W Polsce w latach siedemdziesiątych mieliśmy bardzo silny nurt literatury i poezji chłopskiej proweniencji. Julian Kawalec, Marian Pilot, Edward Redliński, Tadeusz Nowak, Wiesław Myśliwski to główni jego klasyczni już przedstawiciele. Pamiętam jak kupiłem poezje Nowaka „Psalmy na użytek domowy”, a potem „Poezje wybrane”, to moim oczom ukazał się cały chłopski ludyczny kosmos, kosmos skończony, pełny, z całym skupionym wokół niego wszechświatem. Kiedy czytam Macieja Bobuli „Wsie, animalia, miscellanea”, to widzę okruchy, odpryski farby ze starego tryptyku zbudowanego z ruin archetypicznej starej, drewnianej wsi oderwanej od rzeczywistości – zawieszonej między niebem a ziemią.
Najpełniej nawiązując do ludycznej baśniowości Nowaka Bobula i Grochowiaka wypowiada się w tekstach z cyklu animalia. Tutaj brzmi najbardziej poetycko:
muszę trupy
przepraszam, że cię nie ocaliłem, muszy trupie, prze
praszam,choć chronić cię ślubowałem ręką, a myślą
i uczynkiem zaniedbywałem, i to w świątyni pana, gdzie baba
przede mną żachnęła na ciebie się rzycią, i ja już wiem,
czemu nie uciekłeś, już rozumiałem twoją anabiozę, bo i
ja jestem przecież formą przetrwalnikową...
To usytuowanie siebie w muszym mikrokosmosie jest nawiązaniem do osiemnastowiecznej poezji nagrobkowej. Ale epitafium dla muchy przemienia się w traktat o życiu w ogóle:
...muszy mój trupie, na szczęście wtedy, od razu, szybciej niż słowa zjawia
się myśl o dziadku, który rację miał jedną, że to kurewską
– nie ma życia i nie ma pokoju w miejscach, gdzie nie ma
jednego choćby kilograma świńskiego nawozu.
Wieś Bobuli jest płaska, zgrzebna, wsobna. Jej poetyckość jest eklektyczna, zamknięta na świat i jego światowe doznania. Chociaż mówiąc inaczej, swojska makiwara może być o wiele lepsza niż miejskie chemiczne ekstazy. Ale Bobula nie idzie tym tropem. Rzeczywistość jego poetyckiej wsi, jej wiwisekcja prowadzi do konstatacji, że:
poniemiecki guz
w małych wsiach umiera się dość samotnie,
gdy rozrasta się w milczeniu,
w niskich, poniemieckich domach okna są mgliste,
zaśniedziałe butelki w wypłowiałych skrzyniach
obok rynny noszą światło sprzed dekad.
Ścieżką suną ludzie w poniemieckich ciuchach
mówią: nie patrz w to miejsce, gdzie słońce,
zanim dotrze do oka, zachodzi,
kiedy życie w tobie zrzednie
przestaniesz się śmiać….
Towarzyszy tej poniemieckiej wsi sytuacja zastoju, czasowego bezruchu i rozpadu, gdzie wszystko stoi w miejscu, a życie toczy się gdzie indziej:
...życie w tobie
jest za oknem i przybiera w gruz,
ale teraz patrz w to miejsce
pod sufitem, w którym święta postać
wyciąga w twoją stronę dłoń,
obdarza cię pełnym ciepła
spojrzeniem, obdarza cię pajęczyną
wisi nad dłonią jak aureola.
Świat ludzi i świat animaliów związany jest sobą serdecznie, na dobre i złe. Obie sfery przeżywają właściwie to samo, upływ czasu, rozpad, starość, nicość, śmierć. Ale są jednak chwile zupełnie nierealne, które stanowią nieziemski przerywnik ich lichego żywota:
kury nosi deszcz
kury nosi deszcz, kury nie migrują
ze wsi do miast, nie boją się burzy,
choć wiedzą, że neoplemiona
uciekają w kamionkowe kafle.
kury wiedzą, że nasze są nory
i wilgniemy w nich boso, widzą,
że jest natura i deszcz. ten deszcz,
co ziemię rosi lśniącą od tłuszczu.
Tłuszcz lśni kurami, gdy kury
nanizane na sznurek śpią,
dron wtacza macierzanklę
w ich noclegowisko
Mimo szczelności i zachowawczej mikro egzystencji w życie zdawałoby się hermetyczne na zawsze przeciska się współczesność – dron wtacza macierzankę w noclegowisko. Reasumując, nie da się uciec i odciąć od mijającego czasu, bo on jakby nie było przynosi w sobie zmiany. Nie mogąc stanąć w miejscu, chcąc nie chcąc staje się nosicielem nowoczesności. Ale to nowe u Bobuli zamienia się w toporowską futorologię i gorteskę:
ludziobicie
(w 2020 po raz pierwszy przeszczepiono świni
ludzkie organy - serce. mózg i nerkę)
koniec końców to tyle, mówią, tyle (odległość od palca
do palca) stoją nad martwym człowiekiem, rozpruty, w środku
ma dziurę i to coś – puste.
tyle, mówią, martwy człowiek i nic, dodamy go
do działu miscellanea, będzie pasował,
krwi ma tyle, co nic.
Siostro, mówią, operacja skończona
przeszczepiliśmy nic, przyjęło się
i pracuje, jest duże i nieopisane…
Człowiek sprowadzony do roli ludziny, którą jak każde mięso można przeszczepić, ale można też jak w Andach zjeść ratując siebie. Tu ratowana jest świnia, bo z niej chociaż jakiś pożytek jest – wyżywi, uzdrowi, a taki homo, czy sapiens nie wiadomo – żąda podmiotowości, komfortu przemijania, otaczając się zbytkiem niszczy wszystko dookoła. Bo nawet takie małpy bonobo pisze Bobula w wierszu na sąsiedniej stronie:
małpy bonobo bezinteresownie pomagają innym zwierzętom, to fakt
a może to jest właśnie tak, że niektórzy z nas
pochodzą od małp bonobo,
a tylko niektórych stworzył bóg?
Skąd więc zło?
bo raczej nie od małp bonobo.
Przewrotnie w cyklu miscellanea Bobula odpowiada na to pytanie w wierszu my chcemy boga (boga zdesakralizowanego, pisanego małą literą)
my chcemy boga
my potrzebujemy go, bo on
da nam po kicie, ścianie białej i po
małej wiertarce, wywiercimy sobie
w tej ścianie po szparce,
a potem bóg może sobie iść.
włożymy w tę szparkę monety złote
dwa świeżaki, kupon na totolotek,
kartę polaka, rodowód szlachecki
i gumową pałkę na łeb ubecki,
opaskę powstańca, działa dmowskiego
i jeszcze dwie drzazgi z krzyża pańskiego.
a potem szparkę zalepimy kitem.
Polską wypełnione białe ściany,
zalepione kitem.
Bielą zaludnione wiersza ramy,
polskim mitem
polskim bitem -
że my chcemy boga.
Dookoła mur zaciska się
jak sznur.
a my chcemy boga
my chcemy
my.
Bobula wkracza mocno tym wierszem na teren zmagań dwóch społecznych opcji i zmagań – polski B, która mocno katolicka – krzyczy my chcemy boga - i polski A, tej ucywilizowanej w poniemieckich domach, fakt, że niskich, ale od czegoś trzeba zacząć, albo na czymś skończyć, która też mówi, że chce, ale inaczej.
Maciej Bobula nie zostawia nam w miscellaneach żadnej nadziei. Rozprawia się polskimi kompleksami, mitami w paru dosłownie tekstach, ale robi to tak, że właściwie nie ma gdzie postawić swojej własnej kropki nad i.:
do ryszarda krynickiego - nic
i co, i ile zostanie po poezji tego szalonego wieku – niewiele
naprawdę niewiele panie ryszardzie ani rilke, ani eliot, nie
pan zostanie tylko, ryszardzie,
pan i pana biała plama
Kiedyś poeta pisał, że "Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń". Bobula dodaje "białą plamę", a także tanie skwierczące mięso jak w wierszu "capital holocaust":
postawiliśmy sobie tipi pośrodku kapitalizmu
i teraz skwierczymy bo kapitalizm to ruszt
który przypieka nam dupy pośrodku tego tipi
patrzymy na to bo mamy bilety
kupiliśmy je za cenę kapitalizmu
żeby mieć bilety - to o tym marzyliśmy
pośrodku tipi sznur dynda nad rusztem
i pieści nas po szyi - o tym, tak, marzyliśmy
rozkoszne drgawki, gdy płacimy płacimy
za to że
po sznurze leci ślinka
z niej kapie myśl - strużka
o tanim mięsie
skwierczy
Tych strof nie powstydziłby się sam Rafał Wojaczek, a może myśląc Wojaczkiem Bobula nawiązuje do prześmiewców, którzy doskonale zdają sobie sprawę, iż żyjąc w tzw. czasach ostatecznych, końca naszej cywilizacji, nie mając żadnej nadziei na osobiste ocalenie, możemy tak jak bohater wiersza Bobuli „czy we wszystkich domach świat jest coraz gorszy, czy tylko w moim?:
siedzę w domu i liczę,
ile jest na świecie rodzajów zła.
siedzę, liczę
lincze, ludobójstwo,
morderstwa w zaciszu
czterech ścian.
ale – przerywa mi ktoś – jest w tym wszystkim
i dobra strona, maciek – mówi ktoś
i chyba ma rację
w końcu w każdym okrucieństwie
jest jakaś dobroć.
Z tą myślą Maćka Bobuli zostawiam państwa, z przekonaniem, iż poezja współczesna i jej twórcy doskonale zdają sobie sprawę, mimo, iż ich osobista nadwrażliwość sytuuje ich w onirycznej i nadrealnej przestrzeni w jakiej mówiąc mniej poetycko głębokiej dupie znaleźliśmy się, z własnej li tylko winy i niekonsekwencji. Szkoda tylko, że Bobula to kolejny poeta, którego nie zachwyca życie, świat i jego różnorodność, a brzydota oraz tak naprawdę kryzys wszystkiego.
Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.