Rozmowa z Szymonem Koprowskim, autorem "Requiem dla Wrocławia" - Nie mam pojęcia dlaczego ludzkość ma więcej szacunku dla przedmiotów codziennego użytku, niż dla spuścizny setek pokoleń
Redakcja Portalu Księgarskiego prezentuje rozmowę z autorem powieści "Requiem dla Wrocławia Szymonem Koprowskim. Wcześniej opublikował między innymi "Balkon na krańcu świata", który był jego debiutem literackim, później wydał "Uszy van Gogha", "Dybuk z ulicy Piotrkowskiej","Za chwilę zacznie padać deszcz".
Gabriel Leonard Kamiński: Słynie Pan z ciekawych literackich pomysłów. Już w debiutanckim „Balkonie na krańcu świata” bohaterem pańskiej książki była mikrospołeczność małej uliczki zagubionej na peryferiach miasta. W „Uszach Van Gogha” głównym rekwizytem są uszy Van Gogha zakonserwowane w formalinie, które trafiają w ręce jednego z bohaterów pańskiej powieści. Czy te pomysły podsuwa Panu Pańska malarska artystyczna wyobraźnia?, czy to, że jest Pan absolwentem Akademii Sztuk Pięknych pomaga Pani w pisaniu pańskich powieści?
Szymon Koprowski: Plastyczna wyobraźnia ma wielki wpływ na snute przeze mnie opowieści, ale nie stanowi głównego narzędzia mojego warsztatu literackiego. Wiele z opisanych, sprawiających wrażenie zdarzeń nieprawdopodobnych, miało miejsce w moim, ale także w życiu znanych mi i nieznanych osób. Od dziecka wsłuchiwałem się w opowieści rodziców, wujów, ciotek, dziadków, bliskich, dalekich krewnych i znajomych. Tak zamieszkała w mojej pamięci historia uszu Van Gogha, zasłyszana we wczesnym dzieciństwie. Ale czy to prawda? Nie wiem, mimo to moja wyobraźnia bardzo ceni takie historie.
GLK.: Wrocław był już bohaterem kryminalnych powieści retro Marka Krajewskiego, scenerią zaplanowanego morderstwa w książce „ Amok”, ale także oprawą dla młodej dziewczyny o zdolnościach mediumicznych, dojrzewającej w Breslau na początku XX wieku w książce Olgi Tokarczuk „E.E”. Pan czyni go bohaterem postapokaliptycznej powieści. Co jest takiego fascynującego w tym mieście, że przyciąga i inspiruje tak wielu pisarzy?
Szymon Koprowski: Wszystkich, których Pan wspomniał łączy emocjonalny związek z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem. Mnie też. Urodziłem się w Piechowicach koło Szklarskiej Poręby w roku 1950, kilka lat po wojnie. Moje dzieciństwo było baśnią pełną opuszczonych domów, pałaców, grot i sztolni. W arsenale zabawek, moim i moich rówieśników, autentyczna broń, hełmy i podobne znaleziska poutykane w piwnicach i na strychach, były tym, czym dla dzisiejszej dzieciarni gry komputerowe. Takie dzieciństwo nie może nie pozostawić głębokiego śladu w psychice.
GLK.: Właśnie kończę „Requiem dla Wrocławia” i mam deja vu jakbym oglądał postapokaliptyczny film Lawrence’a „Jestem legendą”. Tam głównym winowajcą zagłady miasta był wyprodukowany przez człowieka wirus, tu we Wrocławiu winą za zagładę jest słońce i katastrofa klimatyczna, a także „Święta Rada Odrodzenia”?
Szymon Koprowski: Wielki świat to również mój malusieńki ogródek wciśnięty miedzy szeregowe domy. Obserwuję w nim, jak z roku na rok obumierają coraz to nowe, towarzyszące nam od lat rośliny, przylatuje coraz mniej pszczół, znikają motyle i cichnie śpiew ptaków. Nikt z „wielkich wizjonerów” nie przejmuje się moim ogródkiem i jego powolna agonią, mimo że jest małą częścią gigantycznego problemu. A za płotem (metalowym ) wznosi się przytłaczający swoim ogromem kościół. Nie interesuje Lokatorów tego budynku, co się stanie nie tylko ze mną, ale i z nimi, kiedy z małych ogródków zniknie trawa, i nic już tam nie wyrośnie. Święta Rada Odrodzenia jest ostrzeżeniem przed pazernością Kościoła instytucjonalnego i nieposkromioną rządzą władzy. Święta Rada brzmi może i nazbyt fantastycznie, ale historia świata i Europy aż nadto wyraźnie pokazuje jak tragiczne skutki wywołuje bezlitosna polityka kościoła. Ale to oczywiście moje zdanie…
GLK.: Spotkanie człowieka i mądrego, wręcz filozofa szympansa staje się w Pańskiej książce nie tylko wątkiem scalającym fabułę, pewnym przesłaniem, ale także ontologiczną metaforą, doprowadza do Jego spotkania z jego zmarłym ojcem… Czy mógłby Pan to rozwinąć?
Szymon Koprowski: Wybrałem szympansa jako personifikację ontologicznej metafory, żeby w miarę prosty sposób uzmysłowić czytelnikom fałsz wpajanego nam od pokoleń przekonania o nadzwyczajności, wręcz boskim pochodzeniu człowieka. Jego złą zasługą jest nieprawdopodobny rozwój technologiczny, działający niestety na jego własna zgubę i zgubę świata, który udzielił mu czasowej gościny. Prawdę mówiąc, wszystkie osiągnięcia myśli ludzkiej, to nic innego jak podpatrzenie i wykorzystanie nieogarnionej mądrości zawartej w otaczającym nas absolucie od początku jego istnienia. Wszelkie tajemnice bytu zawarte są w nim samym, łącznie z teorią względności, teorią strun i podobnymi cudami. Wracając do szympansa, który, jak napisałem w powieści, ma oczy i spojrzenie Abrahama Lincolna, przypomina mi wizytę w Monachijskim ZOO. W pawilonie dla człekokształtnych stał oparty o kraty dorodny szympans i patrzył na zwiedzających w wielkim skupieniu. W pewnym momencie nasze oczy spotkały się. Poczułem się zawstydzony jego głębokim spojrzeniem. Straciłem pewność, kto tu jest dla kogo.
GLK.: Wrocław w Pańskiej powieści jest nasycony mnóstwem fantastycznych szczegółów historyczno- architektonicznych. Właściwie poznajemy je na nowo. Zręcznie wplecione w opowiadaną narrację stanowią niezaprzeczalny atut Pańskiej powieści. Staje się przez to nie tylko opowieścią o pustym wymarłym mieście, ale parabolą mówiącą nam wiele o następstwie pokoleń, które je przez nami zamieszkiwały Breclaw, Breslau, Wrocław tworząc jego materialną historię?
Szymon Koprowski: Nasyciłem tekst mnóstwem szczegółów historyczno – architektonicznych nie bez przyczyny. Mają one uzmysłowić trud intelektualny pokoleń, ale przede wszystkim wywołać przykrą refleksję, że najwspanialsze dzieła bez spojrzenia ludzkich oczu są tyle warte co zaschnięta, niewykorzystana zaprawa murarska, albo kawalątek jakiegoś statku spoczywającego na dnie Rowu Mariańskiego. Nie mam pojęcia dlaczego ludzkość ma więcej szacunku dla przedmiotów codziennego użytku, niż dla spuścizny setek pokoleń.
GLK.: Którą ze swoich książek uważa Pan za najbardziej ciekawą z punktu pańskiego literackiego doświadczenia? Którą z nich widziałby Pan jako komiks czy film. Tworzy Pan wartką narrację, którą, a czytałem w necie kilkanaście wypowiedzi czytelników, chwalą sobie pańscy czytelnicy, szczególnie w „Balkonie na krańcu świata”?
Szymon Koprowski: W każdej z wydanych powieści mam swoje ulubione regiony, ale często sięgam po: „Za chwile zacznie padać deszcz” no i oczywiście „ Requiem dla Wrocławia”. Dużo miejsca w moim literackim sercu zajmuje także „Dybuk z ulicy Piotrkowskiej”, opowieść o niekończącej się „Via Dolorosa” polskich Żydów, a ja mieszkałem w Łodzi dwadzieścia lat, i wśród podwórkowych i szkolnych kolegów miałem wielu z nich.
GLK.: Żyjemy w czasach, że więcej ludzi pisze książki niż je czyta. Do Portalu Księgarskiego wielu młodych ludzi nadsyła do oceny swoje literackie próby. Co Pan autor kilku powieści poradziłby im na początek? Od czego powinni zacząć?
Szymon Koprowski: Teoretycznie rzecz jest nader prosta. Jeśli w człowieku istnieje głód pisania, powinien wczuwać się w swoje stany ducha, spisywać je, i nie zastanawiać się, czy jego proza jest w głównym nurcie obecnych mód literackich, czy nie. Oczywiście decyzja należy do piszącego, i nikt go od tego nie uwolni. Ja zdecydowałem, że nie będę dostosowywał się do cudzych gustów i oczekiwań, postanowiłem być szczerym, nie udając kogoś kim nie jestem.
GLK.: I tradycyjne pytanie, egzystujemy w czasach w których króluje reklama, w tym też autoreklama. Pisarze jak wszyscy konkurują ze sobą na rynku czytelniczym. Nadchodzi czas długo oczekiwanych urlopów. Jak zachęciłby Pan w kilku zdaniach naszym czytelników, żeby sięgnęli właśnie po Pana ostatnią książkę „Requiem dla Wrocławia”?
Szymon Koprowski: Drodzy czytelnicy siedzący już prawie na walizkach, zanim zamkniecie je ostatecznie, kupcie moją powieść „Requiem dla Wrocławia”, żebyście w przypadku przedawkowania słońca i innych hedonistycznych uciech, mogli wieczorem, w ramach auto refleksji przeczytać opis efektu globalnego braku umiaru. Warto, żeby słońce jeszcze przez setki lat pozostawiało na naszej skórze brązowo czerwone bąble.