jak nie z poetów i poezji właśnie…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Recenzowana książka

  • Tytuł: Paragnomen
  • ISBN: 978-83-64530-69-2
  • EAN13: 9788364530692
  • Numer wydania: 1
  • Liczba stron: 40
  • Format: 14.8 x 21.0 cm
  • Okładka: Miękka
  • Autor: Mirosław Mrozek
  • Tłumacze:
    • Gatunek: Poezja
    • Wydawca: Wydawnictwo Fundacja Duży Format
    • Miejsce wydania: Warszawa

    Poinformuj Redakcję

    Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

    Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

    Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

    Zaloguj się


    Zarejestruj się

    Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

    Zarejestruj się

    Wyloguj się