"Zimne nóżki nieboszczyka", Agnieszka Pruska

"Zimne nóżki nieboszczyka", Agnieszka Pruska

Agnieszka Pruska, " Zimne nóżki nieboszczyka" - fragment

Udostępnij

Przedstawiamy fragmenty najnowszej książki Agnieszki Pruskiej pt. "Zimne nóżki nieboszczyka". Powieść opublikowało wydawnictwo Oficynka. 

Pierwszy śnieg spadł pod koniec listopada i nieoczekiwanie rozbudził we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Jeździłam na zimowiska rok w rok przez chyba dziesięć lat i pamiętałam zabawy na śniegu. Narty, sanki, łyżwy i walki na śnieżki. Nie tęsknię za szaroburą masą zalegającą na ulicach w miastach, gdy zima po raz kolejny zaskakuje drogowców, ale pokryte śniegiem pola i lasy prawie zaczęły mi się śnić.
– Idź na plażę i zrób orzełka, może ci przejdzie – poradziła moja przyjaciółka Julia.
Siedziałyśmy u niej w domu i czekałyśmy na naszych facetów. Mieliśmy razem pójść do świeżo odkrytej knajpki, a oni spóźniali się mimo popołudnia teoretycznie wolnego. Mój mąż
pomagał w czymś koledze, a Dawid Julki nie wrócił jeszcze z pracy. Był gliniarzem i nigdy nie było wiadomo, czy coś go nie zatrzyma.
– Sama się tarzaj na plaży w zamrożonych śmieciach morskich i psich gówienkach. – Wciągnęłam nogi na narożnik, bo zrobiło mi się zimno. – Ale na biegówkach bym sobie pojeździła.

Przez kilka lat dosyć regularnie biegałyśmy na nartach po okolicznych lasach. Potem zniechęciłyśmy się, bo jak był śnieg, to nie miałyśmy czasu, a jak miałyśmy czas, to śniegu nie było.
Może w tym roku będzie inaczej?
– Ja też – przyznała bez wahania Julia. – Jutro?
Jej entuzjazm był podejrzany. Czyżby sierżant Podgórski miał zajętą niedzielę? Zastosowałam dyplomację.
– A Dawid ma narty?
– Nie ma – stwierdziła z zaskakującą satysfakcją Julka.
– Do jutra nie kupi.
– I bardzo dobrze. Zobaczy, jak to jest, gdy się siedzi w domu i czeka. Aha, wszystko jasne. Najwyraźniej Podgórski ostatnio prawie nie wychodził z komendy i Julia czuła się zaniedbana.
– Przecież wiedziałaś, że to gliniarz. Nie spodziewałaś się chyba, że przestępczość spadnie do zera, gdy zamieszkacie razem.
– No nie, ale mam go za mało.
W tym momencie za mało bywający mężczyzna wszedł do domu i przerwał nam obgadywanie go. Nie było tylko Rafała, a nas głód zaczynał coraz bardziej przyciskać. Zadzwonił, gdy
już sięgałam po telefon, żeby mu powiedzieć, co myślę o skazywaniu nas na niechybną śmierć głodową. Podjeżdżał pod dom Julki, więc umówiliśmy się na dole. Nieuprzątnięty śnieg leżał na ulicy i zanim doszłam do samochodu, zdążyłam pośliznąć się i wywalić. Na szczęście ciepła i gruba kurtka trochę osłabiła impet, ale podejrzewałam, że i tak będę miała siniaka w okolicy kości ogonowej.
– Nie narzekaj, chciałaś mieć kontakt ze śniegiem, to korzystaj z okazji – nie wytrzymała Julia.
– Ale nie taki. Taki mnie nie satysfakcjonuje. Nic mi nie jest – uspokoiłam Rafała, który otrzepywał mnie ze śniegu.
– Jedźmy już, bo umrę z głodu, a nie na skutek urazu.
Tego dnia śnieg odszedł już w zapomnienie i przez resztę wieczoru rozmawialiśmy na zupełnie inne tematy.

 
                                                                               ***

Obie z Julią uczyłyśmy w tym samym liceum, ale w tym półroczu nasze plany lekcyjne nie pokrywały się i rzadko zdarzało nam się razem wracać do domu. Wyjątkiem były dni, kiedy
jedna z nas miała zastępstwo. Kiedy dwa tygodnie po rozważaniach na temat nart wracałyśmy razem, Julia nieoczekiwanie wróciła do tematu.
– Podobno ma być śnieg na ferie.
– Zima jest, to nic nadzwyczajnego. Gdyby był śnieg w czasie wakacji, to co innego. Chociaż, czy ja wiem… Nie nadążam już za tą pogodą.
Moje stwierdzenie miało swoje uzasadnienie. Po śniegu nie zostało nawet wspomnienie i szłyśmy w porozpinanych kurtkach. W połowie grudnia.
– Może byśmy pojechały gdzieś na te narty?
– Na ferie? – spytałam głupio.
– A na co?
– Możemy. Ale gdzie tu jest drugie dno?
– A musi być?
– Dwa lata temu oświadczyłaś, że więcej nie będziesz się narażała na długotrwałe wyziębienie i spalisz narty. Nie wiem gdzie, bo na kaloryferze byłoby ci trudno.
– Też nie wiem. – Julia wzruszyła ramionami, co spowodowało zgubienie szalika. Podniosła go, otrzepała i kontynuowała:
Nie musimy robić długich wypadów w siarczystym mrozie, ale pobyt na świeżym powietrzu dobrze nam zrobi po tym użeraniu się z małolatami. Gdańsk nie Kraków, oddychać się da,
ale fajnie by było wyjechać. I przy okazji może coś zobaczyć.
– Nie wiem, czy Dawid i Rafał dostaną urlopy – zauważyłam.
– No to pojedziemy bez nich, przecież nieraz tak już robiłyśmy.
– Albo mi powiesz, o co chodzi, albo nie jadę! – zagroziłam.
Nie uwierzyłam w konieczność wietrzenia się w przerwie międzysemestralnej i dotleniania na wsi. Julka musiała mieć jeszcze jakiś powód, ale najwyraźniej nie przechodziło jej to
przez gardło. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zgadnąć, że  chodzi o Dawida.
– Prawie go nie ma, wiesz? – poskarżyła się.
– To gliniarz i to nie taki jeżdżący w patrolu.
– Wiem, ale w domu bywa jak w hotelu. Śpi i je. Najwyraźniej jednodniowy wypad na narty ze mną i z moim mężem nie spełniły zadania, sierżant nie zaczął tęsknić do nieprzytomności.
– Chcesz pojechać, żeby zobaczył, jak to jest, gdy cię dłużej nie ma?
– Dokładnie. Alka, ja wiem, jaki on ma zawód, wiem, że go nie zmieni, i wiem, że nie pracuje od ósmej do szesnastej, ale ostatnio naprawdę się mijamy. Boję się, że na dłuższą metę oboje nie damy rady tak żyć. Chcę, żeby to sobie uświadomił teraz.
– I co dalej? Pójdzie do szefa i zażąda, żeby go zwalniał szybciej do domu?
– Nie. Nie wiem. Znaczy wiem, dalej będzie tak samo. Ale Dawid chyba nie wie, jak to jest siedzieć w domu i czekać. A gdy przez dwa tygodnie będzie wracał do pustego mieszkania, może
mu to da do myślenia?
– Może da, ale nie licz na wiele. – Tym razem ja wzruszyłam ramionami – Dobra, to gdzie chcesz jechać?
– Do Chojnic. Co o tym myślisz?
Z Chojnicami było tak jak z Fromborkiem. Niby nie leżały na końcu świata i można było tam podskoczyć choćby na weekend, ale w zimie? Jako miejsce do wykorzystania biegówek okolice wydawały się wprost idealne. Poza tym był tam Lasek Miejski, w którym być może również da się pobiegać. Tym bardziej że po dość długiej przerwie będziemy musiały się stopniowo do nart przyzwyczaić, co uświadomiłyśmy sobie dwa tygodnie temu.
– W Chojnicach są też jakieś muzea i inne atrakcje – kusiła Julia.
– W postaci zwłok? – spytałam, przypominając sobie nasze ostatnie wyjazdy.
– W jakim sensie? Opóźnień? W muzeum? No chyba że chodzi ci o dojazd, ale przecież pojedziemy samochodem, a nie pociągiem. Co cię transport publiczny obchodzi?
– W sensie nieboszczyka.
– Oszalałaś? W zimie?
W sumie miała rację. Jak do tej pory wszystkie zwłoki, które udało nam się znaleźć, były wakacyjne, można powiedzieć – letnie. Zawahałam się. Ostatnio naprawdę przytrafiały nam
się wydarzenia nietypowe i nieco makabryczne. Jednocześnie intrygujące i aż proszące o to, żeby rozwiązać zagadkę. Ale to było latem i nie w mieście. Trochę szkoda.
– Jasne, w zimie nikt się nie morduje – stwierdziłam zgryźliwie.
– Ale niestety muszę ci przyznać rację, szansy na nieboszczyka raczej nie mamy...

 


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się