Świat Covidu odwzorowany w języku
Skończyłem właśnie lekturę tomu nagrodzonego przez Instytut Literatury w konkursie na na dzienniki pandemiczne pt. „Świat w grupie ryzyka”. Na jego zawartość składają się dzienniki, a właściwie prozatorskie dokonania Walerego Butewicza, Jacka Adamczyka i pandemiczny poemat Miłosza Tomkowicza.
Walery Butewicz jest literaturoznawcą, tłumaczem, uczestnikiem warsztatów Rozstaje 2019 oraz 2020, przetłumaczył na ukraiński tom Zbigniewa Herberta „Pan Cogito”. „Dziennik uroku zarazy” jest jego debiutem jako autora w języku polskim. Ale tego się zupełnie nie czuje. Myślę, że Butewicz jako pierwszy znalazł w swoim tekście formę do przekazania swojej literackiej wizji czasu pandemii. Jego wpisy są skondensowane, przenicowane przez precyzyjny język aforystyki, stają się małymi filozoficznymi metatraktatami. Można je rozpisać jak rytmiczne struktury Johna Cage’a na dzienne i nocne sekwencje czasu cyklicznego, który powraca do nas jak sekundy, minuty i godziny zamknięte w kształcie zegara, komórki, komputera czy laptopa. Wszystkie te urządzenia, które zastąpiły naszą intuicyjność, zdolność rozpoznawania entropii upływu czasu odzwierciedlają nasz niepokój związany z ograniczonymi możliwościami jego opisu. Butewicz zdając sobie z tego sprawę stawia na język jako najbardziej pierwotną ontologiczną formę kodyfikacji rzeczywistości dziejącej się tu i teraz, również na płaszczyźnie meta. Jego „Dziennik” to fascynująca podróż przez architekturę dnia i wędrówka między snem a irracjonalną narracją narzuconą nam przez ograniczenia, nakazy i zakazy związane z Covidowym nadrealizmem. Dla mnie prawdziwa uczta, a wręcz powiedziałbym spécialité de la maison, które można spożywać małymi kęsami, przeżuwając poszczególne słowa, przenoście, porównania lub myśli.
Druga praca to zapiski Jacka Adamczyka, malarza, muzyka, nie stroniącego od różnych form słowa pisanego, zatytułowane „Dziennik wiosny 2020”. Znowu porównałbym jego prozę do zapisu nutowego Cage’a, gdzie oprócz głównej linii narracyjnej mamy do czynienia z językową idiosynkrazją, czyli nadwrażliwością na materię zgodną z rzeczywistością przeżywaną. Do tego trzeba dodać poboczne tropy, które mają zmusić nas samodzielnego stworzenia własnej mapy świata obiektywnego czyli takiego, który współczulny jest z przewodnią linią narracyjną autora „Dziennika wiosny 2020”.
W każdej z tych dwóch prób autorskiego uchwycenia przez Butewicza i Adamczyka fizycznej i metafizycznej perspektywy pamiętnej wiosny 2020 wyczuwamy niepokój i sceptycyzm, z jakim obaj adepci słowa pisanego próbują podejść do materii języka. Z jednej strony poszukuje się jego zwierciadlanego odbicia, z drugiej zmusza do przystosowania się do dusznej, odizolowanej perspektywy. Nie wystarczy podobrazie, blejtram, paleta farb aby oddać zmieniające się odcienie szarości. Tu trzeba uruchomienia lustrzanego pisma Leonarda da Vinci, gdy zginamy kartkę czarno-białego faktycznego stanu rzeczy, aby w jej załamaniach dostrzec, te drobne niedopowiedzenia, linearne pauzy podobnych do siebie czynności, rytuałów i ceremonii, które wniosła do naszego życia pandemia Covida – 19.
Całkowicie inną, bo poetycką formę zaproponował Miłosz Tomkowicz, Jego covidowy poemat pt. „Pandemiumium” jest najbardziej ryzykowną próbą zobrazowania, udźwiękowienia,
pandemicznych fragmentów pospolitości i ceremonialności z jakimi przyszło się nam zetknąć. Jego praca pokazuje jak trudno jest oddać dychotomię pandemicznego świata, który zamyka nas w kapsule surrealistycznych nakazów i zakazów. Czytałem go tylko raz, ale myślę, że poemat Tomkiewcza wymaga powtórnej, ba może nawet wielokrotnej lektury. Poezja ta próbuje połączyć w sobie wszystkie te nurty przekazu Covidowego z jakim mieliśmy do czynienia w mediach. Łączenie to z motywami biblijnymi, czy techniką kolażową jest potwierdzeniem tego, że nasz potoczny język, język dziennikarskiej relacji, reportażowej precyzji czy narracji mówionej nie jest w stanie objąć i nazwać tej nowej zawirusowanej galaktyki jaską stała się nasza Ziemia, trzecia, licząc od Słońca oraz piąta pod względem wielkości planeta Układu Słonecznego. Jak konkluduje w jednym ze zdań Tomkiewicz: „Moją codzienność nazywają teraz kwarantanną”.
Myślę, że każdy z wymienionych autorów starał się na swój oryginalny sposób nazwać to, co towarzyszy nam od wiosny 2020. Stan podwyższonej uważności, nadzwyczajnej próby, wewnętrznego niepokoju. Zostawiam do Państwa własnej decyzji, który z nich jest najbliższy waszym indywidualnym odczuciom i refleksjom. Bowiem, każdy z nas doświadcza ten pandemiczny czas osobno poprzez zmysły, przeżyte doświadczenie i swój własny język, którym nazywamy intuicyjnie wszystko to, co jest nam nieznane jak wcześniej literacki Piętaszek.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.