"Setki oceanów", Paweł Stelmach, Wydawca: MaMiko

"Setki oceanów", Paweł Stelmach, Wydawca: MaMiko

"Setki oceanów" - świetny debiut wrocławskiego autora

Udostępnij

Wydawnictwo MaMiko prezentujre swoją kolejną nowość, świetny debiut  wrocławskiego autora, zapoiwiadany recenzją Kornela Maliszewskiego -"Setki oceanów" autorstwa Pawła Stelmacha.

Nota o książce:

Ubierzcie kask, ochraniacz na zęby i puchowy skafander, bo Setki oceanów to zderzenie z hokejową bandą, wizyta w sierocińcu podczas huraganu i wyprawa Apollo 420 z głową pełną ekstazy. W wesołym miasteczku tej prozy pędzimy po rozgałęziającym się fabularnym rollercoasterze, odwiedzając dom strachów, salkę humoru i filozofii, aby na końcu na strzelnicy po wielu wybornych strzałach wygrać miśka. Pawłowi Stelmachowi udała się misja niemożliwa, czyli pożenienie ze sobą Palahniuka i Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – gruba akcja z bronią w ręku rozpływa się tu we wzruszeniu i namacalnej prawdzie o świecie. Setki oceanów wciąga się ze smakiem pierwszego steku, jedzonego przez kowboja wybudzonego z trzydziestoletniej śpiączki, przy okazji zastanawiając się nad traumami, które każdy z nas niesie, i rolą wszechogarniającego przypadku. Szaleni bohaterowie – prawnik, rozmawiający ze zmarłą żoną, ksiądz misjonarz, handlarz bronią i dziewczyna, której nie da się zabić – gotowi są na wszystko. W tej podróży nie może Was zabraknąć, choć bilet jest tylko w jedną stronę, bo po tej prozie nic już nie pozostanie takie samo.

Fragment recenzji:

Promotorzy czytelnictwa zapominają często o tym, że inne media nie są konkurencją dla książek, ale partnerami, dzięki którym można pełniej poczuć pulę życiowych doświadczeń i otworzyć się na większe spektrum poznawcze. Katechizujące wojny podjazdowe miłośników książek, którzy sakralizują papier, wąchają go niczym kadziło i obfotografują się w pieleszach, produkując odpustowe święte obrazki pod wezwaniem skarpeteczek, kawki i kota, dążą pewnie do wywyższenia swojego kościoła. Literatura pochłania jednak wszystko, wchodzi w nieoczywiste mariaże, nie boi się mezaliansów, tworzy synkretyczne totemy. Filmy odciążyły literaturę w kontekście detalicznego opisywania świata, pozwalając jej skupić się na językowej materii. Dorzuciły też myślenie o akcji w kategoriach montażowych, dowartościowały scenę jako ważną część fabularnego budulca. Rewolucja serialowa za to uczyniła nas chyba bardziej świadomymi tajników poetyki opowiadanej historii. Obserwujemy baczniej to, co się z nami dzieje podczas płynięcia wraz z opowieścią. Dzięki wspomnianemu telewizyjnemu przewrotowi bez problemu używamy takich haseł jak immersja, cliffhanger czy retrospekcja. Mówię o tym wszystkim dlatego, ponieważ „Setki oceanów” wydają się być książką specjalisty od wykładania historii, który raczej pobierał nauk nie z klasyki literatury, ale z seriali.

Zaskakujące jest to, że niektórzy oceniliby ostatnie zdanie jako deprecjonujące, a jest to tylko zwykłe przekazanie czytelniczej intuicji i stwierdzenie równoważne z takimi wypowiedziami jak: „napisał swoją książkę na podstawie obserwacji mrówek, pracy na stacji benzynowej, czytania gazet codziennych, podróży do Australii czy dociekań komparatystycznych w twórczości austriackich pisarzy powojennych”. Paweł Stelmach wzorem Palahniuka, a na naszym gruncie Żulczyka, wpuszcza nas na popkulturowe rodeo, gdzie specjalnością zakładu jest sprawność w żonglowaniu motywami, tłumaczenie decyzji i rozterek bohaterów przez piętrowe, a'la serialowe, retrospekcje oraz przelewanie wszystkich mocy twórczych ku chwale czytelniczej przyjemności i szlifowanie historii niczym otoczaka w górskim strumieniu. Ta specyficzna, wyżyłowana do granic możliwości, atrakcyjność dzieła powoduje to, że „Setki oceanów” wciąga się jak złoto, bijąc przy okazji kolejne rekordy przeczytanych stron na minutę i krzycząc na wzór Scytów wdzierających się do McDonald'sa: WIĘCEJ, WIĘCEJ, WIĘCEJ. 

Czytając książkę Stelmacha, odkrywamy powoli kryptocytaty, nawiązania, cegły, z których (czasem może nie zdając sobie z tego sprawy – konstrukcje i fabularne przebłyski lubią zostać nam w świadomości, zatajając szybko miejsce, z którego pochodzą) sztukował swoją zwariowaną, sensacyjno-humorystyczną powieść. Klimaty rodem z prozy, poza wspomnianymi Palahniukiem i Żulczykiem, może też Irvingiem i Kingiem, przychodzą nam podczas lektury „Oceanów” do głowy rzadziej, za to wyświetlają się nam obrazy, wizje i estetyki z klasowych współczesnych seriali. W tej opowieści o czwórce dziwacznych, poszarpanych postaci, których losy powoli się splatają, ciągle zapala nam się serialowe światełko. Gdy poznajemy strumienie handlarzy bronią i narkotykami, którzy przewalają się po pylastym południu Stanów, widzimy „Breaking Bad”, a gdy jesteśmy trochę bardziej na północ „Ozark”. Gdy penetrujemy amerykańską prowincję, spotykamy dziwność, a atmosfera przybiera barwę stali, migocze „Detektyw”. Kiedy autor na szali ustawia dobro i zło, które szachują się we wspólnej walce i dążą do harmonii, wspominamy, trochę już zapomniany, serial „Carnivale”. W momentach mniej poważnych, naznaczonych komediowym sznytem i przebąkiwaniem o fikcjonalności całej tej zabawy, machają do nas z odległego klifu bracia Coen i elementy „świadomej siebie sensacji” znane z „Fargo”, serii na podstawie dorobku słynnych filmowych braciszków.

Mimo tego, że autor tak przygotował swoją, przypominającą olbrzymią kałamarnicę, opowieść, abyśmy lecieli przez strony z szybkością światła, nie zapomniał o „znaczeniu”, czyli często podnoszonej sprawie w kontekście dzieł Tarantinowskich, które bazują na wielu wzorcach i składnikach tworzących odpowiedni koktajl. Stelmach w swojej szalonej, atrakcyjnej książce opowiada o emocjonalnym wyjałowieniu spowodowanym przyśpieszeniem i utowarowieniem każdego elementu rzeczywistości. Zastanawia się nad „sztafetą traumy” i złem, które przekazujemy niczym gruźlicę, często wcale tego nie chcąc. Jego bohaterowie – niezależnie, czy to ksiądz misjonarz, podejmujący się chrystianizacji niemożliwej w pogrążonej wojną domową Somalii, handlarz bronią z przeszłością, prawnik żyjący halucynacjami, czy też porzucona przez rodziców dziewczyna, której nie imają się kule, są emocjonalnie odrętwiali i za wszelką cenę pragną coś poczuć, aby na chwilę zapomnieć o zmorach przeszłości. Te postaci jawią się niczym maszyny napędzane złymi wspomnieniami i potrzebą zmiany, wypalające za sobą ziemię i relacje, pragnąc zagadać swoją uczuciową pustkę i wytłumaczyć się przed sobą sprytnie dobieranymi bonmotami. Przy pływaniu w „Ocenach” przypomina się „Pierwszy krok w chmurach” Hłaski (który nota bene też rozpoczynał od prozy gatunkowej, a dokładnie westernu) z zawartą w tym opowiadaniu ideą o noszeniu zawsze przy sobie kułaczka napakowanego złem, które ktoś nam kiedyś uczynił. W odpowiednim momencie to my zadamy zło, pozbywając się naszego balastu i puszczając przed siebie ognistą kulę, którą ktoś poda dalej.

Nie można żyć dłużej w izolacji, na uczuciowych peryferiach, w swoim tunelu, bańce i  oceanie. Ci bohaterowie to wiedzą i pragną metafizycznie się zbratać, być razem przez chwilę jak chłopaki z „Fight Clubu”. Pomagają w tym zaskakujące siły, odwieczne bożki opowieści. Nie mogę jednak zdradzić tutaj niczego więcej, aby nie zepsuć zabawy pływakom, którzy zamiast wisieć na klifie, skoczą w świat przygotowany pieczołowicie przez Stelmacha. Palahniuk, w którymś ze swoich małych nieformalnych wykładzików, pytał, dlaczego mam wejść akurat w świat tej książki, czy tego filmu, dlaczego mam poświęcić swoje cenne godziny, swojego jednorazowego życia na to akurat dzieło, a nie na tysiące innych? Przy „Setkach oceanów” odpowiedź jest prosta: warto, bo to świetnie skonstruowana powieść z rodziny literatury niewyczerpanej, łakomej na elementy pobierane z innych sztuk, z żywymi bohaterami, mocną akcją, filozoficzną wkładką i niecodziennym światem przedstawionym, w którym płynnie mieszczą się strzelaniny, kokaina i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.

Kornel Maliszewski

 

 

 

 

 

 


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się