Goście drugiego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich: autor polski Andrzej Muszyński i Aka Morchiladze z Gruzji
Drugi dzień spotkań autorskich rozpoczął Andrzej Muszyński. Młody pisarz, który nie lubi szufladkować swojej twórczości. Zaczynał od reportażu, przedstawiały obrazy Azji, Afryki oraz Ameryki Łacińskiej. Poprzez prozę starał się ukazać polską wieś, by w końcu przedstawić czytelnikom swoją powieść. Pisarz, bez względu na swój młody wiek, otrzymał już wiele prestiżowych nagród, m.in. jest laureatem Nagrody im. A. Włodka przyznawanej przez Fundację Wisławy Szymborskiej oraz laureatem stypendium Fundacji "Herodot" im. Ryszarda Kapuścińskiego.
"Fajrant", tak brzmi najnowsza powieść Muszyńskiego, ukazuje perypetie młodych startupowców, którzy starają się osiągnąć sukces łapiąc się różnych, często zwariowanych pomysłów. Na spotkaniu, autor zaprezentował publiczności fragmenty właśnie z tej książki.
Spotkanie prowadził dziennikarz radiowy, Jacek Antczak. Pisarz przytoczył pierwsze oraz ostatnie fragmenty swojej powieści, zwracając uwagę na opis bohaterów oraz miasteczka.
Antczak zaczął rozmowę od ogólnego pytania: Czy czytanie jest ciężką pracą dla autora? Autor odpowiedział, iż zależy to od autora, jeśli jest on nieprzyzwyczajony, to może być to trudne. Wspomniał również, że wielu jego kolegów pisarzy wręcz nie cierpi tego robić - następnie dziennikarz wytłumaczył, dlaczego zadał takie pytanie, nawiązując tym samym do treści powieści. Przedstawił sytuację, kiedy narrator zostaje poproszony przez mamę, by opowiedział w Domu Kultury w miasteczku, o Birmie. Wzbrania się, lecz ostatecznie wygłasza wykład, najprawdopodobniej dlatego, że dostanie za to 250 zł do ręki. Pytanie to, pozwoliło przedstawić autorowi główne założenia powieści. Pisarz stwierdził, iż bohater funkcjonuje dzięki ludziom, którzy go otaczają, ale przede wszystkim dzięki rodzicom, którzy wysyłają mu w kopercie dwa tysiące złotych, gdy wiedzą, iż jest on w tarapatach. Pan Andrzej powiedział, że dążył do opisania zjawiska prekarności, które idealnie opisuje to co dzieje się obecnie z jego rówieśnikami. Przyznał również, iż bodźcem do napisania przytoczonej wcześniej powieści była po prostu codzienność: "Ja żyję tu i teraz i widzę, że dla wielu ludzi Wielki Temat to czysta codzienność". Autor chciał pokazać, że nie powinniśmy się bać tego co się obecnie w Naszym życiu dzieje. Pan Muszyński stwierdził, iż dużo czytał na temat zjawiska prekarności, lecz nigdy nie trafił na książkę utworzoną w tym klimacie, dlatego też postanowił przedstawić to zjawisko w swojej powieści.
Następną kwestią poruszoną przez dziennikarza były nowoczesne technologie, nowe możliwości ludzi w wieku 20-30 lat oraz termin poruszany w powieście, mianowicie star-up. Pan Andrzej przyznał, że na początku sam nie widział co ten termin oznacza. Nie uważa się za specjalistę, lecz odważył się go opisać, ponieważ parę lat temu znalazł się w centrum tego środowiska. Czytał dużo na ten temat i był pewny, iż powszechnie ludzie wiedzą co znaczy start-up, lecz okazuje się, że nie: "To określenie małej firmy założonej przez młodych ludzi, którzy są specjalistami w danej dziedzinie. Można powiedzieć, że to jest taka firma założona za niewielki kapitał w garażu". Firma, która nagle rozrasta się do ogromnych rozmiarów. Autor dodał, iż bohaterowie jego powieści nie są stricte startup'owcami. Są to ludzie z małego miasteczka, którzy po siedmiu latach pobytu w Anglii wracają do Polski i chcą zarobić więcej pieniędzy, chcą być kimś. Nie chcą iść w ślady rodziców (np. praca w spółdzielni oraz huta). Łapią się za start-up'y, lecz wiąże się to z porażką, gdyż brak im ogólnego pojęcia na ten temat. W tym miejscu autor nawiązuje też do pojęcia storytelling, wymyślonego przez bohaterów, które cały czas przewijało się w środowisku, w którym autor przebywał. Storytelling to forma reklamy, marketingu, w której nie mówimy czegoś wprost, lecz opowiadamy o naszym produkcie. Warto dodać, że niestety główny bohater, mimo starań trafia na bezrobocie.
Inną kwestia była piłka nożna. Mianowicie bohaterowie książki chcą promować piłkarzy klasy A i B w internecie. Moderator zadał więc pytanie, czy piłka nożna na wsi jest nadal ważna, ponieważ kiedyś była. Pisarz stwierdził, że obecnie nie utrzymuje kontaktów z młodszymi osobami, lecz zauważył, iż teraz nie ma już ludzi na boiskach. W dzieciństwie grał w klubie, w małym miasteczku z żydowską przeszłością (niemal wyjęte z prozy Schulza). Piłka nożna była tak naprawdę jedną z niewielu rozrywek, podobnie jak zabawy w lesie. Dlatego też bohaterowie mieli pomysł promocji piłkarzy w sieci, jednak nie udało się to. W tym miejscu Andrzej Muszyński przyznaje również, że fabuła nie jest najważniejsza w Jego książce. Fabuła powieści jest tylko pretekstem, który pozwala utkać to co w literaturze najważniejsze, czyli pamięć o miejscach, o uczuciach, o aurze danych miejsc.
Jacek Antczak następnie przeszedł do ukazania publiczności dwóch reporterskich książek Andrzeja Muszyńskiego, który pojechał na koniec świata i dostał stypendium im. Ryszarda Kapuścińskiego. W debiutanckiej książce pisze o Azji, Afryce, Ameryce Łacińskiej, potem opisuje Birmę. Dziennikarz zapytał autora o drogę: od reportażu zagranicznego do literatury opisującej polską prowincję. Pisarz odpowiada, że w młodości podróże stanowiły główną część jego intensywnego życia. Były to podróże szalone, których obecnie pewnie by nie powtórzył. Przyznaje, że uprawiał soft kolonializm, dostrzegł to dopiero po dziesięciu latach. Interesował go konkretny punkt, cel, zdobycz. Zwrócił uwagę, że ludzie, którzy są na miejscu i nas otaczają, są pewnego rodzaju źródłem do celu. Natomiast gdy spędzał czas w za granicą, w trudnych warunkach odkrył w sobie kolonialną arogancję - człowiek zaczyna uciekać, szaleje. W ten sposób zainteresował się ludźmi i zaczął pisać reportaże. Pan Andrzej przyznaje, że: "Pisanie reportaży było dla mnie tylko i wyłącznie drogą do odkrycia, że proza daje człowiekowi więcej narzędzi. Że tak naprawdę fikcja to nie jest kreowania światów, które nie mają zupełnie żadnej styczności z rzeczywistością."
Inną interesującą kwestią było pytanie dziennikarza: Co czyta, czym zajmuje się młody pisarza? Ponieważ współcześnie istnieje takie przeświadczenie, że jeśli nie istniejesz w sieci to Cię nie ma. Pisarz przyznaje, że wieczorami lubi czytać książki Schulza oraz ks. Michała Hellera. Obecnie jednak nie ma czasu na pisanie, ponieważ w związku z tym, iż mieszka na wsi, stara się pracować na polu. Dopiero w okresie jesień/zima, gdy wszystko cichnie, może skupić się na pisaniu.
Pojawiły się również ciekawe pytania ze strony publiczności. Jedna osoba zapytała, czy autor zamierza wrócić do reportażu czy czuje się dobrze w tworzeniu prozy. Pan Andrzej odpowiedział, iż proza daje mu sporo satysfakcji i że ma plany na następne książki. Co ważne, dodał, że nie chce się szufladkować. "Pisanie to jest tak piękna czynność, twórczość to jest tak piękna rzecz", dlatego czasami nie rozumie pisarzów, którzy bardzo bronią konkretnego gatunku.
Następne pytanie z publiczności wydawał być się bardzo ważne dla autora: Co jest istotą obsesji autora na temat krajów muzułmańskich? Pisarz odpowiedział, iż styczność z krajami muzułmańskimi ma od samego początku. Pierwsze zdarzenie z krajem poza europejskim miał w Maroko. Ogólnie doszukiwałby się psychologicznych fascynacji. Ważny był szok kulturowy. Takie miejsca są inne, różnorodne. Nie sądzi jednak, że jest to czysta fascynacja orientem. Autor zwrócił uwagę na system prawa Islamu, ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że prawo może być tworzone na tak różnych fundamentach.
Na koniec spotkania, Jacek Antczak dodał, że od środy (05.07.2017) powieść "Fajrant" będzie czytana na antenie Radia Trójka.
Zobacz film na Youtube.com
Drugim gościem Miesiąca Spotkań Autorskich był pisarz Aka Morchiladze pochodzący z Gruzji. Na spotkanie przyszedł ze swoim dziełem "Brązowa książeczka nr3". Moderatorem spotkania była Irina Tkeshelashvili, która na początku krótko przedstawiła autora między innymi jako znawcę historii Gruzji. Jego książki zostały przetłumaczone na wiele różnych języków.
Aka Morchiladze i prowadząca spotkanie Irina Teszelaszwili
Przed przeczytaniem fragmentu swojej książki, Aka Morchiladze uprzedził, że sam dawno nie czytał swojego tekstu i dla niego będzie to tak samo ciekawe doświadczenie, jak dla publiczności. Tekst był czytany w języku gruzińskim, a tłumaczenie Jarosława Witolda Rybskiego można było zobaczyć na ekranie.
Aka Morchiladze czyta
Fragment książki: "Brązowa Książeczka nr 3 3 of Vine"
Na początku był brzeg. Na brzegu stała grecka kolumna, której już nie ma. Woda głaskała brzeg, a czasami wlewała się i wpadała na niego. Mnich Dositheos siedział w górnej sali Klasztoru. Była to Sala Barwienia i mnich pochylał się w swej skromnej luźnej szacie wystawiając z niej tylko trzy palce o długich paznokciach. Palce te trzymały stare pióro z miękkiego drewna. Raz za razem zanurzał je w czarnym jak smoła inkauście, by przelać na karty kroniki wydarzenia na wyspie z ostatniej dekady. Mnich kaligrafował starannie stawiając elegancko pochylone litery w monastycznym stylu. Wioska leżąca poniżej klasztoru była niewielka w tamtych czasach. Wszystkie pola wchodziły w głąb wyspy. Był to idealny dzień dla ciszy przerywanej jedynie cichym chlupotem fal.
Ze swego okna Mnich Dositheos zawsze miał dobry widok na brzeg i na ocalałą dorycką kolumnę stojącą pośród białych ruin. Również wioska rozciągała się na jego oczach poniżej. Przypominała mu pospiesznie rozstawiony stół piknikowy, jakby ktoś zdjął płaszcz i położył go na łące,a reszta uczestników pikniku szczodrze opróżniała swoje sakwy nie zostawiając w nich nic, czego nie dałoby się zjeść. Mnich Dositheos przebywał w Klasztorze od lat młodzieńczych. Został przywieziony tutaj z Samtskhe, gruzińskiej prowincji. Przebył morze tylko raz i bardzo chorował przez całą drogę tracąc poczucie czasu i kiedy jego wuj pomagał mu zejść ze statku, powiedział: „Możesz już do końca swych dni nie wyruszyć w taką podróż, chłopcze. Zapamiętaj ją więc dobrze.” Mnisi wiedzieli wszystko, gdyż obserwowali cały świat ze swych okien, które mistrzowscy rzemieślnicy stworzyli takie wielkie. Był to czas obserwacji i eksploracji, kiedy ludzie usiłowali badać zamorskie krainy. Gdyż świat wtedy był prawdziwym uniwersum, w którym królowie byli władcami, kampanie toczyły się daleko, odwaga była w ludzkich sercach, a wiara była niewzruszona. Świeckie domy w tamtych czasach budowano z dużymi oknami, a główny budowniczy musiał postrzegać cele mnichów tym samym świeckim okiem. Mnich Dositheos miał „zabarwić” tę książkę. Wtedy tak mówiono na sztukę kaligrafii, a tak samo książki nazywano inkunabułami od brunatnego inkaustu, którym je spisywano. Mnich pisał kronikę, która była tak prosta jak jego ubogi posiłek.
I tak mnich Dositheos obserwował też kobietę idącą popołudniem krętymi ścieżkami we wiosce, która siedziała u podstawy greckiej kolumny aż słońce topiło się w morzu.Mnich Dositheos zastanawiał się czy nie ma krewnych, którym mogłaby zanosić posiłek na pole. Później dowiedział się, że ma męża, ale nie ma dzieci. Mąż był jednym z wojowników Strażników Fortu, którzy wracali późno do domu na mule. Nocą wszyscy zbrojni opuszczali fort oprócz nocnej straży. Nocni strażnicy palili ogniska na blankach, by zapewnić niebo nad nimi i morze pod nimi, iż w tej ciemnicy istnieje ta mała wysepka.
Płonące siano na blankach było prawdziwą magią. Wyglądało wspaniale nawet, kiedy ognie przygasały w ciemności. Wtedy dzwon klasztorny dawał głos i dodawano wiązki siana do płomieni. O świcie, kiedy dzwony zaczynały wzywać na poranne nabożeństwo, strażnicy żegnali się, schodzili na dół do swych chat, jeśli który miał jakąś. Bezdomni zostawali w forcie, gdzie kładli się na swych bieda – legowiskach...
Po części, w której był czytany fragment padło wiele pytań. Niektóre były dosyć osobiste, inne dotyczyły książki lub podróży autora. Jednak wszystkie z nich zachęcały go do dłuższych wypowiedzi, które nie zawsze były ściśle związane z tematem pytania, a bardziej przybliżały nam Gruzję.
"W jakich czasach rozgrywa się powieść" było jednym z pierwszych pytań od publiczności. Początkowo odpowiedź była krótka. "Jest to epos, ale wszystko odbywa się w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia." Jednak po chwili zastanowienia autor dodał od siebie w jaki sposób Gruzini i Europejczycy różnią się od siebie pod względem postrzegania czasu. Ci pierwsi lubią opowiadać historie i bardzo je przeciągać. Jeśli chcą opowiedzieć o czymś, co stało się teraz, to zaczynają od samego początku, czyli źródła historii. Opowiadają wszystko krok po kroku z niezwykłą dokładnością i dopiero na koniec przechodzą do wydarzenia właściwego.
Drugie pytanie było bardzo proste, jednak ważne dla obu stron, czyli Polski i Gruzji. Pewien Pan z publiczności zapytał, z czym kojarzy mu się Polska. Odpowiadając na to pytanie autor był wyraźnie rozbawiony. Odpowiedział, że w tej chwili ma wiele wspomnień dotyczących Polski, jednak pierwsze, które przyszło mu do głowy, to drużyna piłkarska z 1972 oraz 1974 roku. Opowiedział również o swoich wspomnieniach z Gruzji. Kiedy jeszcze był dzieckiem, wielu jego kolegów, czy koleżanek miało Polskie nazwiska, jednak mówili po gruzińsku. Bardzo go to zastanawiało, jednak dopiero kiedy był dorosły dowiedział się, że było to skutkiem powstania, przez które polscy zesłańcy byli zmuszeni przenieść się na Kaukaz.
Spotkanie z autorem trwało dosyć długo, prawdopodobnie przez bardzo duże zainteresowanie ze strony nielicznie zgromadzonej publiczności. Po zakończeniu można było porozmawiać osobiście z Aką Morchiladze, który chętnie odpowiadał na dodatkowe pytania.
Zdjęcia: Rafał Komorowski
Relacja: Marta Matjasik
Relacjas: Sylwia Kobędza