„Wszystko jest godne uwagi dla takiego pisania jak moje…”. Setna rocznica urodzin Mirona Białoszewskiego
„Podobny do wszystkich, ale wszyscy do niego niepodobni” – tak Konstanty Jeleński określił Mirona Białoszewskiego, poetę, prozaika i dramatopisarza, który – choć związany z awangardą XX wieku i należący do pokolenia wojennego – na zawsze pozostał „poetą osobnym”. Autor Obrotów rzeczy i Pamiętnika z powstania warszawskiego urodził się 100 lat temu, 30 czerwca 1922 r.
W przypadku Mirona Białoszewskiego możemy mówić o nierozerwalnej relacji życiorysu z twórczością. Artystyczne przetworzenie własnej biografii, zmierzenie się z próbą zapisu wydarzeń pokoleniowych, ale też wnikliwy rejestr codzienności i zamiłowanie do szukania w niej anegdot to cechy wyróżniające jego dzieło. Poeta urodził się w Warszawie, jako syn urzędnika pocztowego i krawcowej. Dzieciństwo, spędzone w siedmioosobowej rodzinie zajmującej tylko pokój z kuchnią, wypełniały mu lektury. Wspominał, że pasję do literatury zaszczepił w nim dziadek, stolarz, który kochał książki i miał ich w ciasnym mieszkaniu całą bibliotekę.
Pomimo trudności finansowych rodziny Miron rozpoczął naukę w gimnazjum im. Adama Mickiewicza, podczas której podejmował pierwsze próby literackie – pisał wiersze i powieści. Wybuch wojny zastał go w trzecim roku nauki, jednak nie przerwał jego edukacji. Młody poeta kontynuował ją na tajnych kompletach i w 1942 r. zdał maturę, po czym podjął studia polonistyczne na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Razem z przyjaciółmi, którym przewodził Stanisław Swen Czachorowski, tworzył enklawę życia kulturalnego w dobie okupacji. Spotykano się wieczorami, w prywatnych mieszkaniach, żeby słuchać muzyki, wymieniać myśli o przeczytanych książkach (szczególnie podziwiano Bolesława Prusa, Wacława Berenta i Tadeusza Micińskiego, a z literatury obcej – Tomasza Manna i Oskara Wilde’a), recytować i wystawiać sztuki. Tam znajdowały ujście nie tylko literackie zainteresowania Białoszewskiego, ale także jego zamiłowanie do muzyki, które z czasem przerodziło się w wielką pasję. Jedyną kolekcją, jaką zgromadził Białoszewski był zbiór płyt. Poszerzał go, razem ze swoją wiedzą muzyczną, przez całe życie, co nie pozostawało bez wpływu na jego twórczość literacką. Poświadczają to motywy muzyczne obecne w jego utworach, ale także szczególna wrażliwość na dźwięki i uwaga poświęcana stronie fonicznej mowy i poezji.
Spotkania grupy odbywały się na tle gruzów i wśród huku bomb. Miron, choć nigdy nie należał do żadnej organizacji konspiracyjnej, obserwował z bliska niszczenie Warszawy. Często zapuszczał się na obrzeża tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć pożary i burzenie kolejnych budynków. Wspomnienia tych wydarzeń opisał później w Pamiętniku z powstania warszawskiego.
Po upadku powstania trafia do obozu w Pruszkowie, skąd przenoszą go do Łambinowic obok Wrocławia, a w końcu do Opola. Udaje mu się, wraz z ojcem, uciec i przedostać się do Częstochowy.
Po wojnie wraca do Warszawy i próbuje żyć w odmienionej rzeczywistości. Kończy drugi rok polonistyki, ale nie decyduje się kontynuować studiów. Podczas ich trwania najbardziej interesowała go lingwistyka, co na pewno miało przełożenie na niepowtarzalny język jego wierszy. Janusz Sławiński określił go jako „na pozór nieporadny i prozaicznie chropawy, energię czerpał z żywiołów potoczności i kolokwialności. Nie miało to jednak nic wspólnego z naturalistyczną reprodukcją mowy potocznej; poeta stworzył własny równoważnik takiego języka: swego rodzaju poetycki koncept mowy «peryferyjnej», dopracowany w najdrobniejszych efektach znaczeniowych i brzmieniowych”.
Zamiast studiów poeta zapisuje się na kurs dziennikarski. Chwilę pracuje na poczcie, ale niedługo zwalnia się i zaczyna pisać dla „Kuriera Codziennego”, którego redaktorem naczelnym był Józef Wasowski. W pracy reporterskiej wykorzystywał swoją bystrość i spostrzegawczość, a z codziennych zdarzeń, żartów i spotkań czerpał inspiracje, których echa można dostrzec w jego utworach. Nie był to jednak wyłącznie szczęśliwy okres – z relacji Leszka Solińskiego, przyjaciela Mirona, dowiadujemy się, ile udręki i zawodu sprawiały im polityczne metody nacisku, wychowanie ideologiczne i artystyczna przemoc socrealizmu. Zwłaszcza to ostatnie hamowało jego karierę pisarską – zaczynał publikować swoje wiersze w prasie (takie jak Chrystus powstania w dwutygodniku „Warszawa” i Ostatnia lekcja w tygodniku „Walka Młodych”), jednak w dobie socjalizmu jego nowatorskie i niezależne teksty nie były dobrze przyjmowane, o czym możemy przeczytać we wspomnieniach autora:
„Debiutowałem w 1949 roku w «Odrodzeniu» . Po tym oficjalnym starcie przyszedł okres milczenia i z drukiem następnych wierszy czekałem aż do 1955 r., chociaż w tym okresie pisałem dużo i do szuflady”.
W ciągu kolejnych lat artysta niejednokrotnie znajdował się w trudnym położeniu finansowym. Wspierali go przyjaciele. Około 1948 roku Swen Czachorowski wynajął w Kobyłce lokum, które stało się kultowym miejscem spotkań. Miron spędzał tam sporo czasu, między innymi z Lechem Emfazym Stefańskim. Wspólnie pisali, dyskutowali i zbierali zioła na okolicznych polach. Środowisko gromadzące się wokół mieszkania Swena zaczęto nazywać „grupą kobyłkowską” albo „długowłosymi poetami z Kobyłki”.
To tam narodził się pomysł założenia własnego teatru. Na miejsce wybrano mieszkanie Stefańskiego przy ul. Tarczyńskiej w Warszawie. Współpracowali przy nim Maria Fabicka, Małgorzat Komorowska, Waldemar Lach, kompozytor Stanisław Prószyński i rzeźbiarz Ludwik Hering. Inscenizacje stały się dużą sensacją w środowisku i niejako wypromowały nazwisko Białoszewskiego. W 1958 r. przeniesiono się na pl. Dąbrowskiego, gdzie zaczęła funkcjonować nazwa Teatru Osobnego. Przedstawienia tam realizowane wpisują się w nurt neoawangardy lat 50. i 60. Widać w nich poszukiwana nowej formy i zabawę językiem, tak jak w poezji lingwistycznej, którą tworzył Miron. W pierwszym programie znalazła się Wiwisekcja, monodram odgrywany przez dziesięć palców; w kolejnych przedstawieniach pojawiali się aktorzy przebrani za marionetki. W sztukach występowały postaci o płynnej tożsamości, czasami sprowadzone do form gramatycznych (jak w Imiesłowie, gdzie bohaterami są Imiesłów jako Wchodząc, Imiesłów jako Wychodząc i Imiesłów jako Co robiąc). Po czasie mianem Teatru Osobnego zwykło się określać całą twórczość sceniczną Białoszewskiego. W 1971 r. wydano zbiór jego dramatów pod tym samym tytułem.
Teatr był z pewnością kluczowy na drodze Mirona do stania się niezależnym twórcą o unikalnym stylu. Dał mu rozpoznawalność i większą stabilizację. Interesowała się nim również prasa, otrzymywał stypendia i propozycje gościnnych występów. Był dość już znany, kiedy w 1956 r. wydał swój debiutancki tom wierszy – Obroty rzeczy.
Pierwsza wydana książka Mirona składała się z wierszy wyselekcjonowanych przez Artura Sandauera, znanego krytyka. Wybór był subiektywny, staranny, podlegający gustom mentora. Sandauerowi zależało, aby w zbiorze umieścić przekrój form i styli uprawianych przez poetę. Dlatego znajdziemy tam cykl Ballad rzeszowskich, inne ballady miejskie zwane Peryferyjnymi oraz migawki z życia codziennego pogrupowane w podzbiory: Szare eminencje, Liryka sprzed zaśnięcia, Autoportrety, Groteski.
Gatunek ballady jest tak silnie reprezentowany w debiucie nie bez powodu. Stał się dla Mirona formą wyrażenia doświadczenia obcowania z naturą i wiejskim krajobrazem. Zasmakował ich poeta podczas licznych pobytów w Żarnowcu, w domu swojego przyjaciela, później wieloletniego partnera życiowego, Leszka Solińskiego. Tam szukał swojego stylu, zrezygnował z pisania podniosłej powieści o okupacji. Jedną z większych inspiracji podczas tworzenia pierwszego tomu poezji były dzieła Emila Zegadłowicza, zwłaszcza śpiewne, peryferyjne Powsinogi beskidzkie. Poetę uwodziły wątki ludowe, śmiałe wykorzystywanie gwary, jej walory muzyczne, które tworzą – tak bliską mu – poezję mówioną i słuchaną. Innymi mistrzami byli Julian Wołoszański z jego teatralnymi, mieniącymi się ciałami niebieskimi, migoczącymi bielańskimi karuzelami Okularami oraz Witkacy, od którego nauczył się Miron urabiania słów i znaczeń, zderzania ze sobą różnych porządków mowy.
Specyfikę Obrotów rzeczy można określić mianem teatru wyobraźni. Jerzy Kwiatkowski nazwał go dynamizacją i upejzażowieniem każdego fragmentu rzeczywistości, a Kazimierz Wyka „widzeniem plastycznym”. Wiersze te ożywiają uśpiony świat prowincji, uruchamiają grę cieni, barw, gestów, z którymi współgrają tony muzyki i języka mówionego. Jednocześnie ukazane w nich obrazy trawestują obrządki, dyrygują procesjami i ołtarzykami, ukazując całe piękno tych „widowisk jasełkowych”. Jednym z bardziej wyrazistych i oryginalnych utworów z tomu jest, stylizowany na Bogurodzicę, wiersz Stara pieśń na Binnarową:
„[…]
Wyjdźcie, stłoczone w kapliczce
świątki z dziwacznym licem,
pokażcie najbliższą drogę
fiołkowym i żółtym rękawem.
Już woda z rowem zakręca.
Kończy się droga gorąca.
Wierzby zgromadzone
dmuchają w pnie spękane.
Widać czarne prawie
bożych ścian modrzewie.
A szparami zapachy się leją
od pajęczyn, kwiatów i drewien”.
Utwór odczytywano na wiele sposobów. Dla niektórych stanowił próbę ucieczki od współczesnej cywilizacji w naiwny i uwodzący świat prowincjonalnej prostoty, rzeczy przestarzałych, odsyłających do pierwotnej natury ludzkiej. Widziano w nim kontynuację tradycji średniowiecznej, a także fascynację sztuki i zwyczajów religijnych Podkarpacia. Po latach Pieśń… wciąż jest określana jednym z najpiękniejszych utworów poetyckich minionego stulecia (stwierdza to między innymi Roman Mazurkiewicz).
Po bardzo dobrze przyjętych przez krytykę Obrotach rzeczy ukazuje się drugi tom wierszy – Rachunek zaściankowy (1959), który jednak nie wzbudza podobnego entuzjazmu. Zrezygnował z ballady, a skupił się na studiach przedmiotów, pozbywając się rymu i rytmu. Tematycznie jednak tom ten ustalił wątki, które pobrzmiewały później w całej twórczości Białoszewskiego. Znów widać silne sprzężenie poetyckiej egzemplifikacji z doświadczeniem osobistym. Przebijają się tam echa smutnego okresu w sanatorium w Otwocku, koloryt ulic i kamienic warszawskich.
W 1961 r. ukazały się Mylne wzruszenia, a w nich cykl Leżenia, w którym Jerzy Kwiatkowski rozpoznał „określenie psychicznego stanu świadczącego o niedowładzie ludzkiej woli”, w psychologii określanym terminem „abulii”. Do 1985 r. ukazują się kolejne tomy, w których poezja Mirona staje się coraz bardziej epicka, miejscami zahaczająca o kronikę. W wierszach pojawiają się konkretne osoby z życia poety, przyjaciele i współpracownicy z Teatru Osobnego. Sporo pisze też Białoszewski o miejscach – jednym z głównych wątków w tomie Odczepić się jest zmiana miejsca zamieszkania (poeta wyprowadził się ze śródmieścia na ul. Lizbońską, peryferie Saskiej Kępy).
Pogłębiająca się choroba i ciągłe pobyty w szpitalach „zaowocowały” osobnym, ostatnim już tomikiem wierszy. W książce Oho śledzimy mierzenie się poety ze świadomością coraz bliższej śmierci, spisywane po operacji, przyjmowaniu leków i różnych etapach leczenia. Nawet w ciężkim stanie Miron nie przestaje tworzyć, realizując najważniejszy swój obowiązek wobec życia – jego ciągły i uważny zapis.
Porównywalny do debiutu poetyckiego rozgłos zyskała pierwsza proza Białoszewskiego, czyli wydany w 1970 r. Pamiętnik z powstania warszawskiego. Książka dziś obrosła pewną legendą, przez lata była częścią kanonu lektur i wchodziła w ścisły skład najważniejszej literatury wojennej. Jej niezwykłość polega na uchwyceniu wydarzeń powstania w sposób, w jaki nie zrobiła tego żadna z osób podejmująca się relacjonowania tego wydarzenia. Na pierwszy plan wybija się prostota języka, zadziwiająca przy opisie tak traumatycznego doświadczenia. Autorowi udało się celnie, w prostych słowach uchwycić realia powstania przy jednoczesnym ukazaniu, że było to najważniejsze przeżycie jego pokolenia. Choć, jak dowiadujemy się z kart Pamiętnika, w momencie pisania Miron jest „cały, żywy, wolny, w dobrym stanie i humorze, jest październik, noc 67 rok. Warszawa znów ma milion trzysta tysięcy mieszkańców”, opowiada wydarzenia sprzed dwudziestu lat, jakby działy się w chwili zapisu na papierze. Pełne są dynamizmu, szczegółów, są pozbawione patosu. Autor posługuje się plastycznymi określeniami, słownictwem gwarowym, wyławia z tłumu pojedyncze przedmioty i osoby, rejestruje codzienność w świecie dziejącego się rozpadu. Zawdzięcza to wieloletnim przygotowaniom do pisania prozy. Pamiętnik z powstania warszawskiego zrodził się z gawędy, opowiadań przyjaciół i nagrań, a także zaplanowanych działań reporterskich (badanie życia w gruzach, ekshumacje). O samej potrzebie napisania tego rodzaju tekstu sam autor mówił:
Chociaż tak chciałem – i gadałem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I ciągle myślałem, że mam to powstanie opisać. A nie wiedziałem przecież, że właśnie te gadania przez dwadzieścia lat – bo gadam o tym przez dwadzieścia lat – bo to jest największe przeżycie mojego życia, takie zamknięte – że właśnie te gadania, ten to sposób nadaje się jako jedyny do opisania powstania.
Jego pozostałe dzieła prozatorskie również dotyczyły codzienności, tym razem bieżącej. W 1973 r. ukazał się tom Donosy rzeczywistości, w którego skład wchodzą zapiski ze zwykłych dni, spotkań i podróży z lat 1963-1973. Z kolei Szumy, zlepy, ciągi (1976) rejestrują bardzo różne okresy życia poety, począwszy od 1973 r. Podobnie jak w poezji, w formie reportażowej sporządził Miron zapis swojej choroby. Pod tytułem Zawał (1977) kryją się konkretne opisy zasłabnięć, hospitalizacji, pobytu w sanatoriach. Jan Zdzisław Brudnicki w swojej biografii Mirona stwierdza, iż metafora tej prozy prezentuje stan choroby jako „egzystencjalną przygodę i próbę człowieczeństwa, swoisty rytuał życiowy”.
Miron Białoszewski zmarł 17 czerwca 1983 r. na kolejny zawał serca. Zakończyło się jego „życiopisanie”. Choć był poetą osobnym, nienormatywnym, żaden z powojennych pisarzy (zdaniem Janusza Sławińskiego) nie spotkał się z tak pozytywnym przyjęciem krytyków. Przełamując ówczesne wzorce kultury masowej, dążył do znalezienia nowej formy w literaturze pięknej. Wyróżniał się przeobrażeniami w obrębie języka, dbał o autentyzm i pewną „surowość” opisywanej chwili, dostrzegając jednak obecną w niej „metafizykę codzienności”.
Do dziś Białoszewski wzbudza zainteresowanie badaczy literatury i kultury, nie niknie również jego obecność w ogólnej świadomości. Współczesny czytelnik może zapoznać się z niewydanym do niedawna „Tajnym dziennikiem” oraz z książką „Człowiek Miron” – wspomnieniami o poecie autorstwa jego przyjaciela Tadeusza Sobolewskiego. Powstało czasopismo „MiroFor”, skupiające artystów, specjalistów i czytelników, dyskutujących o możliwych nowych odczytania twórczości autora Karuzeli z madonnami. Powstają również nowe monografie odkrywające meandry biografii i pisarstwa Białoszewskiego, takie jak Królestwo małoznaczności. Miron Białoszewski a trauma, codzienność i queer Joanny Niżyńskiej.
- Magdalena Romanowska