Zapraszamy na Pomosty literackie - Spotkanie nr 6
Już po raz szósty współcześni wrocławscy pisarze mówią o swojej twórczości i przypominają sylwetki nieżyjących koleżanek i kolegów. Zapraszamy do literackiej podróży przez przeszłość i teraźniejszość.
Księgarnia Wratislavia oraz Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział we Wrocławiu zapraszają na spotkanie autorskie, szóste z cyklu „Pomosty literackie”, które odbędzie się 19 października (w czwartek) o godzinie 18 w Księgarni Wratislawia (plac Legionów 14, Wrocław). Gościem wieczoru będzie wrocławski pisarz Stanisław Karolewski. Spotkanie poprowadzi Jacek Inglot. W drugiej części spotkania jego uczestnicy przypomną sylwetkę i twórczość wrocławskiego pisarza i podróżnika, Kamila Giżyckiego, zmarłego w 1968 roku.
Stanisław Michał Karolewski – ur. w 1983 r. we Wrocławiu, absolwent historii sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego, twórca i właściciel wrocławskiego Szarlatana – interdyscyplinarnego antykwariatu i miejsca kultury, gdzie pracuje od 2006 roku, autor powieści: „W piaskownicy światów. Epos wrocławski” (2009), „Bilet na Arkę” (2012), biograficznego poradnika: „Głodny Anioł. Jak wyleczyłem się z raka” (2010) i jego wersji rozszerzonej: „Pokonałem raka. 9 sposobów, dzięki którym wyzdrowiałem” (2013), oraz zbioru miniatur: „Szarlatańskie wersety. Rok w antykwariacie” (2015). Należy do wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Kamil Giżycki (ur. w 1893 w Grybowie, zm. w 1968 we Wrocławiu), pisarz, podróżnik, żołnierz i plantator, absolwent Politechniki w Monachium. Walczył podczas I wojny światowej, dostał się do niewoli i został zesłany na Syberię, skąd wykupiła go rodzina, został dyrektorem fabryki narzędzi rolnych, w 1917 roku wstąpił do korpusu czechosłowackiego i walczył z bolszewikami, w 1919 roku wstąpił w Nowosybirsku do polskiej dywizji syberyjskiej. Był zastępcą komendanta polskiego pociągu pancernego i służył w batalionie inżynieryjnym. Po okrążeniu dywizji w pobliżu Krasnojarska w styczniu 1920 wraz z grupą innych żołnierzy nie uznał kapitulacji i zbiegł poza kordon okrążenia. Po powstaniu Białych przeciwko Chińczykom wczesną wiosną 1921 wstąpił w szeregi Białych i jako ich wysłannik wyjechał do Sinciangu w celu nawiązania współpracy z generałem Bakiczem i atamanem Annienkowem. Po powrocie do Mongolii wstąpił do armii barona Ungerna. Walczył w czasie nieudanej ofensywy ungerowców na Urianchaj, a potem kierował zorganizowaną przez siebie fabryką produkującą granaty, miny i gazy bojowe. Jako dowódca oddziału chemicznego w połowie lipca wziął udział w ostatniej kampanii Ungerna atakującego rejon Wierchnieudińska w Rosji, a po załamaniu ataku oraz upadku Ungerna wraz z jego 2. brygadą przedarł się przez północną Gobi do Mandżurii. Tam został instruktorem wojskowym armii faktycznego władcy mandżurskiego, generała Zhang Zuolina, a potem pracował jako inżynier na Kolei Wchodniochińskiej. Odbył też krótką wyprawę na Sachalin i Kamczatkę, po czym latem 1922 wstąpił do armii białych generała Piepieliajewa, która miała wyruszyć na pomoc antybolszewickim powstańcom jakuckim.
W 1923 wrócił do Polski, w okolice Lwowa, ale w 1926 wyjechał jako preparator zwierząt z wyprawą Ossendowskiego do zachodniej Afryki, gdzie zwiedzał m.in. Kamerun. O tej wyprawie napisał książkę podróżniczą, wydał też wspomnienia z walk w Mongolii i podróży do Polski. W 1934 kupił dużą plantację w Liberii, ale w 1939 wrócił do kraju, by uczestniczyć w jego obronie. Podczas okupacji działał w Komendzie Głównej AK. Po wojnie mieszkał we Wrocławiu i utrzymywał się z pisania książek przygodowych dla młodzieży. W 1951 roku został współzałożycielem wrocławskiego oddziału Związku Literatów Polskich, a w 1955 roku otrzymał nagrodę literacką Wrocławia. W 1956 roku nagrodzono go Złotym Krzyżem Zasługi.
Kamil Giżycki patronował nieistniejącej już dziś Szkole Podstawowej nr 14 we Wrocławiu, a także filii Biblioteki Publicznej przy pl. Piłsudskiego, położonej w pobliżu jego domu na wrocławskich Karłowicach.
W legendzie o zaginionym skarbie barona Ungerna, rozpropagowanej przez Michałowskiego, Giżyckiego wskazywano jako depozytariusza tajemnicy miejsca ukrycia tego karbu. (za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamil_Giżycki)
Kamil Giżycki (opowiadanie „Sjastun”, fragment)
Czarownik tańcem ilustrował zakładanie tykw. Niby to wspinał się na drzewo, wybierał odpowiednie rozgałęzienie konarów, troskliwie umieszczał tykwę, ześlizgiwał się po pniu i znów szukał innego, dogodnego dla swych celów drzewa.
Nagle przeraźliwy krzyk przeszył ciszę nocną! Krzyk człowieka napadniętego znienacka zabrzmiał jak wrzask antylopy zduszonej przez lamparta i po krótkim rzężeniu zamarł.
– Aaaa! – rozległo się teraz przerażone westchnienie widzów, ale już przed zdumionymi ich oczyma rozgrywał się dalszy ciąg pantominy. Majdan jakoby zapełnił się ludźmi, którzy biegali to tu, to tam, szukając czegoś, nawołując się.
Czarownik tak wiernie, tak obrazowo odtwarzał ruchy poszczególnych osób, że z kręgu widzów rozległy się. śmiechy i wołania:
– O, matko, matko! Przecież to Zizi!
– Kha! – zaśmiał się ktoś. – Czego tam szukasz, Belefanaj? Czarownik pochylił się nagle nad trupem, przyjrzał mu się uważnie, podniósł z ziemi nóż, wskazał palcem na rdzawe plamy krwi na klindze, a potem – niby przypadkiem – spostrzegł woreczek z ryżem. Z gestem niezmiernego zdumienia podniósł go, rozwiązał, wysypał kilka ziaren na dłoń – i zastygł w zadumie. Nie trwało to jednak długo, po chwili bowiem począł z zainteresowaniem oglądać woreczek, przy czym kilka razy rzucił szybkie, przenikliwe spojrzenie na siedzących opodal więźniów. A potem podszedł do ogniska, podsycił je kilku szczapami brewion i zawołał:
– Kobiety! Przynieście kocioł z wodą!
Nie upłynęła i minuta, a już dwie młode kobiety postawiły przy ogniu żelazny kocioł napełniony wodą. Czarownik skinął wtedy na mężczyzn, tych samych, którzy przyprowadzili podejrzanych, a ci natychmiast przybiegli, ustawili trójnóg z kamieni, postawili na nim kocioł, po czym przestrzeń między kamieniami wypełnili żarzącymi się węglami. Czarownik usiadł przy tej kuchni, podsycał żar świeżymi węglikami, a skoro woda w kotle zagotowała się – wsypał w nią całą zawartość woreczka. Mieszając gotujący się ryż skrwawionym nożem kilkakrotnie dorzucił jakichś ziół zmielonych w dłoniach na proszek.
Wkrótce powietrze nasiąkło smakowitą wonią ugotowanego ryżu. Wtedy czarownik podszedł tanecznym krokiem do kępy bananów rosnących na tyłach chat, wyciął z nich duży liść i podzielił go na pięć części. Powróciwszy do ogniska odstawił na bok kocioł i ugotowany ryż w równych porcjach nałożył na pocięte kawałki. A potem każdemu z więźniów podał jedną porcję zapraszając do jedzenia.
Więcej o projekcie „Pomosty literackie” na podstronie: http://pisarze.wroclaw.pl/?page_id=1766