Rozmowa z Jonathanem Carrollem: "Dla mnie, historie zawsze były i są żywym organizmem - rozwijają się samoistnie, a ja zazwyczaj to akceptuję"
Prezentujemy rozmowę ze znanym i szalenie lubianym w Polscce pisarzem amerykańskim Jonathanem Carrollem mieszkającym od lat w Wiedniu. Wydawcą jego książek w Polsce jest poznański Dom Wydawniczy REBIS. Jego pierwsza powieść "Kraina Chichów" ukazała się dopiero po rekomendacji Stanisława Lema w 1980 r. Ostatnio opublikował książkę zatytułowaną "Kolacja dla wrony", która oprócz wyboru opowiadań zawiera fragmenty autobiografii, rozważania o naturze twórczości, medytacje na temat związków międzyludzkich.
Gabriel Leonard Kamiński: Ma Pan obok śp. Whartona status kultowego pisarza w Polsce. Młodzi ludzie cytują Pana myśli na Facebooku, wpisują je do telefonów? Co to dla Pana osobiście znaczy?
Jonathan Carroll: Młodzi ludzie podchodzą do swojego gustu z wielką gorliwością. Wielkim komplementem jest to, że wciąż przyciąga ich moja twórczość. Fakt, że czytelnicy w Polsce z niesłabnącym entuzjazmem czytają moje książki nawet teraz, prawie po dwudziestu latach po ich pierwszej w Waszym kraju publikacji, zawsze mobilizował mnie do dalszego pisania. Jestem za to wdzięczny.
GLK.: Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, iż jest Pan uważany przez część czytelników i krytyków za pisarza "realizmu magicznego"?
Jonathan Carroll: Nie lubię etykietowania w żadnej dziedzinie, zwłaszcza w sztuce. Odciąga to ludzi od twórczości, która w innym wypadku mogłaby przypaść im do gustu. Weźmy na przykład ludzi twierdzących, że nie lubią kryminałów- omija ich dorobek tak cenionych pisarzy jak, np. Thomas Harris, czy George Pelecanos. To samo tyczy się czytelników odrzucających realizm magiczny, science fiction, czy fantastykę. W takim wypadku zawsze mówię, że Stanisław Lem był autorem science fiction. Powieść Gabriela Garcii Márqueza "Sto lat samotności" należy do realizmu magicznego, a "Przemiania" Kafki to w gruncie rzeczy horror. Ale tych słynnych utworów nie staramy się etykietować, ponieważ ich autorzy wyszli poza granice kategoryzacji. W sztuce kategoria jest gettem, a tam nikt nie chce żyć.
GLK.: Co według Pana jest najważniejsze dla Pańskich bohaterów literackich: empatia, ciekawość świata, ciekawość ludzi, wyobraźnia?
Jonathan Carroll: Zdecydowanie pasja. Gorliwość aby kochać, odkrywać, nie ustawać w swoich dążeniach, aby wykazywać się odwagą nawet, gdy oni sami nie już wierzą, że jakaś jeszcze w nich została.
G.K.: W "Drewnianym morzu" napisał Pan "Normalność to pierwszy symptom śmiertelnej choroby"? Czy mógłby Pan rozwinąć tą myśl?
Jonathan Carroll: Ludzie są rozdarci między chęcią bycia niezależną jednostką a dopasowania się do reszty społeczeństwa. Ubierając się, chcemy wyróżnić się z tłumu, jednak robimy to z dużą ostrożnością. Mamy tę świadomość, że jeśli przesadzimy, zostaniemy odebrani za dziwnych, cudacznych. Ale JESTEŚMY indywiduami, nawet jeśli tylko w kwestii odcisku palca. Jestem zdania, że osoba, która stara się dopasować do społeczeństwa za bardzo, traci wrodzoną wyjątkowość. Mają ją tylko te jednostki, które STARAJĄ SIĘ wyróżniać.
GLK.: A w "Krainie Chichów napisał Pan, "Czytanie książki jest, przynajmniej dla mnie, jak podróż po świecie drugiego człowieka. Jeżeli książka jest dobra, czytelnik czuje się w niej jak u siebie, a jednocześnie intryguje go, co mu się tam przydarzy, co znajdzie za następnym zakrętem" Czemu zatem według Pana spada na świecie czytelnictwo? Co się dzieje z naszą wyobraźnią?
Jonathan Carroll: Za dużo napływających informacji. W dawnych czasach jedynym źródłem rozrywki oraz/lub edukacji i informacji była rozmowa z ludźmi i czytelnictwo. I kropka. Dziś mamy i telefony, i Internet, i telewizję, i filmy i, i, i... Wybór jest zbyt szeroki i kuszący, dlatego często wybieramy oferowane nam źródła rozrywki zamiast kreatywnej siły naszej wyobraźni. Kiedy wszystko jest podane na tacy, wyobraźnia cierpi, gdyż jej misją jest kreować i tworzyć, a nie tylko przyjąć i przetrawić. Mój umysł i zmysły są karmione, gdy oglądam telewizję, albo film. Kiedy czytam książkę sam muszę stworzyć w mojej głowie postaci i zamieszkiwane przez nie światy. Dzisiaj wielu ludzi jest albo zbyt leniwych, albo nie czuje już potrzeby by kreować, ponieważ, że tak powiem, bycie karmionym jest łatwiejsze niż samodzielne zrobienie kanapki.
GLK.: Powiedział Pan kiedyś: "Życie z drugim człowiekiem polega na tym, że zaczyna się lubić jego dziwactwa"? A jakie dziwactwa ma Jonathan Carroll i jakie Pan toleruje u drugiej osoby?
Jonathan Carroll: Kiedy zależy Ci na drugiej osobie, jej dziwactwa zdają się zabawne albo znośne. Jeśli to palant, te same cechy mogą być wystarczającym powodem do odejścia. Jestem żonaty od ponad czterdziestu lat, więc przypuszczam, że moje dziwactwa, jakiekolwiek są, nie były szpetne czy wystarczająco odrzucające, by zniechęcić moją żonę.
GLK: W książce "Na pastwę aniołów" napisał Pan: "Wszyscy pragniemy szczęścia i bardzo o nie zabiegamy. Ale kiedy już przyjdzie, zaczynamy rozglądać się trwożnie za rachunkiem, jaki nam przyjdzie za nie zapłacić". Jaki rachunek za swoje szczęście zapłacił Jonathan Carroll?
Jonathan Carroll: Wciąż czekam na mój rachunek.
GLK.: Może zdradzi Pan naszym czytelnikom, coś ze swego warsztatu? Jak Pan zaczyna pisać? Ma Pan całą fabułę ułożoną w głowie, siada Pan i pisze? Czy notuje Pan fragmenty, sytuacje, dialogi, itp?
Jonathan Carroll: Najpierw wszystko piszę ręcznie, mając tylko tytuł, pierwsze zdanie czy akapit. Dla mnie, historie zawsze były i są żywym organizmem - rozwijają się samoistnie, a ja zazwyczaj to akceptuję. Kiedy pisałem "Krainę chichów", w pewnym momencie pies zaczął mówić, a ja byłem zdumiony, że to napisałem. Chwilę później pomyślałem- "Dobrze, pies przemówił. Zobaczmy co dalej będzie z tym pomysłem."
GLK.: Jest Pan wytrawnym, uznanym pisarzem. Od trzech lat do naszej redakcji napływają maile z próbami literackimi od domorosłych pisarzy, z prośbą o rady? Co by Pan poradził takim początkującym autorom?
Jonathan Carroll: Nigdy nie przestawajcie czytać. Powód jest złożony - jeśli nie czytacie, może się okazać, że pisząc, powielacie pomysły już wykorzystane przez kogoś znacznie lepszego niż wy. Jeśli natomiast będziecie świadomi tego, co dzieje się w literaturze, nie zmarnujecie czasu pisząc coś, co już istnieje w lepszej wersji. Co więcej, zobaczycie jak i dlaczego dany autor zrobił to lepiej i, miejmy nadzieję, będziecie czerpać z tego doświadczenia. To sprawi, że wasza twórczość będzie lepsza. Drugi powód by czytać (wszystko: fikcję, literaturę faktu, Biblię, podręczniki naprawy samochodu...) nie jest tak blisko związany z biurkiem. Dzięki temu staniecie się dużo bardziej interesujący, indywidualni i doinformowani. Świat potrzebuje takich ludzi, zwłaszcza teraz.
GLK.: I ostatnie pytanie z odrobiną autoireklamy. Gdyby mógł Pan w kilku zdaniach zachęcić nie tylko naszych czytelników do sięgnięcia właśnie po Pana książki, to co by im Pan powiedział?
Jonathan Carroll: Angielski autor CS Lewis powiedział kiedyś, że pisał takie książki, które sam chciałby czytać. Mam nadzieję, że piszę taki rodzaj książek, których fabuła tak bardzo zaabsorbuje czytelnika, że na chwilę zapomni on o tym, co dzieje się wokoło i będzie żył wyłącznie moją opowieścią. Taka jest magia książek- jeśli są dobre, chętnie oddajemy im chwilową kontrolę nad naszym życiem. Kiedy są bardzo dobre, mogą zmienić nas na zawsze.
Bardzo dziękuję Panu za rozmowę!
Jonathan Carroll rozdaje autografy
Z Jonathanem Carrollem rozmawiał, redaktor Portalu Księgarskiego i Fundacji Libroskop
Gabriel Leonard Kamiński