Wywiad z Markiem Czunkiewiczem autorem reportażu literackiego pt. "Teatr wojenny"
Przedstawiamy rozmowę z Markiem Czunkiewiczem, autorem zbioru reportaży pt. "Teatr wojenny". Gruzja, Smoleńsk, Majdan", który opublikowało wydawnictwo Editions Spotkania.
Gabriel Kamiński: Panie Marku, proszę opowiedzieć coś więcej o książce naszym czytelnikom. Czym jest „Teatr wojenny”?
Marek Czunkiewicz: Teatr wojenny to książka, a właściwie jeden, wielki reportaż literacki. Traktujący o tym, jak pracowała Telewizja Polska na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Relacjonując moim zdaniem najważniejsze współczesne wydarzenia. Począwszy od wydarzeń w Gruzji, potem katastrofa w Smoleńsku i zdarzenia na Majdanie. Te trzy najważniejsze wydarzenia, nie każdy z nas dzisiaj umie czytać. Dlatego, że tak naprawdę kluczowa jest Gruzja, gdzie padły słynne słowa Lecha Kaczyńskiego: „Przyjechaliśmy tutaj po to żeby walczyć”. Oraz drugi fragment, "że po Gruzji będzie Ukraina, potem państwa bałtyckie i na pewno będzie Polska". W Smoleńsku zginął Lech Kaczyński, stąd możemy domniemywać, że był bardzo duży, negatywny potencjał Rosjan, aby się pozbyć tego człowieka. No i potem mamy Majdan, dzisiaj mamy wojnę hybrydową.
Marek Czunkiewicz w kolejnej walce z "czekistami" pomaga kolegom z TVP przedostac sie na miejsce "zdarzenia".
Wszystko to opisuję bo ja tam byłem. Byłem w Gruzji na wiecu 12 sierpnia 2008 roku, przygotowywałem to wszystko. Przygotowywałem siedemdziesiątą rocznicę zbrodni katyńskiej i byłem na lotnisku, gdy spadł samolot. I tak samo byłem od pierwszego dnia na Majdanie, a potem prawie półtora roku roku na wojnie w Donbasie. Wszystko to widziałem na własne oczy. Nie z opowieści osób trzecich czy z relacji. Odpowiadałem za obsługę telewizyjną. Byłem jako producent, czyli miałem swoich ludzi, ale jakby wszystko to organizowałem. Wiele rzeczy nie mogliśmy podać w relacjach, one są za krótkie. Ale też powiem panu jako dziennikarzowi. Wiele, wiele lat byłem reporterem i gdy zacząłem pisać tę książkę, zobaczyłem jak naprawdę my jesteśmy ślepi. Dlatego, że przeglądałem stare zdjęcia i wie pan, na żywo, gdy gramy, gdy relacjonujemy, nie kłamiemy, opisujemy prawdę. Ktoś zabił, ktoś zginął, coś się dzieje, ale nie mamy tej szerokiej wiedzy, która przychodzi po jakimś czasie. Jakżesz inaczej czyta się poszczególne kadry, o ileż człowiek jest mądrzejszy.
G.K: Mnie przeraża bardziej to, że nie mamy elit politycznych, które myślą perspektywicznie, potrafią wyciągać wnioski. Byłem na spotkaniu we Wrocławiu z historykami z Litwy, Łotwy, którzy mówili wprost, że polityka bałkanizacji Europy środkowo-wschodniej trwa. To jest rozbijanie tych państw na jeszcze mniejsze państwa. Nie wyciągnięcie wniosków z oficjalnych, różnych wypowiedzi polityków, leży kamieniem u szyi tego wszystkiego, co się w Polsce w tej chwili dzieje.
M.C: W stu procentach się z panem zgadzam. Dlatego, że mieliśmy podane na tacy to co się wydarzy i nic. Straciliśmy całą intelektualną gwarancję przyszłości. Oddaliśmy się Europie …
G.K: Po to by odwrócić tą sytuację potrzebne są stypendia, Nowy Erasmus dla studentów. A tak każdy patrzy na rzeczywistość przez pryzmat swoich małych interesów. Nie ma globalnego spojrzenia na Polskę, jako na jeden organizm państwowy, który rodził się w bólach. Od lat trwamy w jakimś dziwnym szczękościsku politycznym...
M.C: Musimy się rozwijać, a nie można robić tego kawałkami i to jeszcze od środka.
G.K: Czy jesteśmy w stanie ten węzeł gordyjski rozciąć, bo widzi Pan przychodzi znowu Kurski, kolejny raz zwycięża, a Grzegorz Braun odpada w II etapie.
M.C: To jest zmiana na swoich, tylko pod innymi sztandarami. Zmieniły się sztandary, bo proszę zauważyć, że przez ostatnie 20 lat ta klasa polityczna jest jedna. Zmieniają się tylko sztandary, twarze są te same. Ktoś kiedyś opisał ten liberalizm demokratyczny zachodni, że tak naprawdę to są ci sami, ludzie tylko dzielą się na dwie partie. Jedna partia to liberalna - zaciskania pasa, a druga to partia świętego Mikołaja. Teraz mamy partię świętego Mikołaja. Damy każdemu co można, rozwalimy budżet.
G.K: Mnie to tym bardziej boli, gdyż jestem z Wrocławia, gdzie PO ma duże wpływy, a PiS i prawica są totalnie zmarginalizowani. Prawicowcy są spychani na margines, także nie mamy w ogóle nic do powiedzenia w moim mieście. Powiem szczerze, jako środowisko nie jesteśmy nawet zintegrowani.
M.C: To jest też tragedia.
G.K: Jest to klęska niezależnego dziennikarstwa, którego w tym mieście i w Polsce po prostu nie ma
M.C: Jest Pan wycinany w tej chwili przez ludzi, którzy weszli w nowy mainstream. A mainstream polega na niczym innym jak na kasie.
G.K: Konkludując, co nam zostaje według Pana? Czy jest cień nadziei, że nasz polski kocioł albo wykipi, coś się przełamie, czy dalej będziemy się tak gotowali, we własnej mamałydze?
M.C: Cień nadziei jest taki, że jeżeli spełnią się słowa Lecha Kaczyńskiego i staniemy naprawdę przed zagrożeniem rosyjskim. Polski naród ma to w sobie, że w chwili zagrożenia się jednoczy. Więc niestety u nas tylko tragedie nas łączyły. A jeżeli nie było tragedii, to zawsze rozrywana była Rzeczpospolita.
G.K: No właśnie, ale czy tak zawsze musi być?
M.C: Nie wiem, jestem wychowany na romantyzmie, na wielkich zrywach, zapewne jak i Pan. Mamy to w sobie. Jak to w sobie zniszczyć ja nie wiem, a co dopiero w społeczeństwie?
G.K: Mój syn ma trzydzieści trzy lata, dopiero teraz się zaangażował i poszedł tak naprawdę na wybory. Ale mówi, "słuchaj my nie mamy jak działać, my nie mamy przestrzeni jako młodzi. Wszędzie zgarniają takich młodych np. do rozdawania ulotek, a my chcemy dyskutować, my chcemy rozmawiać". Z nimi nikt nie chce rozmawiać, to jest najgorsze. Czy to jest ten podział i wielka przepaść między jednym pokoleniem, a drugim?
M.C: Wie pan co jest najgorsze, wpierają nam, że oni mają placet na prawdę. Że tylko oni mogą tę prawdę przekazywać. Nie wiem. Ja recepty nie podam. Natomiast cieszę się, że są ludzie podobnie do mnie myślący. Jestem bardzo szczęśliwy Panie redaktorze, że poznałem Pana. Bo jeżeli we Wrocławiu jest zalążek takiej myśli, jeżeli w Warszawie jest zalążek takiej myśli, to może kiedyś się spotkamy.