"Wilno odnalezione", Gabriel Leonard Kamiński,  Akwedukt

"Wilno odnalezione", Gabriel Leonard Kamiński, Akwedukt

Zapowiedź wydawnictwa Akwedukt: "Wilno odnalezione" Gabriel Leonard Kamiński

Udostępnij

Wydawnictwo Akwedukt prowadzone przez Ryszarda Sławczyńskiego anonsuje publikację kolejnej książki poetyckiej Gabriela Leonarda Kamińskiego pt. "Wilno odnalezione". Poeta kontynuuje w nim wątki autobiograficzne w tym tomiku poszerzone o perspektywę pamięci i historii swoich przodków; rodzin Kosmowskich, Kejzików, a także wyrastających z tego drzewa genealogicznego rodzin: Grzechocińskich, Krakowieckich i Kamińskich.

Żyjemy w czasach, kiedy odchodzą bezimiennie pokolenia pionierów, seniorów, tych, którzy mieli szansę przekazać nam swoje dziedzictwo pamięci. Niestety żyjemy w czasach, która tą pamięć deprecjonuje, ośmiesza, umniejsza losy poszczególnych ludzi, rodzin sprowadzając ich do niemych świadków historii. Historii często zmanipulowanej, przekłamanej, której nieżyjący świadkowie nie są w stanie sprowadzić do poziomu prawdy; naszej ludzkiej życiowej rzeczywistości, którą współtworzyliśmy walcząc o wolność, niepodległość i pomyślność Polski ale i swoich rodzin i bliskich.

Żyjemy w czasach dominacji pamięci sieciowej, ale zapominamy, że często tworzy ją anonimowa społeczność, której wiedza może być zafałszowana i wybiórcza. Książka Kamińskiego
oddaje cześć pamięci pokolenia, które urodzone w XX wieku zapłaciło za swoje ideały najwyższą cenę, cenę życia. Tomik został po dwóch recenzjach; jednej negatywnej, zaliczającej ją do publikacji typowo patriotycznych, opartych na wierze katolickiej, drugiej pozytywnej, doceniającej sposób poetyckiej narracji, oryginalność stylu Kamińskiego, co za tym idzie traktując jego książkową propozycję, jako wysoką próbę zmierzenia się z trudnym tematem, pamięci o "tamtych" czasach. Tym bardziej, iż dotyka ona spraw najbardziej delikatnych - wspomnień o rodzinie, o bliskich, z którymi łączy autora więź najważniejsza, bo uczuciowa. Oczywiście ocena, czy ten zamiar się udał jak zawsze zależeć będzie do czytelników.

Nowy tom poezji Gabriela Leonarda Kamińskiego proponuje interesujący wariant polskiej liryki postpamięciowej przepracowującej traumę wojennych zsyłek w głąb państwa sowieckiego oraz powojennego wysiedlenia z Kresów. Książkę tworzą fotografie rodzinne, dawne pocztówki z Wilna i Wileńszczyzny, a przede wszystkim zapisy familijnych wspomnień, które przetwarza świadomość piszącego syna i wnuka wychodźców. Okazuje się przy tym, że podstawowym medium, osobami wokół których krąży pamięć familijna są kobiety, empatycznie stale przywoływane w poetyckich rozmowach matka, ciotki i babcie. Tym właśnie, najmocniej doświadczanym w czasie wojny i wysiedleń kobietom szczególnie dowierza spisujący swe postpamięciowe widma poeta. W stronę ich opowieści, powiedzeń, rytuałów i zachowań kieruje cały zasób posiadanego współczucia, rozpoznając tam miejsca najdotkliwszych zranień, które bez wątpienia na zasadzie postpamięciowej stale odnawiają się też w samym piszącym. Zbliżanie się do ich cierpień odczuwanych jako intymny, własny ból poety dziedziczącego traumę decyduje o silnej emocjonalnej skali wyrażanych w wierszach doznań - fragment recenzji.

Przez sito

Przez sito cię doniosę i do dzbanka wsypię,
mamo, babie lato będę nizać na stracha na wróble,
coby gniazdo z niego pliszki pod dachem
umościły i deszcz im będzie na kroplach
grał do rana, a świerszcz węzełek zwinie
i pójdzie przed siebie.
Lato było w trzydziestym dziewiątym,
niczym jutrznia, studnie wciągały żurawie
w głąb siebie, bocianie gniazda chowały się
pod ścierniskiem, cisza była tak stara
niczym Izraelici wyczekujący zagłady
w modlitwie.
Jesień przyniosła w martwych oczach koni
groby spięte jak ostrogi w poprzek drogi,
niebo zwinięte w podkowę, przykute do powały
z otwartymi ustami chłonęło trwogę, a ty
krok po kroku cofając się w głąb
otwartego na oścież pejzażu,
kłaniając się nieznanym bogom
okna i drzwi zamykasz za sobą
na cztery spusty


Pielgrzymuję do źródeł

Ubrany w sprany sweter, z plecakiem wypełnionym
książkami i kromkami chleba, jedna od święta
jak opłatek, objeżdżam wszystkie miejsca natchnienia,
wieże kościołów, kopuły cerkwi, synagogi,
protestanckie zbory, mijam tłum rozmodlonych,
skupione ludzkie kapliczki, pełne dziękczynnych gestów,
spełniające się w oczekiwaniu sacrum, wpatrzone
w święte twarze, w oczekiwaniu nadprzyrodzonej mocy
uzdrawiania zbolałej duszy, umęczonego ciała.
Obserwuję jak pełni lęku i nadziei wpatrują się
w monument nieba wsparty na zapalonej świeczce
ta nie mogąc być bardziej anielska rozjaśnia
ścieżki biegnące między pagórkami świeżo
skoszonej trawy, jej zapach miesza się z wonią
kadzideł, wtedy zamykam oczy poddając się
rytmowi przepływających chmur, ich
przeźroczyste ciała jakby żywcem wyjęte
z blake’owskich aniołów podobne
do ruchomych wydm opuszczają ikonostas
na palcach przechodząc obok tłumu
na oślep wpatrzonego w puste niebo
I wiem, że poznam cię po śladach na piasku,
będą krzyżować się strony świata,
na wszelki wypadek
usiądę przy każdej z nich z osobna.


Kroki

Odmierzam kroki, zastanawiam się,
ile trzeba postawić ich w lepkim pyle idąc
z Wrocławia do Wilna; po drodze
pogubiłem rozstaje dróg, liczyłem je na wspak,
opuchnięte stopy, obolała dusza,
tylko tyle możemy zabrać ze sobą, później
nieustający marsz przez pola, rowy z wodą,
przeskakujemy przez żabi skrzek, kopce kretów
i ślady jeży wydeptane w świeżo skoszonym zbożu.
Matko czas w naszych oczach nie ma odległości,
przenosi w nich, tych, których nie śmiem rozliczyć
z rodzinnej genealogii. Byliśmy sobie prawie obcy,
jeżeli nie liczyć zdjęć oprawionych w posrebrzane ramy
i zarysu rodowego drzewa wspartego na chybotliwym
trójnogu. Od tego czasu nasze dzieje są rozkołysane,
tak jakby okręt nieustannie sunął po morzu
wzburzonego piasku.
Groble przy nieczynnym młynie podobne
do jaskółek panoszących się w przestworzach.
wznoszą oczy ku niebu w poszukiwaniu deszczu,
stajnie podtrzymywane pajęczynami unoszą się
na wietrze jak w dwudziestym drugim, kiedy
siodłałaś kasztankę chcąc wjechać na oklep
do otwartego o tej porze nieba. U progu lata
zmierzch odmierzał nasze kroki w klepsydrze
lśnienia malejącego w oczach osuwając się
poza linię horyzontu w upojny sen, tyle
tylko mogliśmy przemycić przeciskając się
przez umowne granice
odliczonych wcześniej kroków.

Wykopałem ci studnię

Wykopałem studnię mamo,
abyś mogła porozmawiać z ojcem,
o tych wszystkich niezapłaconych
rachunkach, które los wystawił
pod moją nieobecność. Wiecie,
lustro wody jest nieczytelne –
zostawiłem wam ściągę w pawlaczu
tuż nad brezentem, w który owinąłem
babcię, kiedy po raz setny opowiadała mi
o „nawróceniu” dziadka na kopalnię.
Wydrążyłem ci sztolnię pod stołem,
nakryłem obrusem, abyś nie musiała
spotykać się z sąsiadami
na ostatniej wieczerzy i spoglądać
przez judasza na dozorcę, który
starannie wymiata naszą obecność
poza kamienny próg.
Zaglądam babci pod powieki, są ciężkie
niczym wieko kufra – jedyna ocalona
rodzinna pamiątka, Wilno trzyma się
dobrze, Orkowie opuścili Górkę Bouffałową,
teraz nasza samotność widoczna jest
z każdej strony świata.

 

Brzózek mi naścinaj
                                   pamięci prababci Kejzikowej

A brzózek mi naścinaj wnuczku, abym mogła
przejść bród suchą stopą, nie oglądaj się
do tyłu, aby losu nie kusić, co zawisł
za naszymi plecami jak strach na wróble.
Weź wiecheć słomy, podeprzyj nim strumień,
coby woda nie wyciekała między palcami,
abyśmy mogli ocalić znaczenie rzeczy
przed zagadaniem jej na śmierć, sens słów
zastępując pustosłowiem.
Nie wódź mnie na darmo po rozstajach,
weź puste gniazdo pustułki, potrząśnij nim
nad naszym dachem, okadź ślady
po skrzydłach zanim zarosną szadzią
i raz na zawsze pozbądź się tej niepewności
targającej naszym losem.

 Prababcia Teodozja

Prababcia Teodozja kwili jak zraniony ptak,
próbuje rozprostować skrzydła, oblatuje
nasze gniazdo ze wszystkich stron,
niczym Kolumb odkrywa coraz to nowe
skrawki ojcowizny rozsiane między bruzdami.
Jest ostatnią, która potrafi z pamięci
odtworzyć zawiłe meandry rodzinnych historii.
Zapisuje skrawki kory, spalata bazie
ukrywając w nich niedopowiedzenia
czasem przystanie, by przemilczeć
bolesną prawdę, ale najczęściej głośno
modli się w leszczynie, skorupy
orzechów pełne zmarszczek
pękają pod ciężarem zamilczenia.
Rżysko podłożę ci pod głowę Teodozjo,
zamiast korony cierniowej, abyś mogła
przemycić we śnie resztkę oziminy,
tej przy której tyle razy czekaliśmy
na pełnię księżyca. Kogut zapieje
trzy razy, nów rozścieli mglistą poświatę,
cobyśmy przytuleni do świtu
dotrwali do kolejnego zmierzchu.
Będę ci śpiewał w kościele lasu
postne wypominki.

Sokiem z łopianu cię napoję

Sokiem z łopianu napoję cię Gabryniu, abyś
była nieśmiertelna na jawie i w snach swoich,
gdy ziemski i niebiański ikonostas połączy
krainy naszego dzieciństwa. Wiem, że cień
nosisz za plecami i różaniec skrywasz w dłoniach,
wtedy światło ześlizguje się ze szczytów nieba
pod twoje stopy, przy krzaku porzeczek gorejesz
łąka do twych stóp się łasi i wiem, że w tej samej chwili
jesteś w siódmym niebie.
W skamieniałych obrazach twojego dzieciństwa
piesza pielgrzymka do Jerozolimy spotyka się
w pół drogi z odrutowanym wagonem, którym
wywożono was do łagrów, Matka Boska z
Ostrej Bramy i Matka Boska Katyńska
nic o sobie nie wiedząc modliły się
po dwóch stronach pękniętego nieba.
Szeptałaś: „w każdym z nas jest tyle życia,
ile nadziei”. Po drodze obejmowałaś pnie brzóz,
by nabrać sił na kolejny etap.
Sokiem z łopianu napoję cię babciu, abyś
była niezłomna jak Matka Ostrobramska
i mocarna niczym Matka Boska Katyńska.
Będę murem stał u boku twojej pamięci,
by dowieść, iż rzeczy tak się miały
jak twój sen na jawie.

 


Tytuł: Wilno odnalezione
Autor: Gabriel Leonard Kamiński
Wydawca: wydawnictwo Akwedukt
Miejsce i rok wydania: Wrocław 2018
Wydanie: I
Objętość: 93 strony
Format: 14.00 x 21.00 cm
Oprawa: broszurowa, karton 300 gr
ISBN: 978-83-940364-5-4
Cena katalogowa: 30, 00 zł


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się