Rozmowa z Raymondem Khoury: Dlatego sobie myślę, że właśnie tak powinno być,, że droga do publikacji powinna być długa i niełatwa
Prezentujemy rozmowę z Raymondem Khoury – autorem między innymi "Ostatniego templariusza", "Decvydującej rozgrywki", "Sanktuarium", który dostał się na szczyty większości międzynarodowych list bestsellerów, a pierwsze miejsce na liście „The New York Timesa” najlepiej sprzedających się książek w twardej okładce okupował przez ponad trzy miesiące. Jego polskie tłumaczenia publikjuje wydawnictwo Sonia Draga. W październiku tego roku gościł
Gabriel Leonard Kamiński: Czuje się Pan spełnionym pisarzem jako autor bestsellerów ? Doświadcza Pan jeszcze tego dreszczyku emocji, kiedy zaczyna Pan pisać? Czy myśli Pan co z tego wyniknie, czy będzie z tego kolejny bestseller czy nie?
Raymond Khoury - Muszę powiedzieć, że miałem ogromne szczęście, że tak się właśnie potoczyły się sprawy z moją pierwszą książką. To jak bajka dla każdego pisarza. Kiedy książka w końcu została opublikowana, (bo za tym stoi długa historia jak do tego doszło), nie wydarzyło się to tak od razu. Naprawdę długo to trwało. Ale kiedy już została opublikowana, to rzeczywiście została bestsellerem i w pewnym sensie to doświadczenie mnie trochę zepsuło.
Gabriel Leonard Kamiński: Rozumiem. Ale ta historia z pierwszą książką, czy możemy ją przybliżyć?
Raymond Khoury: To trudne. Będzie to zwięzła historia. Na początku byłem scenarzystą i książka „Ostatni templariusz” powstała w pierwszej wersji jako scenariusz do filmu. To były początki mojej kariery jako scenarzysty i to był trzeci scenariusz jaki napisałem, był rok 1996. I w którymś momencie pojawiła się propozycja, żeby go przerobić na książkę. Natomiast pojawiły się sugestie, że trzeba z tej książki usunąć wątki religijne, bo one będą nudne dla czytelnika. I ja nie wyraziłem na to zgody. Nie chciałem tego zrobić, więc tekst „Ostatniego templariusza” znowu gdzieś tam schowałem w swoim laptopie. Leżał tam sobie przez kolejne lata, a w tym czasie rozwijała się moja kariera scenarzysty. W którymś momencie, parę ładnych lat później, wróciłem do „Ostatniego templariusza” i zacząłem go przerabiać na książkę. W zasadzie miało to być takie ćwiczenie intelektualne dla mnie. Więc w ogóle nie było takiego planu, że zostanę pisarzem, albo że napiszę książkę, która będzie bestsellerem. Po prostu, to było takie zadanie, takie ćwiczenie, które robiłem sobie na boku, przede wszystkim zajmując się moją karierą scenarzysty.
Gabriel Leonard Kamiński: Jak Pan pracuje? Czytałem „Ostatnią rozgrywkę” i tam jest dużo szczegółów dotyczących pracy agentów specjalnych. Czy jak inni pisarze ma Pan setki, tysiące różnych fiszek? Czy może korzysta Pan z pomocy jakiś emerytowanych agentów służb specjalnych? Czy po prostu wszystko ma Pan w głowie poukładane, tylko siada Pan i pisze?
Raymond Khoury: Rzeczywiście, pisanie książek wiąże się dla mnie z licznymi przygotowaniami, planowaniem. Z taką pracą nad strukturą książki jaką będę pisał. Bo jak Pan mówił o „Ostatecznej rozgrywce”, to tam są takie dwie historie, które się w jakimś momencie łączą. Więc to wymaga dobrego planowania. Oczywiście jest też dużo badań, ustalania faktów, gromadzenia wiedzy. A skoro Pan pyta, jak działa CIA czy FBI, to ja rzeczywiście mam kontakt z kilkoma specjalistami, do których mogę w każdym momencie wykonać telefon i zadać pytanie. Ale dużo też można znaleźć w Internecie. Często jest też tak, że wielu agentów myśli sobie o tym, że kiedyś w przyszłości napiszą książki. W Nowym Jorku odbywają się takie targi thrillerów. Jeździmy tam i spotykamy się z innymi pisarzami. Są panele dyskusyjne, spotkania. I za każdym razem, kiedy tam jestem, podchodzi do mnie ktoś z FBI (nie z CIA, ale właśnie z FBI), wręcza mi wizytówkę i mówi, że mógłbym zawsze do nich przyjechać, zobaczyć jak to funkcjonuje i zadać parę pytań.
Gabriel Leonard Kamiński: Czy ma Pan swojego mistrza? Czy woli Pan książki bardziej sensacyjne jak „Ostateczna rozgrywka”, czy bardziej historyczne?
Raymond Khoury: To jest bardzo ciekawe pytanie. Może najpierw odpowiem na pierwszą cześć. Jeżeli Pan pyta o pisarzy, których podziwiam jako czytelnik, nie z punktu widzenia mojego pisarstwa, tylko po prostu jako czytelnik, to oczywiście są tacy twórcy. Jednym z nich jest Steven King, ale też pamiętam, że kiedy pisałem moją pierwszą książkę „Ostatniego templariusza”, to akurat pojawił się bestseller „Cień wiatru” Zafóna. Przeczytałem to i pomyślałem: No to jest po prostu niebywałe, fantastyczna rzecz! Ale to dotyczy mnie jako czytelnika. Natomiast nie mnie jako pisarza.
Jeżeli chodzi o tę część, jaki rodzaj książek wolę pisać, to może podam tutaj przykład „Cienia Rasputina”, ponieważ kiedy pojawił się u mnie pomysł na tę książkę, to rozmawiałem z moim redaktorem o tym jak ma ona wyglądać. Planowałem, że stworzę tu takie dwie, równoległe historie, i że pod tym względem będzie to trochę podobne do „Ostatniego templariusza”. Natomiast, kiedy zacząłem już pisać „Cień Rasputina”, to nagle okazało się, że znacznie lepiej pisze mi się część współczesną i na tym się skupiłem. Zresztą jak Pan zauważy w „Diabelskim eliksirze” nie ma w ogóle takiej części historycznej i tych odnośników historycznych. I tutaj ta współczesność jakoś tak mnie pochłonęła, że tak sobie pomyślałem: Czy w gruncie rzeczy jest to tak istotne w tym pomyśle, że ta technologia powstała za czasów Rasputina? Ona równie dobrze mogła być stworzona przez KGB dwadzieścia lat temu. Więc uznałem, że to jest bez znaczenia i oddałem taką wersję, w której położyłem nacisk na część współczesną. A tu się okazało, że wydawcy przeczytali, i owszem uznali, że to fantastyczny pomysł, świetna historia ale byli rozczarowani, bo brakowało im tej części historycznej. Rasputin bowiem przykuwa uwagę jako postać historyczna i domagali się by ta część została rozbudowana. Ja już się wyrywałem do pisania o współczesności, ale pomyślałem: No dobrze, jeśli tak trzeba to spróbuję tę część historyczną rozbudować. I znowu, jak usiadłem i zacząłem pisać, to ta część historyczna mnie pochłonęła i poczułem na nowo taką radość z pisania właśnie o tych rzeczach historycznych. Dlaczego te części historyczne są takie trudne? Ponieważ, żeby napisać dosłownie krótki fragment, trzeba w to włożyć naprawdę dużo pracy. W mojej drugiej książce „Sanktuarium”, napisałem rozdział o Paryżu w roku 1750. I mamy tam scenę przyjęcia, nocnego pościgu, historię miłosną. Tutaj muszę mieć wiedzę na temat każdego szczegółu. W co ci ludzie byli ubrani, jak wyglądały konie, karoce. Czy na ulicy leżał bruk, czy stały przy tej ulicy lampy, czy one świeciły w nocy? Na przykład dowiedziałem się, że Sekwana w tych czasach była tak zaśmiecona, że prawie nie było widać wody. A na nadbrzeżach było mnóstwo domów. Więc, żeby napisać ten rozdział musiałem przeczytać wiele książek. Jest to jednak jeden z ulubionych fragmentów ze wszystkich moich książek. Romantyczny, magiczny. Żeby osiągnąć taki efekt musiałem w to włożyć dużo pracy.
Gabriel Leonard Kamiński: Czy jest jakiś temat, o którym chciałby Pan napisać? Jakiś motyw do którego Pan jeszcze nie dojrzał? Ja na przykład mam taki motyw z moją rodziną. Pomysł na książkę, do której jeszcze nie dojrzałem.
Raymond Khoury: Rzeczywiście mam takie trzy, cztery historie. W przypadku jednego takiego tematu myślę, że straciłem już swoją szansę, bo w którymś momencie był bardzo istotny a teraz stracił na swoim znaczeniu. W tym momencie piszę o ISIS. Wszystkie moje pomysły omawiam z przyjaciółmi. Spotykamy się, idziemy razem na kawę, a oni pytają się nad czym teraz pracuję. Dopytują się kiedy dokończę temat ISIS, i ponaglają, że trzeba to zrobić szybko. A jeden z przyjaciół powiedział, że jeśli nie dokończę tego do końca października, to on zrobi to sam. Napisze własną książkę, a na okładce napisze mi podziękowania.
Gabriel Leonard Kamiński: Do naszego portalu www.książka.net.pl, przychodzi wiele maili z pytaniami od początkujących pisarzy o recenzję swoich dzieł. Pytają od czego powinni zacząć, na czym się skupić? Co Pan poradziłby, jako pisarz spełniony, młodym adeptom sztuki pisarskiej?
Raymond Khoury: Oczywiście istnieją różne podejścia, natomiast mogę powiedzieć jak ja do tego podchodzę. Po prostu, to jest tak, że są książki, których nie mogę nie napisać. Ja je muszę napisać. To nie jest tak, że ja sobie siedzę i myślę mmm… o czym to bym napisał? Przychodzą do mnie pomysły, których nie mogę zignorować. One tak natrętnie gdzieś we mnie narastają, że to jest książka, którą muszę napisać. Kiedy już wiem o czym chcę pisać, to uważam, że trzeba się douczyć. Trzeba się zorientować, co inni już napisali na podobne tematy. Jest to wtedy etap czytania różbnych książek z tego samego gatunku, żeby uczyć się, może unikać błędów innych. Albo znajduję coś co mi się podoba i myślę o tym, że to jest fajne. Albo jest coś, co mi się nie podoba i będę tego unikać. Podam przykład, to mogą być takie sprawy stylistyczne, niektórzy pisarze lubią pod koniec rozdziału umieszczać zdania w stylu: „Kompletnie nie spodziewał się, że jutro skończy z kulką w głowie”- mnie się to nie podoba. Jak coś takiego widzę, to myślę sobie: nie, nie. Ja to bym chciał zrobić inaczej.
Rzadko zdarza się coś, co przytrafiło się Lee Child, który chciał napisać historię kryminalną z elementami thrillera. Podszedł do tego niebywale analitycznie, bo sprawdził, co się wydawało w tym zakresie. Jakie książki, jacy bohaterowie. I wtedy wymyślił, że stworzy taką współczesną wersję westernu. Takiego współczesnego Clinta Estwood′a, który przyjeżdża do miasteczka, radzi sobie z wszystkimi złymi w okolicy, śpi z kobietą i opuszcza miasto. Lee Child chciał wprowadzić taką współczesną wersję tej westernowej historii i stworzył Jacka Reachera. Child miał totalnie pragmatyczną wizję, co jest bardzo rzadkie, ale fantastycznie to zrobił i to się sprawdziło. Natomiast jeśli chodzi o radę dla takich zaczynających dopiero pisarzy, to takie podejście: Chcę być pisarzem, o czym mam pisać?- nie jest właściwym podejściem. To powinno być raczej: Mam fantastyczną historię, chciałbym ją opowiedzieć. To teraz się douczę, doczytam, pomyślę i napiszę. Zacząć od tej strony, że mam świetną historię do opowiedzenia. Na pewno nie powinien zadawać sobie pytań typu: Czy chcę pisać coś co będzie fikcją, czy to będzie historia kryminalna, czy to będzie nowa „Dziewczyna z pociągu”, czy nowe „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Nie. To nie jest dobre podejście. Żyjemy w takich czasach, gdzie mnóstwo ludzi chce zostać pisarzami. Jest to relatywnie łatwe, bo można publikować samodzielnie, na blogach, na stronach internetowych. Każdy chce być pisarzem. Kiedy ja zaczynałem tę pracę, to prowadziłem taki researching, który był trudny. Bo żeby dowiedzieć się jak działa taki agent, to musiałem wykonać mnóstwo pracy, żeby te informacje zdobyć. A teraz wystarczy wpisać do wyszukiwarki „praca agenta” i wyskoczy nam strona z numerami telefonów. Dzwonimy i mamy informację. Z jednej strony mamy łatwy dostęp do informacji, ale z drugiej, w tym zalewie twórczości literackiej trudniej jest wypłynąć. Trudniej młodym pisarzom odnieść sukces.
Gabriel Leonard Kamiński: Bernard Pivot znany krytyk francuski, powiedział, że: „Demokracja zabija literaturę”. Nawiązuję do sytuacji w Polsce, gdzie mamy do czynienia z dwoma nurtami. Oficjalnym i self-publishingu, gdzie sami autorzy wydają swoje książki, (taki drugi obieg) i nie interesują ich w ogóle recenzje. Po prostu uważają, że są dobrzy. Nie lubią krytyki, jeżdżą po różnych, małych domach kultury na spotkania. Czy nie wydaje się Panu, że powoduje to trudności również dla czytelników? Żeby ocenić, co to jest dobra książka? Żeby dobra literatura była na pierwszym planie. Również krytykom trudno wyłowić z tej masy książek coś wartościowego. Czy jest to niebezpieczeństwo, że ranga literatury obniża się? Ranga pisarza. Czy też Pan ma takie spojrzenie na tą sytuację?
Raymond Khoury: Tak, myślę, że to jest zagrożenie. Ponieważ, rzeczywiście tych książek jest tak ogromnie dużo. Poza tym bardzo łatwo jest oszukiwać jeśli chodzi o takie recenzje on-line. Nie dotyczy to tylko recenzji książek, ale restauracji, hoteli. Natomiast, uważam, że zawsze będą istniały duże wydawnictwa, bo one są po prostu potrzebne. Tyle popularnych książek, które zostały wysoko ocenione przez krytyków, są to książki, które były odrzucone przez różnych wydawców. Na przykład historia „Harrego Pottera”, który tyle razy był odrzucony, aż w końcu znalazł wydawcę. Dlatego czasem sobie myślę, że właśnie tak powinno być, że ta droga do publikacji powinna być długa i niełatwa. Właśnie dlatego, że tak dużo jest książek w obiegu. Natomiast generalnie uważam, że jakość się obroni, że jeżeli jest dobrej jakości to książka zawsze znajdzie czytelników.
Gabriel Leonard Kamiński: I na koniec, nawiązując do tego pytania, trochę autoreklamy. Jakby miał Pan w kilku słowach, powiedzieć naszym czytelnikom, dlaczego powinni sięgnąć po Pana książki? Co by im Pan powiedział?
Raymond Khury podpisuje swoje książki na Targach Książki w Krakowie
Raymond Khoury: Zacznę od dygresji, że kiedy chcę przeczytać książki jak moje, ale napisane przez innych autorów, to chętnie bym je przeczytał. Ale jest pewien problem, takich książek po prostu nie znajduję. Na pewno staram się pisać o wielkich tematach, o takich dużych historiach. Chcę z jednej strony, żeby były zabawne, fajne do czytania ale z drugiej strony, żeby to były rzeczy ważne. Na przykład zadaje w nim pytania, czy reinkarnacja to jest nonsens, czy może jest jakieś naukowe uzasadnienie, że jest ona możliwa. Albo kontrola umysłu, na czym może polegać, jak może wyglądać. A co z Rasputinem? Jego historią. Co by był gdyby na niebie pojawił się jakiś znak, którego żaden naukowiec nie potrafi wyjaśnić. Nie wiemy, czy jest to znak od Boga, czy od ufoludków? Jaki to by miało wpływ na ludzkość. Staram się pisać o takich wielkich tematach. Tutaj mogę wspomnieć nazwiska takie jak: Michael Crichton- wielki pisarz, niestety już nieżyjący, albo Juliusz Verne. Mieli oni podobne podejście do ciekawych, wielkich tematów. Dla mnie to są prawdziwe ikony, które bardzo podziwiam. Natomiast wracając do moich książek, właśnie z punktu widzenia tematyki są absolutnie niezwykłe. Kolejną cechą jest połączenie historii i współczesności, taka szeroka panorama. Są to takie kinowe historie i mam nadzieję dobrze napisane.
- Dziękuję bardzo z rozmowę
- Dziękuję.